Mahabharata
Opowieść 18:
Wyjaśnienie nieobecności Kryszny podczas gry w kości
opowiada
Barbara Mikołajewska
na podstawie fragmentów Mahābharāta,
3. The Book of the Forest,
3(31) The Mountain Man, 13.1-14.15, 24.1-27.20,
3(31.a) The Razing of Saubha,
w angielskim tłumaczeniu z sanskrytu J.A.B. van Buitenen,
The University of Chicago Press.
Spis treści
Szloch przerwał mowę Draupadi i zalewając się łzami, zakryła twarz swymi delikatnymi dłońmi. Szybko jednak otarła łzy i wzdychając boleśnie, rzekła z gniewem: „O Kryszna, skoro tak bezlitośnie pozostawiłeś mnie bez pomocy, gdy zalewała mnie ta plaga pospólstwa, czuję się tak, jakbym nie miała ani ciebie, ani mych mężów, synów, braci, ojców i przyjaciół i mojej urazy nic nie ukoi!”
(Mahabharata, 3(31) The Mountain Man, 13.110-115)
1. Ardżuna wychwala Krysznę jako sprawcę i praźródło wszechświata, aby uciszyć jego gniew przeciw Kaurawom, a Kryszna oświadcza, że nie ma między nim a Ardżuną różnicy
Wielu królów dowiedziawszy się o losie Pandawów, potępiło gorąco czyn Kaurawów i dając się prowadzić Krysznie, pospieszyło do Lasu Kamjaka, aby zaoferować im swą pomoc.
Gdy wszyscy zasiedli wokół Króla Prawa, Kryszna, znany wszystkim jako protektor Pandawów, rzekł z oburzeniem: „O Judhiszthira, po tym, co się wydarzyło, odwet jest nieunikniony i już wkrótce ziemia będzie piła krew Durjodhany, Karny, Śakuniego i Duhśasany, gdyż ci, którzy witają gościa oszustwem, zasługują według Wiecznego Prawa na śmierć”.
Ardżuna widząc gniew Kryszny i obawiając się, że spali nim wszystkie żywe istnienia, próbował go uspokoić, wliczając wszystkie bohaterskie czyny, których Kryszna dokonał w swych poprzednich wcieleniach, aby utrzymać istnienie całego wszechświata.
Ardżuna recytował: „O Kryszna, to ty przez tysiące lat byłeś mędrcem i pustelnikiem wędrującym po górach, który kładł się na spoczynek tam, gdzie zastała go noc. To ty przez dziesięć tysiącleci i dziesięć stuleci żywiłeś się wyłącznie wodą. To ty przez setki lat stałeś na jednej nodze ze wzniesionymi ramionami, żywiąc się jedynie wiatrem. To ty zerwawszy swe górne szaty, wychudzony, związany jedynie przez swe żyły, stałeś w wodach rzeki Saraswati przez dwanaście lat. To ty od niepamiętnych czasów słyniesz ze swej surowej ascezy.
O Koniu Ofiarny, to ty zniszczyłeś Piekło-na-ziemi, gdy zrodziło się ono po raz pierwszy i ruszyłeś wolny biorąc ze sobą drogocenne kolczyki. To ty jesteś przewodnikiem dla wszystkich żywych istot, ich początkiem i końcem. To ty jesteś skarbnicą umartwień i wiecznym składaniem ofiary. To ty złożyłeś setki ofiar i rozdałeś bogate dary.
O zwycięzco znany we wszystkich trzech światach, to ty po dokonaniu opisanych przeze mnie czynów zabiłeś w wielkiej bitwie wszystkie zgromadzone tam demony asury i następnie po oddaniu Indrze swej własnej uniwersalnej suwerenności zacząłeś się pojawiać między ludźmi w swej śmiertelnej postaci jako inkarnacja boga Wisznu.
