Opowieść 62:
Bhiszma zdradza tajemnicę swej śmierci
opowiada
Barbara Mikołajewska
na podstawie fragmentów Mahābharāta,
5. The Book of the Effort,
5(59) The Count of the Warriors and Paladins 169.15-20,
5(60) Ambā, 170-197,
w angielskim tłumaczeniu z sanskrytu J.A.B. van Buitenen,
The University of Chicago Press.
Spis treści
1. Bhiszma zapowiada że nie będzie walczył z Śikhandinem, w którym odrodziła się Amba
2. O tym jak Amba zaprzysięga Bhiszmie śmierć
3. O tym jak Amba skłania Paraśuramę do pojedynku z Bhiszmą
6. O tym jak Amba rodzi się ponownie w ciele Śikhandina
7. Armie Kaurawów i Pandawów ustawiają się na polach Kurukszetry gotowe do walki
Bhiszma rzekł: „O Durjodhana, wraz z upływem czasu syn króla Drupady, który urodził się jako dziewczynka stał się wielkim wojownikiem. To w nim narodziła się ponownie najstarsza księżniczka Kaśiów Amba, która zaprzysięgła mi śmierć. Jeżeli Śikhandin stanie na mej drodze na polu bitewnym z łukiem gotowym do strzału, nie odpowiem mu moimi strzałami będąc wierny mej przysiędze, że nigdy nie wypuszczę mej strzały przeciw kobiecie. Wolę własną śmierć od złamania mej przysięgi”.
(Mahābharāta, 5(60) Ambā, 193.60-65)
1. Bhiszma zapowiada że nie będzie walczył z Śikhandinem, w którym odrodziła się Amba
W przeddzień bitwy na polach Kurukszetry Bhiszma namaszczony na naczelnego dowódcę jedenastu armii stojących po stronie Kaurawów rzekł: „O Durjodhana, jutro o świcie będę walczył w pierwszej linii kładąc pokotem oddziały wojsk prowadzonych przez synów Pandu. Choć nie zabiję Pandawów odpowiem mymi strzałami na ich atak kierując je przeciw ich oddziałom i będę walczył przeciw innym królom. Nie odpowiem jednak strzałami na atak syna króla Drupady Śikhandina. Cały świat wie, że przyjmując imię Dewawrata złożyłem przysięgę, że nie zabiję nigdy kobiety, ani nikogo kto poprzednio był kobietą. Wielki wojownik Śikhandin był kiedyś kobietą. Urodził się jako dziewczynka i dopiero później stał się mężczyzną. To jego przeznaczeniem jest spowodowanie mojej śmierci”.
2. O tym jak Amba zaprzysięga Bhiszmie śmierć
Durjodhana zapytał: „O Bhiszma, opowiedz mi o narodzinach Śikhandina i o celu z jakim narodził się on na ziemi”.
Bhiszma rzekł: „O Durjodhana, pozwól mi wrócić pamięcią do momentu, kiedy spełniając życzenie mojej drugiej matki Satjawati namaściłem na króla jej najmłodszego syna Wikitrawirję i kiedy przez jakiś czas sprawowałem w jego imieniu rządy, ponieważ on sam był jeszcze dzieckiem. Gdy dowiedziałem się, że król Kaśiów urządza festiwal wyboru męża dla swych trzech pięknych córek—Amby, Ambiki i Ambaliki—na który spieszyli wszyscy młodzi królowie, udałem się tam, myśląc o znalezieniu dla niego żony. Wiedząc, że ceną za księżniczki jest najwyższy akt bohaterstwa, pojechałem tam sam jeden i porwałem wszystkie trzy księżniczki na mój rydwan, rzucając w ten sposób wyzwanie wszystkim starającym się o ich rękę królom.
Przybyli na festiwal królowie rzucili się za mną w pogoń na swych rydwanach z łukami gotowymi do strzału. Wszyscy razem otoczyli mnie zwartym kołem, lecz ja pokonałem ich, zalewając ich nieprzerwanym strumieniem mych strzał, powalając na ziemię jeźdźców, ich konie i słonie i zestrzeliwując zdobiące ich rydwany proporce. Gdy wycofali się w końcu z pola walki, wróciłem do Hastinapury, oddałem księżniczki królowi Wikitrawirji za żony i opowiedziałem Satjawati o mych bohaterskim wyczynie, który był zapłatą za nie.
Gdy zbliżała się data ślubu Wikitrawirji z młodymi księżniczkami, najstarsza z nich Amba podeszła do mnie i rzekła: ‘O Bhiszma, znasz dobrze wszystkie sekrety Prawa i święte pisma i zawsze dotrzymujesz swych przysiąg. Choć bez wiedzy mego ojca, wybrałam w mym sercu na swego męża króla Śalwę. Król Śalwa także oddał mi swoje serce. Jak możesz zmuszać mnie do mieszkania w Hastinapurze, skoro jestem zakochana w kimś innym? Miej nade mną litość i teraz, gdy już znasz mój sekret, uczyń to, co jest właściwe’.
Po zaciągnięciu rady u królewskich doradców, u mej drugiej matki Satjawati i braminów pozwoliłem Ambie odejść w towarzystwie dojrzałych wiekiem braminów i jej pokojówki i udać się do królestwa, którym władał król Śalwa. Jednakże gdy on ją zobaczył rzekł z wymuszonym uśmiechem: ‘O kobieto bez skazy, nie chcę już ciebie za żonę, bo przebywałaś w domu innego mężczyzny. Bhiszma wygrał cię, uprowadzając cię siłą i pokonując ścigających go rywali. Król taki jak ja, który szanuje Prawo, nie może zaakceptować kobiety, która należy do innego mężczyzny. Wróć więc tam, skąd przyszłaś i nie pozwól czasowi, aby zniszczył twą urodę’.
Amba trafiona strzałami boga miłości rzekła: ‘O królu, nie mów do mnie w ten okrutny sposób. Porwanie mnie przez Bhiszmę sprawiło mi ból. Jestem niewinna. Kochaj mnie tak jak ja kocham ciebie, gdyż Prawo zabrania ci odrzucania tych, którzy cię kochają. Bhiszma sam nie chce mnie za żonę, bo zaprzysiągł celibat i porwał nas z myślą o swym młodszym bracie Wikitrawirji. Przychodzę tu do ciebie za zgodą Bhiszmy. Przysięgam, że zawsze myślałam wyłącznie o tobie. Kochaj mnie, bo przyszłam do ciebie ze swą miłością z własnej woli i nie myśl o mnie jako o kobiecie należącej do innego mężczyzny’.
Śalwa pozostał jednak nieugięty, choć przemawiała do niego w ten sposób, błagając go na różne sposoby i pozbył się jej tak jak wąż pozbywa się swej zużytej skórę. Rozgniewana Amba rzekła wówczas do niego łkającym głosem: ‘O królu, niech sadhu będą zawsze moim schronieniem, gdziekolwiek pójdę odrzucona przez ciebie’.
Choć tak żałośnie szlochała, okrutny i krótkowzroczny król Śalwa powtarzał: ‘O kobieto, odejdź. Jesteś własnością Bhiszmy, a Bhiszma budzi we mnie strach’.
Nieszczęsna Amba opuściła więc stolicę królestwa Śalwy Saubhę, piszcząc jak drapieżny rybołów. Wędrując poza bramy miasta, myślała: „O bogowie, czy na całym świecie istnieje młoda kobieta równie nieszczęśliwa jak ja, której odebrano rodzinę i którą odrzucono jako żonę? Dokąd mam pójść? Nie mogę też wrócić do Miasta Słonia (Hastinapury), bo Bhiszma kazał mi odejść do króla Śalwy. Kogo mam winić za moje nieszczęście? Siebie samą, Bhiszmę, czy też mojego niemądrego ojca, który zorganizował dla mnie festiwal wyboru męża, wyznaczając cenę? Tak, to moja wina, że nie zeskoczyłam z rydwanu i nie uciekłam do króla Śalwy, gdy Bhiszma walczył ze swymi rywalami. Teraz cierpię skutki mej własnej głupoty. Niech będzie przeklęty ten Bhiszma i niech będzie przeklęty mój niemądry ojciec, który wyznaczył za mnie cenę jak za nierządnicę. Niech ja sama będę przeklęta i niech przeklęty będzie król Śalwa i nawet sam Zapładniający Świat! To dzięki kaprysom ich wszystkich spadło na mnie to nieszczęście. Człowieka zawsze spotyka to, co los dla niego przeznaczył. Jednakże cały ten ciąg nieszczęść, który spadł na mnie, został rozpoczęty przez Bhiszmę. I to on musi mi za to wszystko zapłacić. Jego uważam za przyczynę mej nędzy. Choć jest on nie do pokonania przy pomocy broni, pokonam go siłą mojej ascezy”.
