Opowieść 43:
Ardżuna w pojedynkę pokonuje armię Kaurawów
opowiada
Barbara Mikołajewska
na podstawie fragmentów Mahābharāta,
4. The Book of Virāţa,
4(47) The Cattle Raid, 47.17-62,
w angielskim tłumaczeniu z sanskrytu J.A.B. van Buitenen,
The University of Chicago Press.
Spis treści
1. Kaurawowie przygotowują się do walki z Ardżuną myśląc o obronie ukradzionych krów
3. Ardżuna pokonuje bramina Krypę
4. Ardżuna pokonuje bramina Dronę
5. Ardżuna pokonuje Aśwatthamana
8. Ardżuna pokonuje Durjodhanę
9. Ardżuna pokonuje ostatecznie armię Kaurawów pozbawiając ich rozumu dźwiękiem swej konchy
11. Ardżuna każe synowi króla Wiraty przypisać sobie zwycięstwo nad armią Kaurawów
Gdy Durjodhana odzyskał rozum, rzekł do Bhiszmy: „O Bhiszma, dlaczego nie zatrzymałeś Ardżuny i pozwoliłeś mu odejść?”
Bhiszma roześmiał się i rzekł: „O Durjodhana, ty też tam byłeś, lecz porzuciłeś swój łuk i strzały. Gdzie się wówczas podziewał twój rozum i twoje męstwo?
Ardżuna nie pozabijał nas wszystkich tylko dlatego, że jest niezdolny do okrucieństwa i jego umysł nie potrafi podążać za złem. I nawet gdyby miał stracić cały swój świat, nie porzuci ścieżki swego obowiązku. Mając to na uwadze wróć ze swą armią do Hastinapury i pozwól mu odejść z krowami, które w bitwie z nami uczciwie wygrał”.
(Mahābharāta, 4(47) The Cattle Raid, 61.20-25)
1. Kaurawowie przygotowują się do walki z Ardżuną myśląc o obronie ukradzionych krów
Podjęcie walki z wojownikiem, który był gotów przeciwstawić się samotnie całej armii w obronie ukradzionych Wiracie stad krów, wydało się dowódcom armii Kaurawów jedyną możliwą opcją bez względu na to, jak wielkie uczucia grozy budził w nich fakt, że będą musieli prawdopodobnie walczyć z Ardżuną.
Bhiszma reprezentujący interesy rządzonej obecnie przez Dhriratasztrę i Kaurawów Hastinapury zaczął zastanawiać się nad wojenną strategią. Rzekł: „O Durjodhana, skoro chcesz wojny, posłuchaj mej rady. Podzielmy równo naszą armię i niech jej jedna połowa pod twoim dowództwem popędzi zdobyte stada krów w kierunku naszych granic, a druga połowa niech stara się powstrzymać tego samotnego atakującego nas wojownika— Ardżunę, króla Matsji lub samego Indrę. Niech Drona stanie w centralnej pozycji, mając Aśwatthamana po swej prawej stronie i bramina Krypę po lewej. Niech Karna stanie na straży przedniej, a ja sam będę bronić tyłów”.
Ledwie połowa armii Kaurawów zdołała ustawić się w szyku bojowym, gdy dał się słyszeć rozbrzmiewający głośnym echem huk zbliżającego się rydwanu i przeszywający brzęk Gandiwy, a u stóp bramina Drony upadły dwie strzały. Słysząc te dźwięki i widząc powiewającą na maszcie flagę z ryczącą dziko małpą, bramin Drona rzekł: „O Bharatowie, nie ulega wątpliwości, że zbliża się do nas najlepszy z wszystkich wojowników Ardżuna i stojąc na swym rydwanie naciąga swój groźny jak błyskawica łuk. Jego dwie strzały przeleciały furkocząc koło mych uszu, pytając mnie o pozwolenie, a dwie inne upadły u mych stóp. Przy ich pomocy po zakończeniu swego długiego pobytu w dżungli i dokonaniu ponadludzkich heroicznych czynów, Ardżuna wita mnie, dotykając z szacunkiem mych stóp”.
2. Ardżuna chcąc uniknąć zbędnego przelewu krwi kieruje swój atak przeciw Durjodhanie, lecz napotyka na silny opór broniącej swego króla armii
Ardżuna rzekł do syna króla Wiraty, który powoził końmi jego rydwanu: „O Bhumimdżaja, zatrzymaj mój rydwan na odległość strzały przed gotową do walki bojową formacją rydwanów Kaurawów, gdyż chcę zobaczyć, gdzie stoi ten podły Kaurawa Durjodhana. Gdy dostrzegę tego butnego człowieka, zignoruję innych i runę na niego. Pokonując dowodzącego armią króla, pokonam bez zbędnego przelewu krwi całą armię”.
Przyglądając się bojowej formacji, Ardżuna kontynuował: „O Bhumimdżaja, widzę Bhiszmę, Karnę, Krypę, Dronę, jego syna Aśwatthamana i innych wielkich łuczników, lecz nie mogę dostrzec króla Durjodhany. Musiał ruszyć ze stadami krów w kierunku Hastinapury, aby uratować swe życie. Okrąż więc tę przygotowaną do walki ze mną armię i rusz w pogoń za nim. Gdy go zbiję, odbiję ukradzione krowy i zwrócę je królowi Matsji”.
Obserwujący Ardżunę bramin Drona natychmiast zrozumiał jego manewr i rzekł: „O Bharatowie, Ardżuna ruszył przeciw Durjodhanie. Rzućmy się za nim w pościg i zaatakujmy go od tyłu, gdyż nie ma wśród nas nikogo, kto zdołałby w pojedynkę stawić czoła temu rozwścieczonemu wojownikowi. Nie pozwólmy Durjodhanie utonąć w oceanie jego wściekłości”.
Ardżuna rozproszył szybko wroga swymi strzałami, które roiły się jak szarańcza. Żołnierze zalewani potokiem ostrzy nie mogli dostrzec nieba i ziemi i tracąc bojowego ducha wychwalali w głębi swych serc jego zręczność. Stada krów przerażone turkotem kół jego rydwanu, dźwiękiem jego konchy i wrzaskiem siedzącej na jego proporcu małpy podniosły do góry swe ogony i dziko mucząc ruszyły pędem z powrotem w kierunku stolicy Matsji.