O Człowieku, Najwyższa Osobo, najpierw byłeś Narajanem, a następnie stałeś się bogiem Wisznu, Brahmą, Księżycem, Słońcem, Dharmą, Prawem, Zapładniającym Świat, Jamą, Ogniem, Wiatrem, Ziemią i Czterema Kierunkami. To ty jesteś wiecznym Nauczycielem i Stwórcą wszystkiego, co porusza się lub stoi.
O Kryszna, od czasu, gdy narodziłeś się jako syn Aditi i brat Indry, jesteś czczony na ziemi jako Wisznu, który przekroczył niebo, powietrze i ziemię trzema krokami.
O duszo żywych istnień, to ty wzniósłszy się aż do przestrzeni nieba i siedząc na słonecznym tronie, zaćmiewasz wszystkie ciała niebieskie swoim blaskiem. To ty na koniec każdego eonu kasujesz wszystkie żywe istoty i po zamknięciu całego świata wewnątrz swej własnej jaźni, pozostajesz wieczny.
O najwspanialszy bogu, to ty urodziłeś się obecnie na ziemi w rodzie Jadawów i uwolniłeś ziemię od wielu demonów. Na swym rydwanie o słonecznym blasku wydającym dźwięk podobny do monsunu porwałeś swą żonę Rukmini, a dla swego rodu zbudowałeś Dwarakę, którą zatopisz w oceanie. Nie ma w tobie gniewu, zawiści, fałszu, okrucieństwa, czy nieuczciwości. Prorocy mający ciebie w swych sercach w tobie poszukują bezpieczeństwa”.
Gdy Ardżuna, który był samą jaźnią Kryszny, zakończył swą recytację, uspokojony Kryszna rzekł do niego: „O Ardżuna, ty należysz do mnie, a ja i moi ludzie należę do ciebie. Kto nienawidzi ciebie, nienawidzi mnie; kto podąża za tobą, podąża za mną. Ty jesteś Narą a ja jestem Narajanem. Jesteśmy dwoma starożytnymi prorokami, którzy zstąpili do tego świata ze swojego świata. Nie jesteś różny ode mnie i ja nie jestem różny od ciebie, nie ma między nami żadnej różnicy”.
2. Draupadi informuje Krysznę, że jej gniew pozostanie nieuciszony, skoro nikt z jej obrońców jej nie bronił, gdy była maltretowana w Gmachu Gry i Kryszna obiecuje uciszyć jej gniew śmiercią jej prześladowców
Słysząc tę podniosłą wymianę zdań między Kryszną i Ardżuną, Draupadi podeszła do Kryszny i z trudem powstrzymując łzy, rzekła: „O Kryszna, to o tobie mędrcy powiadają, że stworzyłeś wszystkie żywe istoty po raz pierwszy i że jesteś praźródłem wszechświata. Mówią, że jesteś nie do pokonania i że w składaniu ofiary jesteś zarówno składaną ofiarą jak i składającym ofiarę. Mędrcy powiadają, że jesteś Najwyższą Osobą i Prawdą i że jako składanie ofiary narodziłeś się z Prawdy. Jesteś wiecznym władcą świętych mędrców i bogów. Twoja głowa wypełnia niebo, stopy ziemię, a te światy pochodzą z twego brzucha. Ty jesteś wiecznym Człowiekiem. Wśród proroków jesteś największym z tych, co wypalają wiedzę w gorącu umartwień, co odrodzili swą duszę dzięki umartwieniom i którzy doskonalą się w widzeniu duszy. Dla uczonych w świętych pismach królów, którzy nigdy nie uciekają przed bitwą, idąc ścieżką Prawa, jesteś celem, do którego dążą. Na tobie jak na fundamencie opierają się strażnicy świata, światy, asceza, dziesięć kierunków, nieboskłon, księżyc i słońce, śmiertelność śmiertelnych i nieśmiertelność nieśmiertelnych i wszystkie podejmowane w trzech światach działania. I oto ja stoję tu przed tobą, aby z miłości do ciebie, wypowiedzieć mój żal, bo czyż nie jesteś panem wszystkich stworzeń bez względu na czy przybierasz swą ludzką lub boską formę?