3. O tym jak Amba skłania Paraśuramę do pojedynku z Bhiszmą
Amba powziąwszy postanowienie o pokonaniu Bhiszmy poprzez siłę swej ascezy udała się do znajdującej się poza granicami miasta pustelni zamieszkałej przez uduchowionych i kultywujących święte nawyki ascetów i opowiedziała im ze szczegółami o swym nieszczęściu. Obecny tam wielki asceta i pustelnik Śaikhawatja rzekł do tej ciężko wzdychającej kobiety, tonącej w rozpaczy: ‘O kobieto o słodkim uśmiechu, jakiej pomocy oczekujesz od głęboko zanurzonych w swej ascezie ascetów?’ Amba rzekła: ‘O prorocy, miejcie nade mną litość i nauczcie mnie uprawiania ascezy. Chcę zamieszkać w lesie i uprawiać surową ascezę. Nieszczęśliwa i odrzucona przez Śalwę nie mogę wrócić do swej rodziny. Musiałam w swym przeszłym życiu popełnić jakieś złe uczynki i teraz doświadczam ich owocu’.
Śaikhawatja i inni asceci próbowali dodać jej ducha, cytując pisma i gdy się trochę uspokoiła, obiecali jej pomóc.
Pełni współczucia zaczęli rozmyślać nad tym, co oni, mędrcy, mogą dla niej zrobić. Niektórzy doradzali, aby zaprowadzić ją z powrotem do jej ojca, inni myśleli o udzieleniu nagany Bhiszmie, jeszcze inni chcieli się udać do latającego miasta Saubhy króla Śalwy i nakazać mu poślubienie Amby, lecz z tej ostatniej opcji szybko zrezygnowali, uwzględniając fakt, że Śalwa ją odrzucił. Rzekli do niej: ‘O piękna, posłuchaj naszej rady. Zamiast włóczyć się po lesie, wróć do domu swego ojca. On będzie wiedział, co dalej uczynić. Dla kobiety jej ojciec lub jej mąż są jedyną ucieczką. Gdy wszystko układa się gładko, ucieka się do męża, lecz gdy spotyka ją nieszczęście, ucieka się do ojca. Włóczenie się po lesie i uprawianie ascezy nie jest łatwe i wiąże się z szeregiem niewygód, trudnych do zniesienia dla księżniczki tak delikatnej jak ty. I gdy wędrujący po świecie królowie zobaczą cię samą w dzikiej dżungli, nie omieszkają cię wykorzystać’.
Amba odpowiedziała: ‘O asceci, nie mogę wrócić do pałacu mojego ojca, bo moi krewni będą mną pogardzać! Pragnę uprawiać ascezę pod waszą ochroną i dzięki temu uwolnić się w mym przyszłym życiu od podobnego nieszczęścia’.
W czasie, gdy asceci nadal rozmyślali nad tym, co uczynić, przybył do nich z wizytą królewski prorok Hotrawahana. Powitali go z wszelkimi honorami, oferując mu miejsce do siedzenia i wodę do obmycia nóg i gdy już wypoczął i był gotowy ich wysłuchać, opowiedzieli mu o nieszczęściu Amby. Król Hotrawahana był ojcem matki Amby i gdy usłyszał o jej nieszczęściu, wziął ją na kolana, próbując ją pocieszyć. Rzekł: ‘O wnuczko, nie wracaj do domu swego ojca. Jestem twym dziadkiem i ukoję twój ból. Zdaj się na mnie. Swoje pragnienie zemsty na Bhiszmie możesz już uznać za zrealizowane. Udaj się do potężnego ascety Paraśuramy, gdyż on rozproszy twój smutek. Jeżeli Bhiszma nie uczni tego, co on mu każe, zabije go w pojedynku. Udaj się więc do Paraśuramy Bhargawy, którego splendor równa się ogniowi Sądu Ostatecznego. Ten wielki asceta wyprowadzi twe życie na prostą’.
Amba pochlipując, oddała ojcowi swej matki należne honory i podnosząc głowę rzekła: ‘O dziadku, uczynię co każesz. Powiedz mi jednak, co mam uczynić?’
Hotrawahana rzekł: ‘O słodka wnuczko, pogrążonego w surowych umartwieniach Paraśuramę znajdziesz na odległym pustkowiu na szczycie góry Mahendra. Tam prorocy, znawcy Wed, gandharwowie i apsary oddają mu cześć. Udaj się tam i schyliwszy przed tym starożytnym mędrcem głowę opowiedz mu o wszystkim. Wspomnij również moje imię, bo Paraśurama jest moim drogim przyjacielem’.
Hotrawahana nie zdążył jeszcze dokończyć swych słów, gdy pojawił się przed nim Akrtawrana, towarzysz Paraśuramy. Tysiące ascetów powstało na jego widok, aby go powitać i po zakończeniu właściwych ceremonii wszyscy zasiedli wokół niego, czerpiąc radość z opowiadania sobie nawzajem różnych ulubionych i niebiańskich opowiastek.
Hotrawahana zapytał Akrtawranę o to, gdzie obecnie przebywa wielki asceta Paraśurama. Akrtawrana rzekł: ‘O królu, Paraśurama zawsze wspomina o tobie jako swoim drogim przyjacielu. Myślę, że już jutro przybędzie on tu do ciebie w odwiedziny. Powiedz mi jednak, kim jest i co tutaj porabia ta delikatna i piękna moda kobieta?’
Gdy Akrtawrana poznał szczegóły jej nieszczęścia, rzekł: ‘O kobieto o słodkim uśmiechu, Widzę dwóch sprawców twego nieszczęścia. O którym z nich chcesz rozmawiać z Paraśuramą? Czy chcesz, aby Paraśurama nakazał królowi Śalwie pojąć cię za żonę, czy też pragniesz, aby pokonał on w walce Bhiszmę?’
Amba rzekła: ‘O Akrtawrana, to Bhiszma działał z ignorancją porywając mnie. Podjął działanie bez wiedzy, że moje serce należy do króla Śalwy. Weź to pod uwagę, dokonaj sprawiedliwego sądu i podejmij właściwą akcję. Ja sama opowiedziałam ci jedynie o przyczynie mojego cierpienia’.
Akrtawrana rzekł: ‘O piękna, spróbujmy więc dokonać sprawiedliwego sądu. Gdyby Bhiszma cię nie porwał, byłabyś już dzisiaj żoną króla Śalwy. Ponieważ jednak Bhiszma cię porwał król Śalwa miał powód, aby mieć wątpliwości, co do twej czystości. Cała wina spoczywa więc na Bhiszmie i szukając na nim zemsty, postępujesz właściwie’.
Amba rzekła: ‘O wielki asceto, moje serce płonie z chęci zobaczenia śmierci Bhiszmy na polu bitewnym. Pomścij mnie i niech w ten sposób zostanie ukarany sprawca mojego nieszczęścia’.
Gdy zapadła noc i powiał przyjemny lekki wietrzyk przed obliczem pogrążonych ciągle w rozmowie ascetów pojawił się sam Paraśurama razem ze swymi uczniami. W odzieniu z kory drzewnej, z włosami związanymi w ciężki węzeł, z łukiem w dłoni, mieczem i bojową siekierą u pasa, wolny od kurzu i w radosnym nastroju zbliżył się do króla Hotrawahany. Na jego widok wszyscy wstali i trzymając pobożnie złożone dłonie skłonili ku nim swe czoła. Paraśurama uhonorowany i obdarowany miodem usiadł wśród nich wspominając dawne dni. Gdy skończyli, król Hotrawahana rzekł: ‘O wielki proroku, poznaj moją wnuczkę, dziecko władcy Kaśiów i wysłuchaj jej prośby’.