Po rozgromieniu wroga swą wściekłością i odzyskaniu stad krów Ardżuna ruszył pędem ku Durjodhanie, antycypując płynącą z walki z nim przyjemność, lecz zanim zdołał doń dotrzeć, został zaatakowany przez ścigającą go pozostałą część armii Kaurawów. Widząc zwarte szeregi zbliżających się oddziałów ozdobionych proporcami, rzekł do swego woźnicy: „O Bhumimdżaja, zawróć konie i rusz pełnym galopem wprost na spotkanie z tą gnającą za nami zwartą masą nieustraszonych wojowników!”
Posłuszny słowom Ardżuny syn króla Wiraty przebił linię wroga i zawiózł Ardżunę w sam środek wrogiej armii, gdzie liczni wielcy wojownicy skupieni wokół Karny obsypali ich deszczem swych strzał i oszczepów. Rozgorzała zażarta bitwa. Wojownik pokonywał wojownika, a bohater bohatera. Pole bitewne falowało jak smagany wiatrem las. Ardżuna kosił swym łukiem swych wrogów tak jak ogień, gdy pożera wypalony słońcem las.
Do walki z Ardżuną ruszył młodszy brat Durjodhany Wikarna, lecz gdy strzała Ardżuny obcięła proporzec zdobiący jego rydwan, rzucił się do ucieczki. Przeciw Ardżunie ruszył wówczas młodszy brat Wikarny Śatrumtapa popychany do walki przez narastającą w nim wściekłość, lecz gdy Ardżuna przebił jego zbroję swymi pięcioma celnymi strzałami i zabił jego woźnicę, upadł na ziemię z wysokości swego rydwanu jak potężne drzewo zerwane ze szczytu góry przez wiatr.
Ardżuna przedzierając się dalej przez armię wroga, zabił konie młodszego brata Karny i przy pomocy jednej dobrze wymierzonej strzały uciął mu głowę ozdobioną diademem. Poruszony tym do żywego Karna wysłał w kierunku Ardżuny dwanaście ostrzy, raniąc jego konie i woźnicę. W odpowiedzi Ardżuna wyjął ze swego kołczanu strzały zrobione z zaostrzonej kości niedźwiedzia i starannie mierząc uderzył nimi Karnę w ramiona, uda, głowę i szyję i uszkodził jego rydwan. Pod wściekłym atakiem strzał Ardżuny zawzięty Karna wycofał się z walki, chroniąc się pod skrzydłami swej armii.
Po wycofaniu się Karny pozostali wojownicy pod dowództwem Durjodhany ruszyli przeciw Ardżunie ze wszystkich stron, wysyłając przeciw niemu swe oddziały i zasypując go gradem strzał. Woźnica Ardżuny zdezorientowany ogromem ataku rzekł: „O Ardżuna, kim są ci atakujący nas wojownicy otoczeni przez liczne oddziały? Wyjaśnij mi, jak mam prowadzić twoje konie i z kim chcesz najpierw walczyć? Uczynię jak mi każesz”.
Ardżuna rzekł : „O Bhumimdżaja, czy widzisz tego wojownika o czerwonych oczach przykrytego skórą tygrysa i jego rydwan z ciemno błękitnym proporcem? To jest bramin Krypa. Skieruj najpierw mój rydwan przeciw niemu i oddziałom, które on prowadzi. Niech ten łucznik uzbrojony w twardy łuk pozna szybkość moich strzał.
Wojownik jadący na rydwanie ozdobionym proporcem ze znakiem złotego naczynia na wodę to mój nauczyciel, bramin Drona, znawca wszelkiej broni. Okrąż go pobożnie ze spokojnym sercem, nie atakując go, gdyż tego nakazuje odwieczne Prawo. Odpowiem mu atakiem tylko wówczas, gdy on sam zaatakuje mnie pierwszy i w ten sposób go nie obrażę.
Wielki wojownik, którego rydwan zdobi proporzec z łukiem i który stoi w szyku bojowym z tyłu za Droną, to jego syn Aśwatthaman. Jak będziesz przejeżdżać koło niego, ściągnij cugle. Zawsze miałem do niego wielki szacunek jak dla każdego, kto jest znawcą broni.
Wojownik w złotej zbroi stojący w samym środku niezliczonych oddziałów będących na jego rozkazy, którego godłem jest słoń na złotym tle, to najstarszy syn króla Dhritarasztry Durjodhana. Przejeżdżając koło niego pognaj konie. W czasie bitwy sieje on spustoszenie wśród wroga i jest uważany za najszybszego z uczniów bramina Drony. Pozna on jednak dopiero, co to znaczy szybko wypuszczać ze łuku strzały, gdy zetrze się ze mną.
Wojownik który ma czerwony sznur do wiązania słoni w swym godle, to Karna, którego już poznałeś. Uważaj, gdy będziesz się zbliżał do jego rydwanu, bo ten niegodziwy syn Radhy zawsze szuka okazji do walki ze mną.
Wojownik, który zatrzymał swój rydwan przed zwartą linią bojowych rydwanów, będąc jak słońce ścigane przez chmury i który stoi na swym rydwanie ozdobionym flagą z gwiazdami na ciemno-niebieskim tle, trzymając w dłoni swój wielki łuk, to najstarszy żyjący przodek nas wszystkich, Bhiszma. Nad jego głową rozpościera się biały baldachim bez żadnej skazy. Ubrany jest w zbroję ze szczerego złota błyszczącą jak słońce lub księżyc, a zdobiący jego głowę złoty hełm powoduje drżenie mego serca. On, który nigdy nie zbacza ze ścieżki Prawa, przysiągł swą wierność Hastinapurze i dlatego podporządkowuje się życzeniom Durjodhany i jego broni. Do niego skieruj swe konie na końcu, chyba że sam zdecyduje się mnie wcześniej zaatakować. Gdy będę z nim walczył, prowadź konie z wielką starannością”.
W czasie gdy Ardżuna rozmawiał w ten sposób ze swym woźnicą, na nieboskłonie ukazał się król bogów Indra otoczony przez tłumy bogów, przodków, mędrców, jakszów, gandharwów, demonów i węże, którzy przybyli, aby zobaczyć moc swej własnej broni używanej podczas bitwy przez ludzi. Powietrze wypełnił zapach boskich girland, rozchodząc się wokół jak zapach kwitnącego wiosną lasu. Wszędzie było widać czerwone baldachimy bogów, ich boskie szaty, girlandy i wachlarze. Cały kurz opadł na ziemię zalany ich obecnością, a wiatr roznoszący zapach boskich perfum zdawał się głaskać przygotowujących się do boju wojowników. Cały nieboskłon był rozświetlony przez liczne ozdobione złotem i drogimi kamieniami niebiańskie rydwany.