O Kryszna, jak możliwe mogło być to, aby kobieta taka jak ja, która ma ciebie za swego przyjaciela, jest żoną Pandawów i siostrą potężnego wojownika Dhrisztadjumny, mogła być w tak okrutny sposób maltretowana i upokarzana na oczach swych ojców, mężów, braci, nauczycieli i królów zebranych w Gmachu Gry? Jak możliwe mogło być zredukowanie mnie siłą na oczach mych obrońców do roli niewolnicy jak i to, że moi niezdolni do pokonania w bitwie i waleczni mężowie patrzyli bezsilnie na to, jak znęcano się nade mną, ich wspaniałą i uwielbianą żoną? Jak możliwe mogło być to, aby zostali w ten sposób pokonani przez nędznych Kaurawów? Zarówno pozbawienie ich majątku jak i zaciągnięcie mnie do Gmachu Gry w jednej sukni w czasie, gdy powinnam być w izolacji, było bezprawiem. Dlaczego więc oni, którzy są jak lwy, nie bronili mnie, gdy byłam maltretowana przez tych, którzy im nie dorównują siłą. Czyż nie jest świętym obowiązkiem męża, bez względu na to jak jest słaby, aby bronić swej żony? Niech zaraza zniszczy siłę Bhimy, umiejętności łucznicze Ardżuny, jeżeli Durjodhana i jego towarzysze nie zapłacą za to śmiercią. Już od dawna moi mężowie są lżeni przez tych niemoralnych, słabych i podstępnych prześladowców.
O Kryszna, jak możliwe mogło być to, że ja urodzona z ofiarnego ognia we wspaniałej dynastii, ukochana żona Pandawów i synowa wielkiego króla Pandu, mogłam być wleczona siłą za włosy przed oblicze zgromadzonych w Gmachu Gry królów, podczas gdy moich pięciu mężów, którzy są pięcioma kopiami Indry, bezsilnie na to patrzyło?”
Szloch przerwał mowę Draupadi i zalewając się łzami, zakryła twarz swymi delikatnymi dłońmi. Szybko jednak otarła łzy i wzdychając boleśnie, rzekła z gniewem: „O Kryszna, skoro tak bezlitośnie pozostawiłeś mnie bez pomocy, gdy zalewała mnie ta plaga pospólstwa, czuję się tak, jakbym nie miała ani ciebie, ani mych mężów, synów, braci, ojców i przyjaciół i mojej urazy nic nie ukoi!”
Kryszna odpowiedział: „O rozgniewana kobieto, już niedługo kobiety tych, którzy cię rozgniewali gorzko zapłaczą, widząc ich ciała przebite strzałami Ardżuny i tonące we krwi. Uczynię wszystko, co Pandawowie pozwolą mi uczynić. Nie pogrążaj się w smutku! Twoja uraza znajdzie ukojenie. Obiecuję ci, że jeszcze będziesz królową królów. Prędzej załamie się nieboskłon, wyschnie morze, rozpękną się Himalaje i rozpadnie się ziemia niż moje słowa się nie urzeczywistnią !”
3. Kryszna wyjaśnia, że nie mógł być obecny podczas gry w kości, aby ją udaremnić, gdyż został zmuszony do prowadzenia wojny, która wynikła w konsekwencji zabicia króla Sziśupali
Kryszna kontynuował, zwracając się do Judhiszthiry: „O Królu Prawa, z całą pewnością uniknąłbyś katastrofy, którą przynosi gra w kości, gdybym był w tym czasie w Dwarace. Przybyłbym wówczas do Hastinapury, nawet gdyby mnie nie zaproszono. Nie dopuściłbym do tej gry, wyjaśniając, dlaczego jest ona złem. Wskazując na oszustwa, dzięki którym Durjodhana już poprzednio pozbawił was tronu, przekonałbym króla Dhritarasztrę, że nie powinien dopuścić do gry w kości między swymi synami. Wyjaśniłbym mu, że grając w kości człowiek traci to, czym jeszcze się nie nasycił i że w związku z tym gra ta nie ma końca.