Amba zbliżyła się do Paraśuramy, od którego bił blask potężny jak ogień i czubkami swych dłoni delikatnymi jak kwiat lotosu dotknęła jego stóp. Z oczami pełnymi łez pochlipywała żałośnie, szukając u niego obrony.
Paraśurama rzekł: ‘O księżniczko, jesteś mi równie bliska jak twój dziadek Hotrawahana. Powiedz mi, co leży ci na sercu. Spełnię każde twoje życzenie’.
Amba rzekła: ‘O braminie dotrzymujący najsurowszych ślubów, zdaję się na twą łaskę. Uwolnij mnie od zalewającego mnie żalu’.
Paraśurama patrząc na tą kobietę w kwiecie młodości i urody zatopił się w swoich współczujących myślach. Zachęcana przez niego, opowiedziała mu o wszystkim, co się wydarzyło. Gdy to usłyszał, podjął natychmiast decyzję i rzekł: ‘O kobieto o słodkich biodrach, wyślę natychmiast posłańca do Bhiszmy. Uczyni on wszystko, co mu rozkażę, a jeżeli nie, to spalę jego i jego doradców w ogniu mej broni. A może wolisz, abym najpierw skłonił króla Śalwę do dotrzymania słowa?’
Amba odpowiedziała: ‘O braminie, zbij Bhiszmę tak jak Indra zabił Wrtrę i spełnij w ten sposób najgorętsze życzenie mego serca. To Bhiszma jest u korzeni mojego nieszczęścia, bo to on porwał mnie siłą. Jest nienasycony, arogancki i upaja się swym zwycięstwem. Zabij go w walce i pomścij mnie w ten sposób. Już w momencie, gdy mnie porwał, uknułam w mym sercu plan zabicia tego człowieka przeraźliwych przysiąg’.
Paraśurama rzekł: ‘O księżniczko, z mej własnej woli używam broni jedynie w obronie tych, co studiują Brahmana. Zażycz sobie czegoś innego, bo zapewniam cię, że zarówno Bhiszma jak i Śalwa uczynią to, co im powiem. Nie złamię mego zobowiązania i nie użyję broni inaczej niż w obronie braminów’.
Amba jednakże nie dała się przekonać i nie zaprzestała ponawiania próśb, aby Paraśurama zabił Bhiszmę. Dostrzegając, że w ich rozmowie brak postępu, Akrtawrana rzekł: ‘O braminie, nie odmawiaj pomocy tej młodej kobiecie, która poszukuje u ciebie ochrony. Zabij Bhiszmę, który ryczy jak demon asura. Wezwij go do pojedynku. Jeżeli ci odmówi, będzie ci nieposłuszny i będziesz mógł rozpocząć z nim walkę, aby go ukarać. Jeżeli będzie ci posłuszny też będziesz mógł z nim walczyć nie łamiąc swej przysięgi. Pamiętam bowiem doskonale ten dzień, gdy po wybiciu do nogi wszystkich wojowników, przysiągłeś braminom, że zabijesz w walce każdego (bramina, wojownika, człowieka z ludu lub służącego), kto znienawidzi braminów; że będziesz bronił każdego, kto w obawie o swe życie będzie szukał u ciebie ochrony; i że zabijesz każdego, kto unosząc się dumą pokona sam jeden wszystkich wojowników. Nie łam więc swej przysięgi i nie odmawiaj pomocy kobiecie, która w tobie szuka obrony i zabij Bhiszmę, który w swej dumie uprowadzając trzy księżniczki Kaśiów pokonał sam jeden wszystkich wojowników’.
Paraśurama rzekł: ‘O braminie, pamiętam doskonale moje przysięgi. Ta młoda kobieta nastawiła swe serce na krwawą zemstę, a ja najpierw muszę spróbować osiągnąć pojednanie. Udam się teraz razem z nią do Bhiszmy i jeżeli Bhiszma nie będzie mi posłuszny, zabiję tego zuchwalca w pojedynku’.
4. O tym jak Paraśurama nie potrafi pokonać Bhiszmy i ostatecznie odkłada swą broń i poświęca się wyłącznie ascezie
Po upływie nocy, którą Paraśurama spędził wśród ascetów, składając do ognia ofiarę i nucąc modlitwy, wraz z nastaniem ranka wyruszył w towarzystwie braminów i Amby w kierunku Kurukszetry i po dotarciu do rzeki Saraswati rozłożył tam obóz. Po dalszych trzech dniach wędrówki i dotarciu do terenów równinnych wysłał do mnie posłańca informując o swoim przybyciu. Ciesząc się z jego wizyty i pamiętając o swych obowiązkach wyjechałem mu na spotkanie otoczony przez braminów oraz ofiarnych i domowych kapłanów. Paraśurama przyjął należne mu honory, po czym rzekł: ‘O Bhiszma, wytłumacz mi, co skłoniło cię do tego, aby najpierw porwać tę księżniczkę Kaśiów wbrew jej woli, a potem odesłać ją z powrotem? Któż przyjmie za swą żonę kobietę, której dotykał inny mężczyzna? Swym uczynkiem odebrałeś jej wszystkie zasługi, które zebrała dzięki swej prawości. Rozkazuję ci, abyś przyjął ją z powrotem do swego domu. Pozwól jej odzyskać pozycję, której jej pozbawiłeś. Jak mogłeś potraktować ją w tak obraźliwy i okrutny sposób?’
Rzekłem: ‘O braminie, nie mogę spełnić twego rozkazu, bo ślubowałem, że nigdy nie porzucę ścieżki mojego Prawa, kierując się lękiem, współczuciem, zachłannością, czy własnym interesem i dotrzymam mej przysięgi. W tej chwili już za późno, abym mógł przyjąć Ambę z powrotem i oddać ją za żonę mojemu bratu, bo gdy powiedziała mi, że jej serce należy do króla Śalwy, odesłałem ją do Saubhy’.
Paraśurama odpowiedział z gniewem: ‘O Bharata, jeżeli nie uczynisz to, czego od ciebie żądam, zabiję ciebie i twoich doradców’.
Próbowałem udobruchać go moimi słowami, lecz on powtarzał swoje, popadając w coraz większy gniew. Pochylając głowę przed tym godnym wielkiego szacunku braminem rzekłem: ‘O wielki mędrcu, dlaczego uparłeś się, aby ze mną walczyć? Przecież to ty uczyłeś mnie w młodości użycia broni. Jesteś moim nauczycielem, a ja jestem twoim uczniem’.
Paraśurama odpowiedział mi ze wściekłością: ‘O Bharata, choć pamiętasz doskonale, że byłem twoim nauczycielem, nie chcesz spełnić mojego rozkazu i przyjąć z powrotem tej porwanej przez ciebie księżniczki Kaśiów i sprawić mi tym przyjemność. Nie dam ci spokoju, dopóki nie przyjmiesz z powrotem tej pięknej księżniczki, którą ograbiłeś z wszystkich zasług i która przez ciebie nie znajdzie dla siebie męża’.
Odpowiedziałem: ‘O nauczycielu nie wywieraj na mnie nacisku, abym zszedł ze ścieżki Prawa. Wyrzekłem się tej kobiety, bo żaden mężczyzna nie pozwoli na to, aby kobieta zakochana w innym, zamieszkiwała w jego domu, będąc jak jadowity wąż. Nawet lęk przed Indrą nie skłoni mnie do złamania Prawa! Okaż mi więc łaskę lub uczyń ze mną to, co chcesz, bo wiem doskonale, że uczeń zawsze powinien być posłuszny swemu nauczycielowi.
Zawsze oddawałem ci należne honory, lecz teraz nie zachowujesz się jak nauczyciel i żądasz ode mnie zejścia ze ścieżki mojego Prawa. Nie wypełnię twego rozkazu i podejmę z tobą walkę. Prawo zakazuje zabijania nauczyciela i bramina, lecz dopuszcza wyjątek: grzechu nie popełni ten, kto rozgniewany zabije bramina, który podniósł przeciw niemu broń. Ten kto reaguje właściwie na działanie innego, nie łamie Prawa. I lepiej niech pobędzie się swych wątpliwości ten, kto znając zasady Prawa i Zysku i rozumiejąc czas i sytuację w której się znalazł, popada w wątpliwości, co do tego, co jest dla niego korzystne. Nie zawaham się uczynić tego, co powinienem w mej obecnej sytuacji i podejmę z tobą walkę. Strzeż się więc siły moich ramion i mojej ponadludzkiej odwagi. Zabiję cię setkami moich strzał otwierając przed tobą pośmiertne światy, które zdobyłeś za życia swym działaniem!