3. Ardżuna pokonuje bramina Krypę
Zgodnie z życzeniem Ardżuny syn króla Wiraty pognał konie w kierunku rydwanu bramina Krypy. Krewki Krypa o wielkiej odwadze widząc zbliżającego się Ardżunę, ruszył mu odważnie na spotkanie. Gdy Ardżuna wystrzelił ze swego łuku żelazne strzały, Krypa rozbił je swymi celnymi strzałami na tysiące drobnych kawałków, zanim zdołały go dosięgnąć. Rozgniewany tym Ardżuna zakrył natychmiast pół nieba chmurą swych strzał, dosięgając kilkoma z nich Krypę, który z głośnym bojowym okrzykiem uwolnił ze swego łuku tysiące własnych strzał.
W odpowiedzi Ardżuna wystrzelił cztery strzały ze złotą nasadką, raniąc nimi cztery pędzące konie zaprzężone do rydwanu Krypy i pozbawiając Krypę równowagi. Widząc jak Krypa upada na ziemię między jarzmo swych koni, Ardżuna, zaprzestał na chwilę walki, nie chcąc ranić jego poczucia godności. Krypa jednak szybko odzyskał równowagę i stojąc twardo na ziemi wystrzelił w kierunku Ardżuny dziesięć strzał ozdobionych piórami czapli. W odpowiedzi Ardżuna przeciął na pół jego łuk przy pomocy strzały z zaostrzonej kości niedźwiedzia, wybijając mu go z dłoni, po czym wysyłając ku niemu ostre ostrza pozbawił go jego zbroi, choć nie zranił jego ciała, które błyszczało teraz swą nagością jak ciało węża, który zrzucił swą skórę.
Krypa uchwycił szybko nowy łuk i ledwie zdążył go naciągnąć, gdy Ardżuna znowu przeciął go na dwoje, wytrącając mu go z dłoni. Równie sprawnie Ardżuna roztrzaskiwał jego inne łuki, gdy próbował je uchwycić.
Majestatyczny Krypa złapał więc za swój oszczep i wyrzucił go w kierunku Ardżuny z siłą pioruna, lecz Ardżuna rozbił go przy pomocy swych dziesięciu strzał na dziesięć kawałków, gdy leciał w jego kierunku przecinając powietrze jak wielki meteoryt. Tymczasem Krypa stojąc między jarzmem swych koni, zdołał ponownie uchwycić za łuk i wysłał w kierunku Ardżuny dziesięć strzał z zaostrzonej kości niedźwiedzia, na co rozgniewany Ardżuna odpowiedział wypuszczając ze swego łuku trzynaście zaostrzonych na kamieniu strzał mających wspaniałość ognia. Jedna jego strzała uderzyła końskie jarzmo, cztery zabiły oszołomione już poprzednio konie, szósta obcięła głowę woźnicy, trzy uderzyły w bambusowe żerdzi, dwie w osie kół, dwunasta rozpołowiła zdobiący rydwan Krypy proporzec, a trzynasta uderzyła Krypę prosto w pierś.
Krypa, choć ze złamanym łukiem, zniszczonym rydwanem, pozbawiony koni i woźnicy, nie dawał za wygraną i uchwyciwszy w dłoń swą buławę, rzucił nią w kierunku Ardżuny, który jednak zatrzymał ją w powietrzu przy pomocy swych strzał i skierował z powrotem ku Krypie.
Kaurawowie widząc tę straszną walkę, ruszyli Krypie na pomoc, obrzucając Ardżunę deszczem swych strzał. Woźnica Ardżuny zręcznie powożąc końmi, trzymał się z dala od atakujących, którzy porwali szybko pozbawionego rydwanu Krypę i unosząc go ze sobą, oddalili się czym prędzej poza zasięg strzał Ardżuny.
4. Ardżuna pokonuje bramina Dronę
Po pokonaniu bramina Krypy Ardżuna rzekł do swego woźnicy: „O przyjacielu, zawieź mnie teraz tam, gdzie ustawił swój rydwan nasz Nauczyciel, bramin Drona i gdzie wysoko na złotym maszcie wznosi się złoty ołtarz, zdobiąc go tak jak ogniste języki zdobią ogień. Ogromne rącze konie o kolorze krwi zaprzęgnięte do jego rydwanu stoją tam gotowe, aby ruszyć do boju. Tego majestatycznego bramina o potężnych ramionach, obdarzonego siłą i pięknem znają wszyscy we wszystkich trzech światach. Mądrością dorównuje on kapłanowi demonów Śukrze, a w zarządzaniu królestwem jest równy kapłanowi bogów Brihaspatiemu. W nim zamieszkały na zawsze Wedy, bramińskie praktyki, znajomość wszelkiej boskiej broni jak i pełna znajomość łucznictwa. Zdobył on w pełni samo-kontrolę, jest cierpliwy, uczciwy, prawdomówny i litościwy. Pragnę teraz walczyć z tym wspaniałym człowiekiem”.
Spełniając życzenie Ardżuny, syn króla Wiraty pognał konie w kierunku miejsca, gdzie stał bramin Drona, który widząc zbliżający się rydwan, wyruszył Ardżunie naprzeciw, dmąc w swą konchę o dźwięku setki bębnów. Od dźwięku jego konchy zadrżała cała armia jak morze smagane przez sztorm i patrzyła z pełnym grozy podziwem na zbliżających się do siebie dwóch potężnych wojowników — nauczyciela i ucznia — równie uduchowionych, mądrych i silnych, z których każdy był nie do pokonania, aby zewrzeć się nawzajem w swym śmiertelnym uścisku.