Gra w kości jest jedną z czterech plag mających swe źródło w żądzy, które powodują, że człowiek wszystko traci, nie zyskując nic. Trzema pozostałymi są kobiety, polowanie i pijaństwo. Wszystkie te plagi, a gra w kości szczególności, powodują, że w ciągu jednego dnia traci się wszystko, zanim zdąży się uczynić z tego źródło własnej przyjemności, ku której się rzekomo zmierza i jedyną rzeczą, która pozostaje, jest obraza i zniewaga.
Gdyby moje wyjaśnienia nie przekonały króla Dhritarasztry, użyłbym siły. Wskazałbym, że niektórzy obecni w Gmachu Gry udają jedynie przyjaciół i zniszczyłbym hazardzistów. To moją nieobecność w Dwarace należy winić za to, że spotkało was to nieszczęście wynikłe z waszej gry w kości. Jak wróciłem i dowiedziałem się o wszystkim, natychmiast udałem się tutaj na spotkanie z wami. Wszyscy jesteśmy bardzo zasmuceni, widząc was w swym obecnym położeniu”.
Judhiszthira rzekł: „O Kryszna, powiedz nam, co skłoniło cię do opuszczenia Dwaraki?”
Kryszna odpowiedział: „ O Judhiszthira, nie było mnie w Dwarace, gdyż udałem się na poszukiwania latającego miasta króla Śalwy, aby je zniszczyć, w rewanżu za to, że król ten napadł na Dwarakę w czasie, gdy byłem u was w Indraprasthcie, mszcząc się za to, że zabiłem podczas twej ofiary koronacyjnej jego brata króla Sziśupalę, który sprzeciwił się wyróżnieniu mnie przez ciebie jako honorowego gościa. Podczas mej nieobecności zabił on wielu bohaterskich rycerzy mego rodu, którzy bronili Dwaraki i zniszczył wiele parków. Przysiągł, że mnie zabije, wyzywając mnie do walki i krzycząc, że zniszczy mą dumę, która skłoniła mnie do rzekomo bezprawnego zabicia Sziśupali. Gdy po powrocie do Dwaraki dowiedziałem się o zachowaniu tego niegodziwca, postanowiłem odnaleźć jego latające miasto, aby je zniszczyć, a jego zabić. Zgodnie z mym oczekiwaniem odnalazłem je spoczywające na wodach oceanu i dmąc w mą zrodzoną z oceanu konchę, wyzwałem Śalwę do walki, stoczyłem wielką bitwę z nim i jego ludźmi, którzy byli inkarnacjami wrogów bogów, danawów.
Śalwa dostrzegł, że się zbliżam i ze swym upiornym uśmiechem prowokował mnie do walki. Gdy nie udało mi się dosięgnąć go przy pomocy mych strzał i gdy ten dajtja Śalwa i tłum dowodzonych przez niego danawów opowiedział tysiącami strzał, opanowała mnie wściekłość. Widząc, że nie mogę go pokonać w zwykły sposób, wypuszczałem moje strzały, nucąc święte mantry, lecz on, próbując pozbawić mnie celu, wzniósł się ze swym miastem w powietrze. Dopingowany przez głośne krzyki i oklaski przy pomocy mych strzał położyłem trupem setki danawów, którzy z upiornym wrzaskiem spadali do przepastnego oceanu. Widząc pogrom swego wojska, Śalwa zaczął ze mną walczyć przy pomocy swych czarodziejskich mocy, rzucając we mnie bez przerwy pociskami, włóczniami, toporkami, oderwanymi wierzchołkami gór. Niszczyłem je wszystkie przy pomocy mej własnej magicznej mocy. W rezultacie naszej walki noc walczyła z dniem, niepogoda z pogodą, zimny urok z gorącym urokiem. Na niebie ukazała się setka słońc, setka księżyców i setki gwiazd. Dzień i noc, północ i południe wirowały, nie potrafiąc zatrzymać się na dłużej. I gdy chaos i pomieszanie zdawało się dosięgać szczytu, naciągnąłem mój łuk, wypuszczając strzałę zrozumienia, która rozbiła w puch wszystkie jego strzały. I gdy ukazało się światło, bitwa rozgorzała od nowa.