O braminie-wojowniku, który tak pragniesz wojny, udajmy się więc na pola Kurukszetry i tam stańmy do pojedynku. Otworzę przed tobą bramy nieba, pozwalając ci tam umrzeć śmiercią bohatera tak jak ty sam otworzyłeś je kiedyś przed swym ojcem oferując mu krew zabitych tutaj wojowników. Pozbawię cię twej legendarnej dumy. Często chwaliłeś się tym, że sam jeden wybiłeś do nogi całą kastę wojowników. Wówczas jednak nie narodził się jeszcze na ziemi wojownik taki jak ja! Zniszczę twą dumę z twej waleczności i twą miłość wojny’.
Paraśurama roześmiał się i rzekł: ‘O Bhiszma, cóż za szczęście, że podejmujesz moje wyzwanie! Już wkrótce zniszczę twą miłość do wojny przy pomocy mojej broni! Wsiądź do swego rydwanu i spiesz na pola Kurukszetry. Niech twoja matka Ganga zobaczy jak dosięgają cię setki moich strzał i jak twe martwe ciało rozdziobują sępy i kruki. Niech zobaczy jak cię zabijam i niech opłakuje twą śmierć. Niech ona, która cię urodziła, będzie świadkiem tego wielkiego spektaklu!’
Odpowiedziałem skłaniając przed nim głowę: ‘O braminie, niech stanie się tak jak sobie życzysz’.
W czasie gdy Paraśurama ożywiony pragnieniem walki ze mną ruszył w kierunku pól Kurukszetry, ja sam udałem się do mej drugiej matki Satjawati, aby opowiedzieć jej o tym, co się stało. Po zadowoleniu bogów rytami i z jej błogosławieństwem wsiadłem do mego rydwanu zaprzężonego w białe konie i trzymając w dłoni biały łuk, wyruszyłem w drogę ubrany w biały turban i srebrno-białą zbroję, ozdobiony białymi klejnotami.
Moje konie szybkie jak myśl poganiane przez mojego doświadczonego woźnicę przywiozły mnie wkrótce na pole bitewne, gdzie zgromadzili się już liczni bramini, pustelnicy i bogowie pragnący zobaczyć nasz niezwykły pojedynek. Zarówno Paraśurama jak i ja sam przystępując z ochotą do walki, daliśmy pokaz całej naszej odwagi. Ja sam stając przed nim w pełnej okazałości na mym rydwanie zadąłem w mą konchę, która wydała z siebie potężny ryk. Z nieba sypały się na nas girlandy kwiatów i dochodziły dźwięki niebiańskich instrumentów, a zebrany wokół nas potężny tłum widzów wydawał z siebie pomruk podobny do pomruku monsunowej burzy.
Przede mną ukazała się bogini Ganga, moja matka, która zawsze życzy dobrze wszystkim żywym istotom i rzekła: ‘O synu, cóż ty chcesz uczynić? Udam się do Paraśuramy z błagalną prośbą, aby zaniechał walki ze swoim uczniem. A i ty sam, dlaczego jesteś aż tak zawzięty, że chcesz pojedynkować się z samym Paraśuramą, który w swej odwadze jest równy Śiwie’.
Gdy Ganga udała się do Paraśuramy z prośbą, aby zrezygnował z walki ze swoim uczniem, Paraśurama rzekł: ‘O święta rzeko, zamiast mnie o to prosić, spróbuj zatrzymać swego syna w jego nieodpartej chęci zmierzenia się ze mną i skłonić go, żeby uczynił to, czego od niego żądam. Jeżeli nie spełni mojego żądania, będę z nim walczył!’ Moja matka powróciła więc do mnie i ponowiła swą prośbę, lecz ja sam opanowany przez gniew odmówiłem jej spełnienia.
Gdy gotowi do pojedynku stanęliśmy naprzeciw siebie na polach Kurukszetry—ja w mej zbroi na mym rydwanie, a on stopami na ziemi—rzekłem: ‘O braminie, jeżeli chcesz ze mną walczyć, załóż swą zbroję i wsiądź na swój rydwan’. Paraśurama, którego istotą jest jego waleczność, odpowiedział: ‘O Bhiszma, ziemia jest moim rydwanem, Wedy są moimi ogierami, wiatr jest moim woźnicą, a moją zbroją są matki Wed, czyli dźwięki Gajatri, Sawitri, Saraswati. Będę z tobą walczył chroniony przez nie’. Mówiąc to, otoczył mnie z wszystkich stron siecią swych strzał.
Gdy zobaczyłem go ponownie, stał uzbrojony we wszystkie możliwe rodzaje broni na niebiańskim rydwanie, który stworzony przez jego umysł był potężny jak całe miasto, zaprzężony w boskie konie i ozdobiony proporcem z księżycem. Powoził nim jego przyjaciel Akrtawrana. Wyzywając mnie do walki, ten zabójca całej kasty wojowników, niezniszczalny jak wschodzące słońce, przystąpił do ataku.
Podjechałem do niego na dystans trzech strzał, odłożyłem mój łuk, zatrzymałem konie, zszedłem na ziemię i pieszo zbliżyłem się do tego największego z proroków, aby przed rozpoczęciem bitwy zgodnie ze zwyczajem oddać cześć mojemu guru. Rzekłem: ‘O mój nauczycielu, będę z tobą walczył, choć przewyższasz mnie i jesteś ode mnie lepszy. Życz mi zwycięstwa!’
Paraśurama odpowiedział: ‘O Bhiszma, zachowałeś się tak jak powinien zachować się ten, kto walczy z lepszym od siebie. Gdybyś przed rozpoczęciem walki nie zbliżył się do mnie w ten sposób, rzuciłbym na ciebie przekleństwo. Zbierz w sobie cały swój hart ducha i walcz ze mną nie spuszczając mnie z oka. Nie życzę ci jednak zwycięstwa, bo sam przybyłem tutaj, aby cię pokonać. Swym zachowaniem zadowoliłeś mnie. Walcz więc tak jak nakazuje tego Prawo’.
Wsiadłem ponownie na mój rydwan, zadąłem w mą konchę i rozpoczęliśmy walkę, która choć trwała wiele dni, nie przynosiła żadnemu z nas zwycięstwa.
Pojedynek rozpoczął Paraśurama wystrzeliwując w moim kierunku dziewięćset sześćdziesiąt ognistych strzał i zatrzymując nimi mój rydwan. W odpowiedzi złożyłem pokłon obserwującym nas bogom i braminom i rzekłem: ’O braminie, oddałem ci honory należne mojemu nauczycielowi, pomimo tego, że przekroczyłeś dozwolone granice swego autorytetu. Wypuszczając z mego łuku moje strzały będę omijać chroniące twe ciało Wedy, twą bramińskość i twą moc zdobytą dzięki ascezie. Uderzę nimi w to, co jest w tobie z wojownika, bo bramin biorący w swe dłonie broń staje się wojownikiem. Strzeż się więc mojego łuku i siły mych ramion! Rozłupię na połowę twój łuk i strzały’.
Ostrą strzałą zrobioną z kości niedźwiedzia przeciąłem jego łuk, który upadł na ziemię. Mierząc w jego ciało wypuściłem z mego łuku dziewięć setek strzał z lotkami z piór, które nabierając rozpędu zdawały się pluć krwią. Paraśurama z ciałem pokrytym setkami broczących krwią ran wyglądał jak góra Meru wybijana klejnotami lub jak pózno-zimowe drzewo aśoka pokryte czerwonym kwieciem.
Paraśurama doprowadzony do wściekłości moim atakiem napiął swój łuk i zalał mnie deszczem swych strzał z nasadką ze szczerego złota. Zachwiałem się pod potężnym uderzeniem tych straszliwych ostrzy. Szybko jednak odzyskałem równowagę i gdy w odpowiedzi obrzuciłem Paraśuramę setkami mych strzał, od ich uderzeń zdawał się tracić przytomność. Widok ten wypełnił mnie wielkim smutkiem. Krzyknąłem: ‘Niech będą przeklęci wojownicy i prowadzone przez nich bitwy! O biada mi, uczyniłem wielkie zło zachowując się jak magnat i raniąc mego nauczyciela ostrymi strzałami!’