Ardżuna poruszony do głębi widokiem Drony, którego darzył głębokim uczuciem, oddał mu należne nauczycielowi honory i rzekł łagodnym głosem z nadzieją na pojednanie: „O Nauczycielu, nie żyw do nas uczuć gniewu i żalu. Dopełniliśmy naszego zobowiązania wymuszonego na nas przez Durjodhanę oszustwem i spędziliśmy trzynaście lat na wygnaniu i teraz szukamy na Kaurawach odwetu. Choć wyrokiem losu znalazłeś się po przeciwnej stronie, nie będę próbował z tobą walczyć, dopóki sam nie rozpoczniesz przeciw mnie ataku. Działaj więc zgodnie ze swą wolą”.
W odpowiedzi bramin Drona wystrzelił w kierunku Ardżuny dwadzieścia strzał, które Ardżuna zręcznie roztrzaskał swymi celnymi strzałami, zanim zdołały do niego dotrzeć, na co Drona zasypał jego rydwan tysiącem strzał.
I w ten sposób rozpoczął się pojedynek Drony z Ardżuną, szeroko znanych ze swych bohaterskich czynów, posiadających tajemnicę boskiej broni i przewyższających innych swym majestatem. Ich pojedynek wprowadzał w pełne grozy zdumienie obserwujących go wojowników, którzy wydając pełne aplauzu dla ich zręczności okrzyki, szeptali między sobą: „Przerażające jest Prawo wojownika, które nakazuje uczniowi walczyć ze swym nauczycielem, którego darzy wielkim szacunkiem i podziwem i który żywi do niego podobne uczucie”.
Tymczasem dwaj wielcy wojownicy obsypywali się nawzajem gradem strzał. Bramin Drona naciągając swój potężny łuk z zawzięciem odpowiadał na strzały Ardżuny. Przykrywając rydwan Ardżuny siecią zaostrzonych na kamieniu strzał, zasłonił mu słońce. Uderzał w Ardżunę swymi ostrymi i szybkimi strzałami jak monsunowa chmura, która uderza w góry ulewnym deszczem. Śmiały i potężny Ardżuna nie pozostawał mu dłużny i swymi celnymi strzałami uniemożliwiał strzałom Drony dosięgnięcia zamierzonego celu. W końcu Ardżuna zakrył całe niebo chmurą swych strzał, tak że Drona stał się słabo widoczny, jakby zakryty dymem lub mgłą jak potężna góra, która miota ogniem.
Drona widząc, że jego rydwan znika pod gradem strzał Ardżuny, uwolnił ze swego łuku głośny monsunowy grzmot. Swymi strzałami ze złotą nasadką zaciemnił powietrze i zapalił słońce. Jego napięty do granic możliwości łuk był jak pierścień ognia, wydający z siebie dźwięk podobny do trzasku płonącego bambusowego lasu. Wypuszczane z niego strzały zdawały się płynąć jednym nieprzerwanym strumieniem, na który Ardżuna odpowiadał nieprzerwanym strumieniem swoich strzał. I w ten sposób dwaj wielcy herosi zdawali się pokrywać nieboskłon strumieniami ognia.
Gdy Drona — człowiek o wielkiej duszy — wypuszczał ze swego łuku ostre strzały w kierunku swego ucznia, czynił to ciągle jakby dla pokazania mu swych umiejętności i bez wykorzystania swej pełnej mocy, lecz Ardżuna, który chciał go zabić, odparowywał je coraz to nowym boskim pociskiem, zmuszając go do przywołania swej boskiej broni. Pojedynek Drony z Ardżuną stał się tak dziki i przerażający jak walka między Indrą i Wrtrą. Zawzięci wojownicy nie zaprzestawali uruchamiania swych boskich pocisków. Ardżuna, syn Indry o straszliwej odwadze, ukazując na polu bitewnym swój budzący grozę aspekt, rozbrajał przy pomocy swej własnej boskiej broni pociski Indry, Waju i Agniego, które przeciw niemu uruchamiał bramin Drona.
Walcząc ze sobą zaciekle dwaj niezwykli łucznicy przykryli słońce setkami swych strzał. Naciągając swe łuki zdolne do uniesienia każdego ładunku, uderzali się nawzajem swymi strzałami, raniąc się nawzajem.
Ze wszystkich stron rozlegały się okrzyki: „O Drona, jakże trudnym wyczynem jest pokonanie Ardżuny, tego potężnego wojownika, nietykalnego i niedosięgalnego, który jest pogromcą bogów, demonów asurów i wężów”.
Upór Ardżuny podczas pojedynku, jego niestrudzenie, umiejętności, zręczność w posługiwaniu się bronią jak i zasięg jego umiejętności wprawiły Dronę w pełne podziwu zdumienie.
Tymczasem niestrudzony Ardżuna uniósł ponownie Gandiwę i wystrzelił w kierunku Drony nieprzerwany strumień strzał gęsty jak plaga szarańczy i strzelając coraz szybciej pokrył nimi całkowicie rydwan Drony. Gdy bramin Drona i jego rydwan całkowicie znikli z pola widzenia, wśród Kaurawów podniósł się głośny lament nieszczęścia. Równocześnie z nieboskłonu rozlegał się głośny aplauz dla Ardżuny pochodzący od Indry, bogów, gandharwów i apsar oglądających bitwę.
W kierunku Ardżuny ruszył opanowany przez wściekłość syn bramina Drony Aśwatthaman prowadząc za sobą licznych wojowników i ostrzeliwując go tysiącami strzał. Wówczas Ardżuna zwracając konie w kierunku ataku i przyjmując wyzwanie, uczynił jednocześnie niewielki wyłom w górze strzał pokrywających Dronę, aby mógł spod niej razem ze swym rydwanem chyłkiem uciec. Drona korzystając z danej mu szansy, kazał swemu woźnicy popędzić konie i w swej zniszczonej strzałami Ardżuny zbroi i ze złamanym proporcem, pokonany przez celniejsze od swoich strzały wycofał się z bitwy.
5. Ardżuna pokonuje Aśwatthamana
Gdy syn bramina Drony Aśwatthaman gnał w jego kierunku z szybkością wiatru, zasypując go deszczem strzał, Ardżuna powitał go masywną zaporą swych własnych strzał i niebo szybko pokryło się gęstymi chmurami ich strzał, przez które nie potrafił się przedrzeć nawet promyk słońca lub wiatr. Gdy dwaj wojownicy trafiali się nawzajem, słychać było głośne trzaski, jakby płonął bambusowy las.