Śalwa ponownie wzniósł się w przestrzeń. Zebrał setkę potężnych maczug i mieczy i cisnął nimi we mnie, lecz ja przecinałem je wpół przy pomocy mej włóczni. Wówczas zasypał setką strzał mój rydwan i mego woźnicę, który zaczął słabnąć, tracąc krew od pokrywających całe jego ciało strzał. Ledwo udało mi się go odratować, gdy goniec przybył z Dwaraki z wieścią, że Śalwa znienacka zaatakował Dwarakę i zabił mojego ojca Wasudewę. Wieść ta całkowicie mnie sparaliżowała. Nie potrafiłem zadecydować, co powinienem zrobić. Zostawiłem mego ojca pod opieką mego brata Balaramy i potężnych wojowników. Doszedłem więc do wniosku, że skoro mój ojciec nie żyje, mój brat i inni wojownicy z Dwaraki muszą być również martwi.
Pogrążywszy się w tych smutnych myślach straciłem pewność i gdy zaatakowałem niepewnie Śalwę, wydało mi się, że widzę mojego ojca spadającego do oceanu z jego zawieszonego w powietrzu latającego miasta o nazwie Saubha. Z głowy spadł mu jego turban, ubranie miał w nieładzie, włosy zmierzwione, gdy tak leciał w dół jak swego czasu król Jajati, który spadał z nieba na ziemię, gdy wyczerpały się jego zasługi. Łuk wypadł mi z ręki i tonąc w zagubieniu padłem bez zmysłów na mój rydwan. Widząc mnie w takim stanie cała moja armia pogrążyła się w lamecie. Leżałem jak martwy, mając przed oczami obraz mego spadającego w dół ojca, uderzanego przez demony lancami i włóczniami o trzech ostrzach. Widok ten przyprawiał mnie o zawrót głowy, lecz w momencie, gdy odzyskałem rozum, zrozumiałem, że padłem ofiarą magii demona.
Zrozumiawszy to, zerwałem się na równe nogi i wypuściłem z mego łuku setki strzał, które były jak trujące węże, kierując je przeciw wrogowi i zabijając wielu z nich zgromadzonych w latającym mieście. Lecz nagle król Śalwa użył znowu swej magii, czyniąc swe latające miasto niewidocznym, choć ciągle słychać było głosy wrzeszczących danawów. Kierując się dźwiękiem wypuściłem błyszczące jak słońce strzały, zabijając setki z nich. Wówczas poruszające się swobodnie w przestrzeni latające miasto Saubha ukazało się znowu przed mymi oczami, oślepiając mnie. Danawowie przybrawszy postać małpy, która zakańcza proces destrukcji świata, obrzucili mnie deszczem kamieni. Z wszystkich stron bombardowały mnie spadające na mnie skały i wkrótce wraz z mym wojskiem zacząłem przypominać gniazdo terminów, gdyż zostaliśmy całkowicie zasypani przez ten nieprzerwany deszcz rzucanych na nas skał i kamieni. Moi ludzie przestraszeni zaczęli rozbiegać się we wszystkich kierunkach. Cały wszechświat, nieboskłon, ziemia i przestrzeń jęczały w udręczeniu, widząc jak znikam pod tym deszczem głazów. Moi przyjaciele stracili odwagę i pogrążyli się w lamencie, przepełnieni smutkiem. Nasi wrogowie z kolei nie posiadali się z radości. Lecz ja uchwyciłem wówczas moją ukochaną broń, która tnie skały, gruchocząc nią pokrywającą mnie górę kamieni. Moi rodacy widząc, że ukazuję się ponownie jak poranne słońce, odzyskali ducha.