Zachodzące słońce przerwało naszą bitwę tamtego dnia. Korzystając z tego mój woźnica oczyścił nasze ciała i ciała koni ze strzał, napoił konie i pozwolił im odpocząć. O świcie wraz ze wschodzącym słońcem nasz pojedynek rozpoczął się od nowa. Po ceremonii powitalnej ożywieni nawzajem naszym widokiem zaczęliśmy zasypywać się gradem strzał. Paraśurama zaczął uwalniać swoje niebiańskie pociski, które ja próbowałem unicestwić moimi niebiańskimi pociskami. Następnie Paraśurama dokonując zręcznego manewru uderzył mnie swym pociskiem prosto w pierś. Mój woźnica widząc, że przeszyty bólem tracę przytomność, pognał konie i wycofał się na bezpieczny dystans. Widząc to, zwolennicy Paraśuramy z Akrtawraną i Ambą na czele zaczęli wznosić radosne okrzyki.
Gdy odzyskałem świadomość i pozbyłem się bólu zawołałem do mego woźnicy, aby pognał konie ponownie tam, gdzie stał Paraśurama. Z gniewem wypuściłem w jego kierunku całą chmarę mych strzał, pragnąc go pokonać, lecz on uderzył je w powietrzu swymi strzałami i wiele z nich opadło złamanych na ziemię. Napiąłem wówczas mój łuk i wystrzeliłem jedną ognistą strzałę będącą jak sam Czas z zamiarem zabicia go i Paraśurama głęboko zraniony omdlał z bólu i opadł na ziemię.
Patrzący na pojedynek widzowie strwożeni jego upadkiem zaczęli lamentować. Księżniczka Kaśiów Amba i zaniepokojeni asceci podbiegli w kierunku, gdzie leżał na ziemi i zaczęli go obejmować próbując go pokrzepić delikatnym dotykiem dłoni ochładzanych wodą i błogosławieństwami.
Paraśurama podniósł się wkrótce z ziemi, naciągnął swój łuk i wypuszczając zeń swą strzałę rzekł: ‘O Bhiszma, jesteś już martwy’. Jego szybka strzała utkwiła w mym lewym boku, sprawiając mi ogromny ból. Po zabiciu mych koni swymi strzałami o mocy pioruna zasypał mnie deszczem swych strzał na co odpowiedziałem pociskiem, przed którym nie ma obrony, zatrzymując jego strzały. Nasze blokujące się nawzajem strzały utrzymywały się w powietrzu, pokrywając sobą całe niebo. Zaciemnione przez nie słońce straciło swe gorąco, a wiatr pogwizdywał przez nie, jakby przedzierał się przez chmury. Na nieboskłonie wybuchnął potężny ogień od przedzierających się przez nie promieni słońca i wiatru i spalone w ogniu strzały opadły na pola Kurukszetry pokrywając je popiołem.
Paraśurama nie zaprzestając walki obrzucał mnie bilionami strzał, które ja łamałem w powietrzu moimi wężowymi strzałami, powodując ich upadek na ziemię. Walczyliśmy w ten sposób aż do zmierzchu.
Następnego dnia, gdy wznowiliśmy o świcie naszą walkę, Paraśurama zarzucił mnie taką masą niebiańskich pocisków, że nie mogłem ich zliczyć. Unicestwiałem je moimi kontra-pociskami, ryzykując życie. Im dłużej walczyliśmy, tym bardziej rósł jego gniew i coraz mniej troszczył się o swe życie. W odpowiedzi na moje pociski cisnął w moim kierunku przeraźliwą włócznią. Gdy zbliżała się ku mnie przypominając słońce Czasu Końca, przeciąłem ją na trzy części moimi strzałami. Paraśurama wyrzucił wówczas w mym kierunku dwanaście przeraźliwych oszczepów buchających ogniem jak dwanaście słońc Czasu Końca, które unicestwiłem siecią moich pocisków. Paraśurama cisnął wówczas w moim kierunku trzema włóczniami z ostrzami ze złota błyszczące różnymi kolorami i ciągnące za sobą złotą tkaninę tak jak komety ciągną za sobą swój ogon. Zakrywając się tarczą, przeciąłem je mieczem, rozbijając je w proch. Paraśurama widząc swe włócznie zniszczone, gniewnie uwolnił niebiański pocisk zalewając mnie strumieniem strzał licznych jak roje szarańczy, które uderzały w moje ciało, raniąc również moje konie i woźnicę. W odpowiedzi wysłałem przeciw memu guru prawdziwą powódź raniących go pocisków. Obaj ranni przerwaliśmy walkę wraz z zachodem słońca, aby rozpocząć ją od nowa o świcie.
O poranku Paraśurama stojąc na swym pędzącym rydwanie zalał mnie deszczem swych strzał, zabijając mego woźnicę. Na widok jego śmierci opanował mnie lęk i straciłem koncentrację. Paraśurama wykorzystując ten moment, zranił mnie głęboko swą strzałą w szyję. Tracąc przytomność upadłem na ziemię. Paraśurama sądząc, że jestem martwy, unosząc się radością, zawył z tryumfem, sławiąc swe zwycięstwo, podczas gdy ci, którzy oglądali nasz pojedynek i byli po mojej stronie pokonani przez żal zaczęli się wokół mnie gromadzić. Ośmiu świetlistych braminów uniosło me ciało, tak że nie dotykało ono ziemi i skrapiając mnie wodą, mówili: «O Bhiszma, uwolnij się od lęku». Unoszony przez nich wyglądałem jak zawieszony w przestworzach.
Ożywiony przez ich słowa stanąłem nagle na swych własnych nogach i zobaczyłem przed sobą moją matkę boginię Gangę. Pokłoniłem się przed nią składając pobożnie dłonie i wsiadłem ponownie do mego chronionego przez nią rydwanu. Odzyskawszy koncentrację sam poprowadziłem moje konie kontynuując walkę. Gdy uderzyłem Paraśuramę mym pociskiem, wypuścił z dłoni swój łuk i upadł na kolana tracąc przytomność. Ciemne chmury pokryły sklepienie nieba i na ziemię zaczął padać krwawy deszcz. Z nieba sypały się meteory, ziemia drżała i wiał huraganowy wiatr. Nad polem bitewnym krążyły sępy i kruki czekając na żer i słychać było wycie szakali. Bębny wydawały straszne dźwięki, choć nikt w nie nie uderzał. Wkrótce Paraśurama odzyskał swe siły i kontynuowaliśmy walkę aż do zachodu słońca
Nasz pojedynek trwał już 23 dni i nie było widać jego końca. Tej nocy po schyleniu głowy przed Paraśuramą, zmarłymi przodkami, bogami, łowcami nocy i samą nocą udałem się na spoczynek zatopiony w myślach. Myślałem: ‘Ten upiorny i groźny pojedynek trwa już tak wiele dni i ani ja nie potrafię pokonać Paraśuramy, ani on mnie. Może podczas snu dowiem się, czy zdołam go kiedykolwiek pokonać?’
Obolały od otrzymanych ran położyłem się do snu i przespałem do samego rana. Podczas snu ukazało się przede mną tych samych ośmiu wyglądających identycznie świetlistych braminów, którzy poprzednio unieśli z ziemi me ciało, gdy upadłem z mojego rydwanu. Rzekli: ‘O synu Gangi, nie poddawaj się lękowi, bo nie grozi ci żadne niebezpieczeństwo. Ochraniamy cię, bo jesteś naszym własnym ciałem. To ty pokonasz Paraśuramę w tym pojedynku, a nie on ciebie. Rozpoznaj tylko swą ulubioną broń, którą znałeś zamieszkując w swym poprzednim ciele. Jest to broń Pradżapatiego stworzona przez Wiśwakarmana zwana Praszwapą (Usypiaczem). Nawet Paraśurama jej nie zna. Przywołaj ją do siebie w swym umyśle i użyj jej z całą mocą. Nie spadnie na ciebie żadna wina, bo ta broń nie zabija, tylko usypia. Gdy już zapewnisz sobie zwycięstwo, użyj wówczas swej ulubionej broni anihilującej skutki Praszwapy i spowoduj, że powstanie on jak z martwych. Człowiek śpiący na polu bitewnym jest traktowany na równi z zabitym. Jest to jedyny sposób na pokonanie Paraśuramy, bo jego nie można naprawdę zabić’.