Ardżuna swą celną strzałą pozbawił Aśwatthamana orientacji, pozbawiając najpierw orientacji jego konie. Aśwatthaman szybko jednak odzyskał swój rozum i jedną celną strzałą przeciął cięciwę łuku Ardżuny, a drugą ozdobioną piórem czapli uderzył Ardżunę w pierś. Patrzący na jego wyczyn bogowie nagrodzili go aplauzem. Ardżuna jednakże tylko się zaśmiał i sprawnie założył na swój łuk nową cięciwę i obserwowani z pełnym grozy podziwem przez całą armię dwaj herosi, stojąc w samym centrum pola bitewnego, zaczęli się wzajemnie obrzuć strzałami przybierającymi formę jadowitych plujących trucizną wężów. Wkrótce Aśwatthaman musiał jednak zaprzestać walki, gdyż zapas jego strzał się wyczerpał, podczas gdy kołczany Ardżuny były niewyczerpalne.
6. Ardżuna pokonuje Karnę
Karna widząc, że Ardżuna zdobywa przewagę, naciągnął ze wściekłością swój potężny łuk i wystrzelił swą ostrą strzałę. Gdy Ardżuna to dostrzegł, wpadł w furię. Pokonany przez swój straszliwy gniew i nieodpartą chęć zabicia Karny spojrzał w jego kierunku szeroko otwartymi oczami. Kaurawowie wykorzystując ten moment nieuwagi, podali Aśwatthamanowi tysiące strzał, lecz Ardżuna zignorował syna Drony i ruszył w kierunku Karny.
Ardżuna rzekł: „O Karna, chełpiłeś się wielokrotnie w obecności licznie zebranych królów, że jesteś mi równy. Dowiedź teraz tego na polu bitewnym. Twe wysokie ambicje skłaniały cię do wypowiadania gorzkich słów i zapominania o Prawie. Podejmując walkę ze mną, zbierz teraz żniwo swego udziału w znęcaniu się nad naszą żoną Draupadi w Gmachu Gry. Zniosłem to wówczas, gdyż miałem dłonie związane pętlą Prawa. Teraz, gdy odzyskałem swobodę ruchów, doświadcz triumfu mego nie hamowanego niczym gniewu. Walcz ze mną na oczach całej armii Kaurawów!”
Karna odpowiedział: „O Ardżuna, przekształć swe słowa w działanie! Już raz zhańbiłeś się swą niemocą. Twierdzisz, że twa niemoc wynikła z bycia związanym przez Prawo, a tymczasem teraz swym zachowaniem dowodzisz, że jeżeli chcesz możesz nie być przez Prawo związany. Przez dwanaście lat pozostawałeś ukryty w lesie, a teraz nagle, choć uważasz się za znawcę Prawa, łamiesz podle swe słowo i atakujesz nas, zanim upłynął trzynasty rok waszego wygnania. Choćby nawet przybył ci z pomocą sam Indra i tak cię pokonam! Stań więc do walki ze mną, skoro sam tego chcesz!”
Ardżuna wystrzelił w kierunku Karny strzały gorące jak ogień, lecz Karna powstrzymał je deszczem swych strzał. Wkrótce potoki wypuszczanych z ich łuków strzał zdawały się zalewać wszystko. Ardżuna uderzył swymi celnie wymierzonymi strzałami konie Karny, zdarł mu z ramion ochronne naramienniki zrobione ze skóry i przeciął sznur jego kołczanu. Karna z kolei trafił Ardżunę swą strzałą w dłoń, osłabiając jego uchwyt, na co Ardżuna odpowiedział zniszczeniem jego łuku. Pozbawiony łuku Karna sięgnął po swój oszczep, lecz Ardżuna natychmiast zniszczył go przy pomocy swych starannie wymierzonych strzał. Na pomoc Karnie rzuciły się oddziały jego piechoty, lecz Ardżuna przy pomocy swych celnych strzał wysłał ich szybko do królestwa boga umarłych Jamy. Naciągając wprawnie swój łuk Ardżuna po raz drugi uderzył swymi strzałami konie Karny, kładąc je trupem, podczas gdy inną wymierzoną starannie strzałą uderzył Karnę w pierś. Strzała przeszyła jego zbroję i pozbawiła go chwilowo przytomności. W końcu Karna pokonany przez ból wycofał się z walki żegnany pogardliwymi słowami Ardżuny i powożącego jego rydwanem syna króla Wiraty.
7. Ardżuna pokonuje Bhiszmę
Po pokonaniu Karny Ardżuna rzekł woźnicy swego rydwanu: „O Bhumimdżaja, zawieź mnie teraz tam, gdzie zatrzymał swój rydwan najstarszy żyjący przodek Hastinapury Bhiszma gotowy do walki ze mną. W pojedynku z nim przetnę mymi strzałami cięciwę jego łuku. Uderzę w niego mym boskim pociskiem, który spada z nieba jak błyskawica. Niech Kaurawowie poznają moc Gandiwy i niech próbują zgadnąć, która z moich rąk wypuszcza strzały, prawa, czy lewa? Uwolnię rzekę pełną krwi z wirami rydwanów, wypełnioną słoniami zamiast krokodyli, która oczyszcza z grzechów tych, co szukają drogi ku życiu po śmierci. Moimi gładkimi strzałami zrobionymi z zaostrzonej kości niedźwiedzia zetnę tysiące dłoni, stóp, karków, głów i ramion. Wypalę dla siebie setki dróg w lesie armii Kaurawów, pochłaniając ją sam jeden tak jak głodny ogień pochłania wyschnięty las. Prowadź mój rydwan bez lęku, gdyż zniszczę aż do korzeni ten las synów króla Dhritarasztry, na którego straży stoją Bhiszma, Drona i Krypa”.
Słowa Ardżuny uciszyły rosnący na nowo lęk syna króla Wiraty, który ruszył odważnie w kierunku miejsca, gdzie stał rydwan Bhiszmy.