Mój woźnica składając pobożnie dłonie, rzekł do mnie: ‘O Kryszna, zapomnij o wszelkiej delikatności i o wszelkich przyjaznych uczuciach i zabij z całą swą galanterią króla Śalwę. Nie pozwól mu żyć, zabij swego wroga, który wszczął z tobą wojnę i zniszczył Dwarakę. Nie trać czasu. Nie można z nim wygrać łagodnością, nie można go uznać za przyjaciela’.
Słysząc te słowa mojego woźnicy i wiedząc, że są słuszne, skupiłem mą myśl na śmierci króla Śalwy i zniszczeniu jego latającego miasta. Poprosiwszy mego woźnicę, by zatrzymał na chwilę mój rydwan, przywołałem mój dysk, broń, przed którą nic nie potrafi się obronić, która obraca w popiół królów i demony, będąc jak sam Czas Końca lub sam bóg umarłych Jama. Wypowiedziawszy odpowiednie zaklęcie, z całą siłą mych ramion rzuciłem w kierunku latającego miasta króla Śalwy mym dyskiem Sudarśaną, który przybrał kształt otoczonego aureolą słońca końca eonu. Dysk dotarł do przygasłego obecnie latającego miasta i przeciął je na pół, powodując, że spadło do oceanu. Gdy dysk powrócił do mej dłoni, rzuciłem go w kierunku zamierzającego się na mnie swą maczugą króla Śalwy i dysk przeciął go na pół. Widząc śmierć swego wodza, pozostający przy życiu danawowie rozproszyli się po niebie, uciekając przed mymi strzałami. Zadąłem wówczas w mą konchę, ciesząc tym serca moich przyjaciół”.
Kryszna zakończył swe opowiadanie mówiąc: „O Królu Prawa, to wojna z danawami będąca konsekwencją zabicia przeze mnie króla Sziśupali podczas twej ofiary koronacyjnej była przyczyną tego, że nie było mnie w Dwarace w czasie, gdy Kaurawowie wyzwali was i pokonali w tej nieszczęsnej grze w kości”.
4. Bramin Markandeja wychwala Judhiszthirę za to, że wyrzekł się komfortu życia, aby uniknąć praktykowania bezprawia, podczas gdy bramin Baka Dalbhja wychwala go za to, że swą siłę wojownika uzupełniana wiedzą otrzymaną od braminów
Po upływie pewnego czasu Kryszna oraz inni wojownicy i krewni Pandawów, którzy przybyli na spotkanie z mieszkającymi w Lesie Kamjaka Pandawami, udali się z powrotem do swych królestw wzywani przez swe obowiązki. Kryszna zabrał do swego rydwanu swą siostrę i żonę Ardżuny Subhadrę i ich nieletniego syna Abhimanju. Z kolei brat Draupadi Dhrisztadjumna zabrał ze sobą pięciu synów Draupadi.