Czułem się uszczęśliwiony myśląc po przebudzeniu o mym śnie. Wraz ze wschodzącym słońcem rozpoczęliśmy ponownie walkę budząc przerażanie i zachwyt w sercach wszystkich żywych istot. Paraśurama wypuścił w moim kierunku całą chmarę strzał, którą powstrzymałem moimi strzałami, po czym z niewygasłą od wczoraj wściekłością cisnął w moim kierunku oszczepem twardym jak piorun Indry o jasności równej berłu Jamy, który płonąc jak ogień lizał swymi ognistymi językami pole bitewne. Lecąc z wielką szybkością uderzył mnie w ramię, będąc jak ognista błyskawica uderzająca w ołtarz i uwalniająca strumień krwi. Rozgniewany tym atakiem wyrzuciłem w jego kierunku pocisk groźny jak jad wężów, trafiając go nim w sam środek czoła. Rozwścieczony tym potężny bramin naciągnął swój łuk i wymierzył prosto we mnie przeraźliwą niszczącą wroga strzałę będącą jak sama śmieć, która sycząc jak wąż uderzyła mnie prosto w pierś, powodując, że upadłem cały pokryty krwią. Odzyskawszy szybko przytomność cisnąłem w kierunku wojowniczego bramina włócznią, która dosięgła go jak błyskawica, zadając mu ranę, od której aż cały zadrżał. Jego przyjaciel Akrtawrana podtrzymał go, dodając mu otuchy swymi pięknymi słowami. Odzyskawszy równowagę, Paraśurama zawrzał gniewem i przywołał do siebie ostateczną broń Brahmy. Widząc to, uczyniłem to samo. Pociski Brahmy zderzyły się w powietrzu, anihilując się nawzajem. Potężny ogień pokrył całe przestworza. Bogowie, prorocy i gandharwowie przeżywali straszne katusze porażeni siłą tej broni. Ziemia z jej oceanami i lasami i udręczonymi żywymi istotami drżała w swej największej rozpaczy. Całe niebo aż po dymiący horyzont było w ogniu i mieszkańcy przestworzy nie potrafili utrzymać się w swych światach. I gdy całe światy bogów, asurów i rakszasów jęczały pod uciskiem tej broni, poczułem gotowość i dostrzegłem możliwość użycia na rozkaz znawców Brahmana mej ulubionej broni Praszwapy (Usypiacza). Nie pomyślałem o niej wcześniej aż sama pojawiła się w mym umyśle.
W momencie, gdy miałem już ją wystrzelić, z nieba rozległy się okrzyki: ‘O Bhiszma, nie używaj Praszwapy’. Usłyszałem także podniesiony głos boskiego proroka Narady: ‘O Bhiszma, tłumy bogów, które zebrały się na nieboskłonie proszą cię, abyś zrezygnował z użycia Praszwapy. Paraśurama jest bramińskim ascetą i twoim nauczycielem. Nie pokazuj mu w ten sposób swego lekceważenia’.
Na nieboskłonie zobaczyłem również stojących tam ośmiu znawców Brahmana, którzy rozkazali mi we śnie użyć tej broni. Uśmiechając się do mnie, rzekli łagodnym głosem: ‘O Bharata, uczyń tak jak radzi ci prorok Narada, gdyż tak będzie najlepiej dla wszystkich światów’. Wycofałem się więc z użycia Praszwapy w walce i uwolniwszy od niej mój łuk położyłem ceremonialnie ten pocisk Brahmy na polu bitewnym.
Paraśurama widząc, że zrezygnowałem z użycia tej zdolnej do pokonania go broni, zawołał: ‘Jakiż głupiec ze mnie! Zostałem pokonany przez Bhiszmę!’ W tym samym momencie zobaczył swego ojca i jego przodków. Usłyszał jak mówią: ‘O synu, nie czyń już nigdy więcej czegoś równie szaleńczego jak wyzywanie do walki wojownika takiego jak Bhiszma. Zachowuj się lepiej jak bramin. Obowiązkiem wojownika jest walczyć i zwyciężać, podczas gdy obowiązkiem bramina jest studiowanie Wed i dotrzymywanie ślubów. Odłóż swą broń, choć był w przeszłości taki moment, że sami skłoniliśmy cię do chwycenia za broń i dokonania straszliwych heroicznych uczynków, co będąc nam posłuszny uczyniłeś. Zaprzestań dalszej walki z Bhiszmą, bo on wycofując z użycia swą broń, przed którą nie mogłeś się obronić, pokonał cię. Wycofaj się z walki i zrezygnuj raz na zawsze z noszenia broni i poświęć się całkowicie uprawianiu ascezy. Bhiszma wycofał swą broń na prośbę bogów i znawców Brahmana, nie chcąc ranić twej godności i mając na uwadze dobro wszystkich światów. Bhiszma jest inkarnacją jednego z bogów wasu i nie można go pokonać przed nadejściem właściwego czasu. Już od dawna jest zarządzone, że legnie on na polu bitewnym od strzał Ardżuny, potężnego syna Indry, heroicznego Nary Pradżapatiego, starożytnego pierwotnego Boga, który ponownie narodził się na ziemi w formie tego lewo-ręcznego łucznika’.
Paraśurama rzekł do swych Ojców: ‘O Ojcowie, nie mogę wycofać się z bitwy, bo taką złożyłem przysięgę. Sprawcie, aby Bhiszma pierwszy się wycofał’.
Dziadek Rcika Bhargawa w towarzystwie proroka Narady udali się więc w moim kierunku i rzekli: ‘O Bhiszma, wycofaj się z bitwy oddając Paraśuramie honory należne braminom’. Omówiłem jednak spełnienia ich prośby, pozostając wierny Prawu wojownika. Rzekłem: ‘O bramini, przysięgałem przed całym światem, że nigdy nie wycofam się z bitwy i nie złamię mego słowa’.
I choć na sam środek pola bitewnego wkroczyli wszyscy pustelnicy prowadzeni przez Naradę i choć ukazała się tam także moja matka, nie ruszyłem się na krok, stojąc z napiętym łukiem i gotową do lotu strzałą. Zaczęli więc próbować raz jeszcze skłonić do wycofania się z walki Paraśuramę. Rzekli: ‘O potomku Bhrigu, serce bramina jest jak masło. Niech więc będzie pokój. Wycofaj się z walki, bo ani ty nie możesz zabić Bhiszmy, ani on nie może zabić ciebie’. Gdy tak mówili, zasłonili sobą całe pole bitewne i Ojcowie Paraśuramy zmusili go do złożenia broni’.
Ja sam zobaczyłem ponownie ośmiu znawców Brahmana świecących swym własnym światłem jak osiem planet. Przemówili do mnie łagodnym głosem: ‘O Bhiszma, idź do swego nauczyciela i uczyń to, co jest najlepsze dla wszystkich światów’.
Widząc, że Paraśurama pod wpływem swych przyjaciół odłożył swą broń podszedłem do niego, aby się przed nim pokłonić. Paraśurama uśmiechając się do mnie z uczuciem rzekł: ‘O Bhiszma, na całej ziemi nie ma wojownika takiego jak ty. Walka z tobą bardzo mnie zadowoliła’. Następnie zawezwał przed swe oblicze Ambę i rzekł do niej ze smutkiem: ‘O młoda kobieto, na oczach wszystkich tych, co oglądali nasz pojedynek wykazałem się odwagą do granic moich możliwości, lecz nie potrafiłem pokonać tego Bhiszmy. W ten sposób poznałem granicę swej mocy i siły. Nie potrafię więc zrealizować twej prośby. Zdaj się więc lepiej na jego łaskę, bo nie widzę przed tobą innej drogi postępowania’ ”.
5. O tym jak Amba zdobywa obietnicę Śiwy, że sama przyniesie śmierć Bhiszmie rodząc się ponownie na ziemi jako mężczyzna
Bhiszma kontynuował: „O Durjodhana, po wypowiedzeniu tych słów Paraśurama westchnął głęboko i zamilkł.