Przystrojeni kolorowymi girlandami i biżuterią młodsi synowie króla Dhritarasztry odgadując intencje Ardżuny, ruszyli przeciw niemu, chcąc go powstrzymać. Duhśasana jedną strzałą zrobioną z zaostrzonej kości niedźwiedzia uderzył woźnicę Ardżuny, podczas gdy drugą trafił Ardżunę w pierś. Ardżuna odwrócił się szybko w jego stronę i wypuszczając ze swego łuku strzałę o szerokim ostrzu ozdobioną piórami sępa rozbił jego łuk na dwoje i pięcioma ostrymi strzałami trafił go w pierś. Pod naciskiem strzał Ardżuny Duhśasana zaniechał walki i uciekł. Wówczas Wikarna obsypał Ardżunę swymi strzałami z piórami sępa, lecz Ardżuna trafił go celnie w sam środek czoła swą ostrą i gładką strzałą i ranny Wikarna upadł na ziemię obok swego rydwanu. Dwaj inni synowie króla Dhritarasztry, Duhsaha i Wisimaśti, ratując swego brata obrzucili Ardżunę gradem swych strzał. W odpowiedzi Ardżuna uderzył ich równocześnie swymi ostrzami z piórami sępa i zabił ich konie. Piechurzy widząc ich bez koni i z poranionymi członkami, podbiegli do nich szybko, aby ich zabrać poza zasięg strzał Ardżuny. Tymczasem przerażający Ardżuna nie zaprzestawał naciągnia swego łuku, kierując swe strzały w każdym kierunku, gdzie znajdował dla nich cel.
Wszyscy wielcy wojownicy Kaurawów i ich zbrojne oddziały skupili się wówczas razem i w swej wielkiej masie z pełną determinacją zaatakowali samotnego Ardżunę, który jednak natychmiast przykrył ich wszystkich siecią swych strzał tak jak mgła przykrywa góry. Ryk słoni, rżenie koni, bębny i konchy czyniły przerażający hałas, akompaniując strzałom Ardżuny, które bezlitośnie przebijały zbroje i ciała ludzi i koni. Przedzierając się przez tą pokrytą strzałami masę i wypuszczając ze swego łuku ciągle nowe ostrza, Ardżuna oświetlał pole bitewne jak stojące w zenicie jesienne słońce. Przerażeni wojownicy wypadali ze swych rydwanów, jeźdźcy spadali z koni, a piechurzy rozbiegali się w panice. Uderzane jego strzałami żelazne, miedziane i srebrne zbroje czyniły dziki łoskot. Ardżuna ze swym napiętym łukiem zdawał się tańczyć na polu bitewnym usłanym trupami ludzi, słoni, koni i innych zwierząt, których dosięgły jego śmiertelne strzały.
Na brzęk napiętej jak struna cięciwy jego łuku, głośny jak grom, wszystkie żywe istoty uciekały z przerażeniem, przedzierając się przez góry odciętych głów w turbanach i złotych kolczykach i morze wprawianych w bezustanny wir odciętych ramion, nóg, rąk i złotych bransolet. Ardżuna, wojownik o przeraźliwej mocy trzymany jak zwierzę w klatce przez trzynaście lat uwolnił ogień swego gniewu skierowany przeciw synom króla Dhritarasztry i ukazał na polu bitewnym swój przeraźliwy aspekt. Swymi strzałami uwolnił bieg wielkiej rzeki krwi jak ta, którą uwalnia Czas na koniec wielkiego Eonu. Stworzył przeraźliwy strumień o szkarłatnym kolorze z płynącymi po nim tratwami z kości i strzał, szemrający dźwiękiem konch i bębnów, z mułem z ciał i krwi i z wyspami z rydwanów. Gdy już raz wziął w swe dłonie strzały, nasadził je na cięciwę, napiął Gandiwę i wystrzelił, nie można było go zatrzymać.
Tymczasem Durjodhana i jego młodsi bracia, Karna, Krypa, Drona i jego syn Aśwatthaman powrócili z wściekłością na pole bitewne, łaknąc śmierci Ardżuny. Wysyłali z determinacją w jego kierunku niekończące się potoki strzał, pragnąc go nimi zalać jak monsunowa chmura zalewa ziemię. Zalewające go ze wszystkich stron boskie pociski przykryły go gęstą nieprzerwaną siecią, lecz Ardżuna jedynie się zaśmiał i przywołał do siebie boski pocisk Indry, który błyszczał jak słońce i wystrzelił ze swego łuku setki palących jak promienie słoneczne strzał rozbiegających się we wszystkich kierunkach. Jego łuk Gandiwa był jak błyskawica zapowiadająca grom, jak ogień buchający z gór lub jak pokrywająca niebo tęcza. Na ten widok wszystkich opanowało straszliwe przerażenie i tracąc rozum myśleli tylko o ucieczce, nie mając wielkiej nadziei na to, że uda im się ten atak przeżyć.
Widząc pogrom uczyniony przez strzały Ardżuny, do walki przystąpił majestatyczny Bhiszma. Zadął w swą konchę, dodając tym ducha synom króla Dhritarasztry, zatoczył na swym rydwanie koło zgodnie z kierunkiem wskazówek zegara i ruszył w kierunku Ardżuny. Ardżuna powitał go z radością tak jak góra wita zbliżającą się do niej deszczową chmurę. Potężny Bhiszma wystrzelił ze swego łuku pięć szybkich i syczących jak węże strzał, dosięgając nimi proporzec powiewający na rydwanie Ardżuny i uderzając siedzącą tam wrzeszczącą małpę i inne znajdujące się tam żywe istoty. W odpowiedzi Ardżuna swą celną strzałą o szerokim ostrzu powalił na ziemię zdobiący rydwan Bhiszmy biały baldachim, a innymi strzałami uderzył w proporzec powiewający nad jego rydwanem, zranił jego konie i woźnicę. Walka między nimi stała się straszliwa jak walka Indry z Balim. Zrobione z zaostrzonej kości niedźwiedzia strzały wypuszczane z ich łuków spotykały się w locie połyskując jak robaczki świętojańskie podczas pory deszczowej. Ardżuna wypuszczał swe strzały raz prawą raz lewą ręką i jego łuk Gandiwa wyglądał jak obracający się pierścień ognia. Przykrywał Bhiszmę setkami swych szybkich strzał tak jak deszczowa chmura przykrywa góry płaszczem deszczu, lecz Bhiszma powstrzymał tę zalewającą go ulewę przy pomocy swych celnych strzał. Złamane przez Bhiszmę strzały Ardżuny opadły w kawałkach obok jego rydwanu.