Judhiszthira rzekł wówczas do swych braci: „O bracia, poszukajmy miejsca, które jest pełne łownej zwierzyny, kwiatów i owoców i które jest odwiedzane przez cnotliwych wieśniaków, gdyż przez następne dwanaście lat musimy zorganizować sobie życie w dzikim lesie”. Pandawowie dosiedli więc swych rydwanów i udali się głębiej w las w kierunku jeziora Dwaitawana. Towarzyszyły im setki ascetów żyjących ściśle według swych przysiąg oraz liczni bramini, z których niektórzy nieśli ze sobą swój ogień, inni oddawali się studiowaniu Wed, jeszcze inni recytowali modlitwy. Gdy przybyli na miejsce powitały ich tłumy mieszkających nad jeziorem mędrców i pustelników, a kapłan Pandawów Dhaumja wykonał odpowiednie ryty ofiarne ku czci bogów i przodków oraz ryt oferowania pierwszego owocu.
Wkrótce w tym zacisznym miejscu Pandawów odwiedził starożytny mędrzec Markandeja. Gdy spojrzał na Draupadi i Judhiszthirę i jego braci, przypomniał sobie o Ramie i uśmiechnął się. Widząc jego uśmiech, Judhiszthira zapytał: „O asceto, dlaczego tak się uśmiechasz, jakbyś był rozbawiony, wprowadzając tym towarzyszących mi braminów w zakłopotanie?” Markandeja odpowiedział: „O królu, nie jestem ani rozbawiony, ani pokonany przez własną próżność. Widząc twój dzisiejszy smutek przypomniałem sobie o poszukującym Prawdy Ramie, synu króla Daśarathy, który wraz z swym bratem Lakszmaną i żoną Sitą, udał się tak jak ty na wygnanie do lasu, aby nie zadawać kłamu słowom swego ojca. Dostrzegłem go raz na szczycie góry Rśjamuka, jak wędrował, trzymając w dłoni swój łuk. On, choć równy w swym majestacie Indrze i nie do pokonania w bitwie, dobrowolnie zrezygnował z komfortu pałacu, aby nie praktykować bezprawia. Także Siedmiu Starożytnych Mędrców honorowało tę starożytną regułę ustanowioną przez Zapładniającego Świat i wyrzekali się komfortu, aby nie dopuścić do praktykowania bezprawia. Podobnie ty, który przewyższasz wszystkie istoty w swym praktykowaniu Prawdy i Prawa, zabłyśniesz swą chwałą i splendorem jak dostarczające światła słońce. Prowadząc dalej swe ubogie i trudne życie w lesie, odzyskasz swą utraconą fortunę”. Po wypowiedzeniu tych słów, mędrzec Markandeja pożegnał się i ruszył dalej swą drogą w kierunku północnym.
W lesie nad jeziorem Dwaitawana, gdzie zamieszkali Pandawowie, ze wszystkich stron dochodziły dźwięki recytowanych mantr, hymnów, melodyjnej prozy recytowanej przez towarzyszących Pandawom braminów, czyniąc las podobny do świata dziadka wszechświata Brahmy. I tak w boskim unisonem dźwięki bramińskiej modlitwy łączyły się z dźwiękami napinanej przez Pandawów podczas polowania cięciwy, dodając do ich szlachetnej wojowniczości bramińskiego blasku.
Pewnego dnia bramin Baka Dalbhja rzekł do Judhiszthiry: „O królu, pod twoją ochroną zgromadzili się tutaj w tym świętym miejscu bramini z wielkich bramińskich rodów. Nigdy nie zapominasz o braminach i niech będzie ci za to chwała! Bramini w połączeniu z magnatami uwznioślają się nawzajem i razem potrafią zniszczyć wroga tak jak ogień razem z wiatrem potrafią spalić drzewo. Jeżeli chcesz zdobyć ten lub następny świat, nie pozbywaj się braminów. Ziemia ze swym bogactwem nie potrafi na długo znieść magnata, który nie sprzymierzył się z braminem, lecz pokłoni się temu, który słucha rad rozważnego bramina. Magnateria słabnie bez braminów. Bramini posiadają nieporównywalną wiedzę, podczas gdy magnaci nieporównywalną siłę. Aby zdobyć to, czego nie mają i utrzymać to, co posiadają, magnaci powinni szukać rady braminów”.