Rozgniewana Amba odpowiedziała: ‘O błogosławiony mędrcu, jest tak, jak mówisz. Wielkoduszny Bhiszma jest nie do pokonania na polu bitewnym nawet dla bogów. Uczyniłeś wszystko, co mogłeś w ramach swej mocy i energii. Ja jednakże w żadnym wypadku nie zdam się ponownie na jego łaskę. Poszukam sposobu, abym mogła sama pomścić mą krzywdę i spowodować śmierć Bhiszmy na polu bitewnym’.
Powziąwszy takie postanowienie Amba całkowicie poświęciła się uprawianiu ascezy z myślą o spowodowaniu mej śmierci, podczas gdy Paraśurama w otoczeniu ascetów udał się z powrotem w kierunku góry Mahendra. Ja sam wysławiany przez braminów wróciłem do Hastinapury i opowiedziałem o tym, co się wydarzyło mojej drugiej matce Satjawati.
Mając na uwadze mój własny interes rozesłałem swych szpiegów, aby śledzili każde zachowanie i słowo wypowiedziane przez Ambę. Od momentu, gdy zamieszkała ona w lesie, uprawiając surową ascezę, czułem się nieszczęśliwy i niespokojny. Żaden wojownik nie mógł bowiem pokonać mnie w walce dzięki swej odwadze za wyjątkiem tego, który poznał Brahmana i który poparł swe przysięgi surową ascezą. Gdy opowiedziałem o mym niepokoju Naradzie i Wjasie, rzekli: ‘O Bhiszma, nie rozpaczaj z powodu Amby, bo nikt nie potrafi zmienić własnym wysiłkiem tego, co jest mu przeznaczone’.
Amba zamieszkała w pustelni nad brzegami Jamuny i poddała się okrutnym samo-umartwieniom. Wychudzona, w zabłoconych łachmanach, z włosami związanymi w ciężki węzeł przez sześć miesięcy stała bez ruchu, żywiąc się wyłącznie powietrzem. Przez następny rok głodowała stojąc bez ruchu w wodach Jamuny. Cały następny rok stała bez ruchu na czubkach palców, żywiąc się jednym liściem aż zdziczała od swego gniewu. Przez czternaście lat paliła ziemię i niebo ogniem swej ascezy i nawet jej krewni nie mogli jej w tym zatrzymać. Pielgrzymowała do najświętszych brodów, aby obmywać w nich przez dzień i noc swe członki.
Moja matka Ganga zaniepokojona siłą jej ascezy uniosła się pewnego dnia z wód i rzekła: ‘O dobra kobieto, dlaczego się tak umartwiasz?’ Amba odpowiedziała składając pobożnie swe dłonie i schylając ku nim głowę: ‘O bogini, skoro Paraśurama nie zdołał zabić Bhiszmy, któż inny potrafiłby tego dokonać? Skazana na samą siebie podjęłam te straszne umartwienia, prosząc bogów o to, abym mogła go zabić. Niech jego śmierć będzie owocem moich umartwień, gdy narodzę się ponownie na ziemi w innym ciele’.
Próbując ją zatrzymać moja matka rzekła: ‘O kobieto rozsiewająca wokół swój blask, wybrałaś złą drogę, gdyż twoje pragnienie nigdy się nie spełni. Jeżeli mnie nie posłuchasz i będziesz nadal czynić śluby z nadzieją na śmierć Bhiszmy po pozbyciu się swego ciała, staniesz się niczym innym, lecz krętym strumyczkiem płynącym po ziemi jedynie w porze deszczowej, nikomu nieznanym, pozbawionym świętych brodów’.
Nie zniechęcona słowami Gangi Amba nadal pościła przez sześć lub dziesięć miesięcy nie biorąc do ust kawałka jedzenia i kropli wody i włócząc się do świętych brodów i w końcu stała się sezonowym krętym strumyczkiem pełnym krokodyli, lecz dzięki łasce swych umartwień tylko połowa jej ciała stała się rzeką, podczas gdy druga połowa pozostała panną.
Również asceci próbowali zatrzymać Ambę w jej umartwieniach. Pytali: ‘O księżniczko, co chcesz w ten sposób osiągnąć?’ Rzekła: ‘O asceci, zostałam odrzucona przez Bhiszmę i przez to zepchnięta ze ścieżki mojego Prawa i pozbawiona możliwości zdobycia męża. Nie chcę zdobyć wyższych światów, lecz jedynie spowodować jego śmierć, gdyż znajdę spokój dopiero po jego śmierci, bo to on spowodował moje niekończące się cierpienie. Moje postanowienie tkwi głęboko w mym sercu. Pozbawiona możliwości znalezienia męża nie jestem ani kobietą ani mężczyzną. Dosyć mam bycia kobietą i chcę się ponownie narodzić w ciele mężczyzny i osobiście pomścić moją krzywdę. Nic nie zmieni mojego postanowienia’.
Jej modlitw wysłuchał Najwyższy Bóg Śiwa i gdy skończyła mówić ukazał się przed nią i otaczającymi ją braminami w swej boskiej formie, oferując jej spełnienie jednej prośby. Poprosiła go o spowodowanie mojej śmierci, co Śiwa jej obiecał. Amba rzekła: ‘O Panie Duchów, skoro obiecałeś, dotrzymaj słowa i uczyń możliwym to, abym ja, choć jestem kobietą, mogła pokonac Bhiszmę na polu bitewnym’. Śiwa odpowiedział: ‘O dobra kobieto, mój głos nie kłamie i co wypowiedział, się stanie. Narodzisz się ponownie na ziemi w ciele mężczyzny, jako bohaterski wojownik w domu króla Drupady i przyniesiesz śmierć Bhiszmie. Rodząc się w jego ciele zachowasz swą obecną pamięć’.
Gdy po wypowiedzeniu tych słów Najwyższy Bóg Śiwa zniknął równie szybko jak się pojawił, Amba zajęła się zbieraniem w lesie drewna, które ułożyła w swój własny stos pogrzebowy i gdy zaczął go pochłaniać ogień, wskoczyła w płomienie, wołając: ‘Śmierć Bhiszmie’ ”.
6. O tym jak Amba rodzi się ponownie w ciele Śikhandina
Bhiszma kontynuował: „O Durjodhana, posłuchaj teraz o tym, jak Amba narodziła się ponownie w ciele syna króla Drupady Śikhandina. Opowiedział mi o tym boski prorok Narada.
Żona króla Drupady przez długi okres czasu nie mogła obdarować go synem i Drupada zaczął praktykować surowe umartwienia, prosząc Śiwę o syna. Śiwa wysłuchał jego prośby, lecz zapowiedział, że urodzi mu się dziewczynka. Rzekł: ‘O królu, nie próbuj prosić mnie ponownie o syna, bo taki jest wyrok losu. Dziecko, które urodzi twoja żona Parszata będzie mężczyzną, który jest kobietą. Traktuj więc go jak syna’.
Jak Śiwa zapowiedział, tak się stało. Po upływie właściwego czasu królowa Parszata urodziła córkę wielkiej urody, ogłaszając wszem i wobec, że urodziła syna. Król Drupada ufając słowom Śiwy i myśląc o swej córce jako o synu, wykonał dla niej ryty odpowiednie dla chłopca i nadał jej imię Śikhandin. Tylko ja dzięki prorokowi Naradzie wiedziałem że w jego ciele odrodziła się Amba.
Dzięki opiece króla Drupady i lekcjom w łucznictwie udzielanym przez bramina Dronę Śikhandin stał się znakomitym łucznikiem. Gdy nadszedł właściwy czas na założenie rodziny Drupada i jego żona ufając słowom Śiwy zaczęli rozmyślać nad znalezieniem dla swego syna odpowiedniej żony, choć wiedzieli, że jest on kobietą. Wierząc, że bóg nie może powiedzieć nieprawy wybrali dla Śikhandina na żonę córkę króla Hiranjawarmana dysponującego potężną armią, która wkrótce zorientowała się, że Śikhandin jest kobietą i głęboko zawstydzona powiedziała o tym swej pokojówce, która wzburzona tym faktem poinformowała o wszystkim króla Hiranjawarmanę.
Dowiedziawszy się o tym oszustwie, król Hiranjawarmana zapłonął strasznym gniewem. Wysłał do króla Drupady posłańca, który przekazał mu następujące słowa: ‘O królu, obraziłeś mnie, prosząc o rękę mojej córki dla swojej córki. Staw mi czoła, bo już wkrótce zabiję ciebie, całą twoją rodzinę i twych doradców’.