Niezrażony tym Ardżuna zalał Bhiszmę nowym potokiem strzał, który Bhiszma ponownie zatrzymał przy pomocy swoich celnych strzał, zdobywając tym głośmy aplauz obserwującej pojedynek armii. Wypuszczając ze swych łuków pocisk za pociskiem, przywołując broń Pradżapatiego, Indry, Agniego, Kubery, Waruny, Jamy i Waju dwóch potężnych wojowników kontynuowało walkę, oszałamiając nią wszystkie żywe istoty.
Obserwująca walkę armia Kaurawów witała ich kolejne ruchy wielkim aplauzem, podziwiając zarówno zręczność Ardżuny jak i Bhiszmy. Pojedynek między tymi dwiema wielkimi duszami, które znały tajemnice wszelkiej broni, zdawał się przeciągać w nieskończoność bez żadnego rezultatu, gdyż żaden z nich zdawał się nie mieć nad drugim przewagi. Gdy Ardżuna przy pomocy swej strzały o szerokim ostrzu przeciął łuk Bhiszmy, Bhiszma w mgnieniu oka uchwycił nowy łuk, założył nań cięciwę i wypuścił przeciw Ardżunie setki strzał, na co Ardżuna odpowiedział natychmiast deszczem swych strzał.
Ich pojedynek obserwował z nieboskłonu Indra, zgromadzeni tam bogowie i inni nieśmiertelni. Oczarowany stylem walki król gandharwów Citrasena rzekł z pochwałą do Indry: „O Indra, spójrz na te nieprzerwane strumienie strzał, które wypuszcza ze swego łuku Ardżuna. Aż trudno uwierzyć własnym oczom. Zebrane na polu bitewnym tłumy nie mają odwagi spojrzeć Ardżunie w twarz tak jak nie potrafią spojrzeć na znajdujące się w zenicie słońce. Jak zdumiewająca jest ta walka między tymi dwoma wojownikami nie do pokonania, równie doświadczonymi w rzemiośle wojennym i równie dobrze znanymi ze swych heroicznych wyczynów”.
Indra równie oczarowany walką między Ardżuną i Bhiszma obsypał ich z nieba boskim deszczem kwiatów.
Tymczasem Bhiszma chcąc obronić się przed strzałami, które Ardżuna wypuszczał ze swego łuku lewą ręką, skierował swe strzały na lewą stronę. Na ten manewr Bhiszmy Ardżuna odpowiedział śmiechem i przy pomocy strzały o szerokim ostrzu ozdobionej piórami sępa wypuszczonej prawą ręką przeciął łuk Bhiszmy na pół, po czym uderzył go w pierś swymi dziesięcioma celnymi strzałami. Ranny syn Gangi uchwycił za maszt swego rydwanu i stał w tej pozycji przez dłuższy czas. Widząc to, woźnica jego rydwanu wytrenowany w zachowaniu się podczas bitwy, chcąc uratować życie tego wielkiego wojownika, który stracił przytomność, wycofał jego rydwan z walki, poganiając konie.
8. Ardżuna pokonuje Durjodhanę
Durjodhana widząc, że Bhiszma opuścił pole walki, zadął w swą konchę, wzniósł swój proporzec i ruszył wściekle na Ardżunę, którego otaczał tłum atakujących go wrogów. Gdy Ardżuna go zobaczył, skierował ku niego swój łuk i starannie mierząc, trafił Durjodhanę swą celną strzałą w czoło. Z rany sączyła się krew, iskrząc się na jak czerwona girlanda i zraniony Durjodhana rzucił się z gniewem na Ardżunę, który rozpoznając jego wściekłość wystrzelił ku niemu strzały jadowite jak węże.
Na odsiecz swemu bratu ruszył na swym słoniu Wikarna z czterema odważnymi żołnierzami strzegącymi czterech nóg słonia. Gdy słoń ruszył pędem w kierunku Ardżuny, Ardżuna wypuścił ze swego łuku dobrze wymierzoną żelazną strzałę i uderzył nią słonia między dwa czołowe guzy. Wbiła się ona w głowę słonia aż po nasadkę. Słoń zachwiał się na nogach i osunął powoli na ziemię jak szczyt góry, w który uderzył piorun. Wikarna w pośpiechu zeskoczył ze słonia, aby czym prędzej uciec i wdrapał się na rydwan swego brata Wiwimśatiego.
Tymczasem Ardżuna napiął ponownie swój łuk i wypuszczając taką samą żelazną strzałę, którą zabił słonia, przeszył nią pierś Durjodhany. Widząc króla i słonia przebitych strzałą najprzedniejsi wojownicy zaczęli szybko uciekać ścigani przez strzały Ardżuny. Sam Durjodhana plując krwią i widząc czyniony przez Ardżunę pogrom, zawrócił swój rydwan i czym prędzej zaczął uciekać poza zasięg jego strzał.
Ardżuna zawołał za uciekającym: „O Durjodhana, dlaczego wyrzekasz się swej chwały i uciekasz przed walką ze mną, aby ratować swe życie? Czyżbyś mnie nie poznał? Jestem trzecim z kolei Pandawą, Ardżuną. Przypomnij sobie jak zachowują się królowie, odwróć się do mnie twarzą i walcz. Uciekając przed walką, tracisz swe imię. Nie ma już Durjodhany w tym, kto porzuca walkę i ucieka. I ani przed tobą, ani za tobą nie widzę nikogo, kto by chciał Durjodhany bronić”.
Durjodhana dotknięty do żywego przez te słowa zniewagi wypowiadane przez Ardżunę, zapłonął wściekłością i będąc jak jadowita kobra, na którą nastąpiła czyjaś nieuważna stopa, zawrócił z determinacją swój rydwan gotowy, aby ponownie uderzyć. Karna widząc manewr Durjodhany ruszył mu z pomocą. Na pole bitewne powrócił również Bhiszma z łukiem napiętym i gotowym do strzału, aby ochraniać Durjodhanę. Powrócili też Krypa i Drona i młodsi bracia Durjodhany, tworząc przeciw strzałom Ardżuny jednolity front.
9. Ardżuna pokonuje ostatecznie armię Kaurawów pozbawiając ich rozumu dźwiękiem swej konchy
Ardżuna widząc powrót uciekającej armii gotowej, aby go zalać jak wzbierająca fala powodziowa ruszył przeciw niej jak porywisty wiatr. Wielcy wojownicy Kaurawów otoczyli go ze wszystkich stron, obrzucając go boskimi pociskami i nieprzerwanym deszczem strzał.
Ardżuna niszczył ich boskie pociski swoimi własnymi boskimi pociskami. W końcu zdecydował się przywołać dezorientującą broń, na którą nie ma przeciw-siły. Pokrywając przestrzeń we wszystkich kierunkach swymi dobrze naostrzonymi strzałami, dźwiękiem Gandiwy poraził umysły Kaurawów drżeniem lęku. Dmąc w swą konchę o przerażającym i szlachetnym dźwięku wywołał echo rozchodzące się we wszystkich kierunkach na niebie i ziemi, oszołamiając Kaurawów, którzy zaczęli rzucać na ziemię swe potężne łuki i myśląc jedynie o pokoju, popadali w omdlenie.
Patrząc na tych pozbawionych rozumu wojowników, Ardżuna przypomniał sobie o obietnicy, jaką dał córce króla Wiraty Uttarze i rzekł do woźnicy swego rydwanu: „O Bhumimdżaja, obiecałem twej siostrze przywieźć najlepszego jedwabiu na suknie dla lalek. Zejdź z rydwanu i przynieś mi białe szaty Drony i Krypy, żółte i czerwone Karny, niebieskie Aśwatthamana i Durjodhany. Nie pozbawiaj jedynie szat Bhiszmy, gdyż on jeden nie stracił rozumu i wie jak przeciwstawić się potędze mej broni”.
Syn króla Wiraty uczynił to, o co Ardżuna go prosił, po czym na jego rozkaz zaczęli się wycofywać z centrum pola bitewnego. Gdy przejeżdżali niedaleko Bhiszmy, zapalczywy Bhiszma wystrzelił w ich kierunku kilka strzał. W odpowiedzi Ardżuna powalił swymi strzałami jego konie i unieruchomił go, uderzając go w bok dziesięcioma strzałami. Zostawiając rannego Bhiszmę na polu bitewnym i zabiwszy jego woźnicę ukazał się wśród licznych rydwanów swego wroga jak słońce o tysiącu promieniach po rozszarpaniu połykającego je demona Rahu.
Gdy Durjodhana odzyskał rozum, rzekł do Bhiszmy: „O Bhiszma, dlaczego nie zatrzymałeś Ardżuny i pozwoliłeś mu odejść?” Bhiszma roześmiał się i rzekł: „O Durjodhana, ty też tam byłeś, lecz porzuciłeś swój łuk i strzały. Gdzie się wówczas podziewał twój rozum i twoje męstwo? Ardżuna nie pozabijał nas wszystkich tylko dlatego, że jest niezdolny do okrucieństwa i jego umysł nie potrafi podążać za złem. I nawet gdyby miał stracić cały swój świat, nie porzuci ścieżki swego obowiązku. Mając to na uwadze wróć ze swą armią do Hastinapury i pozwól mu odejść z krowami, które w bitwie z nami uczciwie wygrał”.
10. Kaurawowie akceptują swą przegraną i zwycięski Ardżuna oddaje honory starszyźnie swego rodu, z którą walczył
Durjodhana słysząc te słowa wypowiadane przez dziadka Hastinapury Bhiszmę, stracił ochotę na kontynuowanie wojny i głęboko urażony westchnął i nie powiedział nic. Inni wielcy wojownicy Kaurawów, biorąc pod uwagę mądrość słów Bhiszmy i potęgę Ardżuny, opowiedzieli się za powrotem do Hastinapury.
Tymczasem Ardżuna widząc, że wojska Kaurawów wycofują się, ruszył za nimi, pragnąc oddać honory swym nauczycielom, z którymi był zmuszony walczyć. Skłonił swą głowę przed najstarszym żyjącym przodkiem Hastinapury Bhiszmą oraz swym nauczycielem łucznictwa Droną. Zarówno ich jak i bramina Krypę uhonorował, wysyłając do nich kolorowe strzały. Wysłał też swą strzałą do Durjodhany, którą zdarł mu z głowy jego bogato zdobioną szlachetnymi kamieniami koronę.
Oddawszy honory tym, którym był je winien i pozdrowiwszy w ten sposób bohaterskich wojowników, zadął w swą konchę, której dźwięk niszczył umysły jego wrogów i zadowolony ze zwycięstwa rzekł do syna króla Wiraty: „O Bhumimdżaja, zrealizowaliśmy nasz cel. Krowy należące do twego ojca zostały odebrane i wróg się wycofał. Zawróć więc konie i rusz z powrotem w kierunku swego królewskiego pałacu”.
11. Ardżuna każe synowi króla Wiraty przypisać sobie zwycięstwo nad armią Kaurawów
Gdy pokonana przez Ardżunę armia Durjodhany zaniechała dalszej walki i wycofywała się w kierunku swych granic, z różnych kryjówek zaczęli wychodzić żołnierze Kaurawów, którzy uciekli z pola bitwy i z przerażenia pochowali się głęboko w dżungli. Zagubieni w tym obcym kraju, wygłodzeni, spragnieni, zmęczeni, z włosami rozwichrzonymi stawali przed Ardżuną ze złożonymi pobożnie dłońmi, pytając go o to, co mają teraz zrobić.
Ardżuna odpowiedział: „O żołnierze, oczyśćcie swe serca z lęku, gdyż z mojej strony nic już wam nie grozi. Nie zabijam takich jak wy nieszczęśliwców”.
Uspokojeni i uradowani żołnierze ruszyli więc w kierunku Hastinapury, gdzie był ich dom, obdarzając Ardżunę swymi błogosławieństwami.
Ardżuna i Bhumimdżaja ruszyli w kierunku stolicy kraju Matsjów, którym rządził król Wirata. Ardżuna rzekł do syna króla Wiraty, który podczas bitwy służył ma za woźnicę: „O heroiczny królewiczu, pozwólmy pastuchom odprowadzić na miejsce odebrane wrogowi krowy. My sami przed powrotem do twego pałacu napójmy najpierw konie i pozwólmy im odpocząć. Powiedz pastuchom, aby pędząc krowy ogłaszali wszem i wobec twoje zwycięstwo, wychwalając cię za to, że pokonałeś w pojedynkę całą armię Kaurawów”.
Posłuszny rozkazowi Ardżuny Bhumimdżaja, choć dobrze wiedział, że to nie on sam, lecz Ardżuna pokonał potężnego wroga, rozkazał pastuchom, aby wracając do miasta, ogłaszali jego triumf.