Król Drupada czując się jak złodziej przyłapany na kradzieży sam nie rzekł ani słowa, próbując przez swych dyplomatycznych posłańców i doradców ułagodzić gniew Hiranjawarmana. On jednak nie chciał tego słuchać i razem ze swymi sojusznikami postanowił uderzyć na królestwo Drupady i pozbawić go i jego syna/córkę Śikhandina królestwa i życia.
Król Drupada znając doskonale swą winę bardzo się zatrwożył. Choć znał wszystkie fakty, próbując uspokoić swych wrogów rzekł w obecności swych doradców do swej żony: ‘O królowo, król Hiranjawarman dowiedział się, że wydał swą córkę za naszego syna Śikhandina, który jest kobietą i ruszył przeciw nam na czele potężnych armii, czując się oszukany. Powiedz mi, co jest prawdą i co jest fałszem, bo grozi nam wielkie nieszczęście. Ja sam zostałem wprowadzony w błąd przez wykonywane dla niego ryty dla chłopców i stąd sądziłem, że jest on moim synem i sam będąc wprowadzony w błąd wprowadziłem w błąd Hiranjawarmana’.
Żona króla Drupady odpowiedziała: ‘O mężu, ponieważ rodziłam ci same córki, gdy urodziła się Śikhandin z lęku przed konkurencją twoich innych żon powiedziałam, że urodził się chłopiec. I ty uległeś mi z miłości do mnie i męskie ryty zostały wykonane dla dziewczynki, szczególnie, że Śiwa obiecał ci, że dziecko urodzone jako dziewczynka wyrośnie na mężczyznę. Ufając w realizację tej boskiej obietnicy oddałeś ją za męża córce Hiranjawarmana’. Drupada słysząc te słowa swej prawdomównej żony, wyznał swym doradcom całą prawdę.
Obawiając się ataku króla Hiranjawarmana przygotował swe królestwo do obrony, choć konflikt ten bardzo go przygnębiał i wolałby go uniknąć. Królowa widząc, że Drupada skupia swą myśl na bogach rzekła: ‘O mężu, człowiek uczciwy powinien szukać ratunku u bogów, szczególnie wtedy, gdy tak jak my tonie w morzu smutku. Wykonajmy więc odpowiednie ryty i złóżmy ofiarę do ognia, aby zniechęcić Hiranjawarmana do prowadzenia wojny’.
Śikhandin widząc, że jest przyczyną smutku swych rodziców postanowił(a) się zabić. Poganiany(a) przez rozpacz udał(a) się do niezamieszkałego przez ludzi lasu. Był to teren należący do bogatego jakszy o imieniu Sthunakarna. To z lęku przed nim wszyscy ludzie opuścili ten las. Zamieszkiwał on tam w białym domu z cegły, otoczonym wysokim murem.
Śikhandin wędrował(a) przez las przez wiele dni, nie biorąc nic do ust. Gdy jaksza go (ją) zobaczył, zapytał ‘O księżniczko, powiedz mi czego pragniesz, a ja spełnię twoje życzenie’. Śikhandin odpowiedział(a): ‘O jaksza, to, czego pragnę, jest niemożliwe do osiągnięcia’. Jaksza odpowiedział: ‘O piękna, jestem spełniającym życzenia towarzyszem samego boga bogactwa Kubery i dam ci nawet to, co nie może być dane. Wypowiedz swe życzenie’. Śikhandin rzekł(a): ‘O jaksza, uratuj mego ojca i moją matkę i ich królestwo, bo przeciw nim wyruszył wściekły król Hiranjawarmana ze swoją armią i grozi im zniszczeniem. Zlituj się także nade mną. Ukaż mi łaskę i spraw, abym stał(a) się mężczyzną’.
Jaksza zamyślił się głęboko, poczym rzekł: ‘O dobra kobieto, spełnię twoje życzenie, ale tylko na pewien okres czasu. Oddam ci moją własną męskość zamieniając ją na twoją kobiecość, ale po upływie umówionego czasu musisz mi ją zwrócić. W ten sposób dzięki mej łasce uratujesz swego ojca, matkę i ich królestwo przed zagładą’.
Śikhandin rzekł(a): ‘O jaksza, niech tak się stanie. Jak tylko król Hiranjawarman wycofa swe wojska, oddam ci twą męskość’.
Śikhandin przybrał więc męską formę jakszy, stając się księciem Pańcalów i powrócił do Kampilji. Gdy król Drupada dowiedział się o tym, co się wydarzyło, nie posiadał się z radości, że obietnica Śiwy spełniła się. Natychmiast wysłał gońca z wiadomością do Hiranjawarmana: ‘O królu, uwierz mi, mój syn jest mężczyzną’.
W tym samym czasie król Hiranjawarmana, który dotarł już ze swym wojskiem do Kampilji, wysłał do króla Drupady znawcę Brahmana jako swego posła z prośbą o przekazanie następujących słów: ‘O królu, jeszcze dziś doświadczysz skutków swego zuchwalstwa i wybrania mej córki na żonę dla swojej córki!’
Gdy poseł króla Hiranjawarmana stanął przed obliczem króla Drupady, król na powitanie obdarował go krową i innymi darami przeznaczonymi dla gościa, lecz on odmówił przyjęcia tych darów, mówiąc: ‘O królu, heroiczny Hiranjawarmana kazał ci przekazać, że jeszcze dziś zapłacisz za obrazę i że jeszcze dziś wytnie w pień całą twą rodzinę i wszystkich twoich doradców’.
Król Drupada wysłuchał tych obraźliwych słów w otoczeniu swych ministrów i w odpowiedzi pokłonił się przed bramińskim posłańcem i rzekł: ‘O braminie, wysłałem już do Hiranjawarmana mojego posłańca, który niesie mu moją odpowiedź’.
Wkrótce posłaniec króla Drupady dotarł do obozu wroga i rzekł: ‘O królu, król Drupada kazał ci powiedzieć, że nie zostałeś wcale oszukany, bo jego syn Śikhandin jest mężczyzną’.
Król Hiranjawarman wysłał więc do Śikhandina piękną kobietę z zadaniem sprawdzenia, czy jest on mężczyzną, czy kobietą. I gdy potwierdziła ona, że Śikhandin jest mężczyzną, Hiranjawarman nie posiadał się z radości i po oddaniu Śikhandinowi ponownie swej córki obdarował go słoniami, końmi, krowami i setkami niewolnic i sam wraz ze swą armią wrócił do swego królestwa.
Tymczasem bóg bogactwa Kubera, który ujeżdża człowieka, wybrał się na wędrówkę po świecie i dotarł do pięknie udekorowanego domu, w którym mieszkał jaksza Sthunakarna. Rzekł do jakszów będących w jego orszaku: ‘O jakszowie, ten dom jest pięknie udekorowany, dlaczego jednak ten niemądry jaksza nie wyszedł mi na powitanie, choć doskonale wie, że tu jestem. Zasłużył sobie tym na karę’.
Jakszowie rzekli: ‘O królu jakszów i bogu bogactwa, jaksza ten oddał z jakichś powodów swoją męskość córce króla Drupady Śikhandinowi i przyjął od niej w zamian jej kobiecość. I ponieważ jest teraz kobietą, nie ukazuje się przed tobą ze wstydu’.
Rozgniewany Kubera zawołał: ‘O jakszowie, przyprowadźcie do mnie natychmiast Sthunakarnę, abym mógł go ukarać!’ Wezwany jaksza stanął zawstydzony przed królem jakszów w swej kobiecej formie. Oburzony jego wyglądem Kubera rzucił na niego przekleństwo: ‘O Sthunakarna, swym zachowaniem obraziłeś wszystkich jakszów! Pozostań więc już na zawsze kobietą, a córka króla Drupady Śikhandin niech pozostanie na zawsze mężczyzną!’
Słysząc tę straszą klątwę jakszowie zaczęli błagać Kuberę o wyznaczenie momentu, w którym klątwa się skończy. Kubera rzekł: ‘O jakszowie, Sthunakarna odzyska swą męskość, gdy Śikhandin polegnie na polu bitewnym’. Po wypowiedzeniu tych słów bóg bogactwa, któremu oddają cześć jakszowie i rakszasowie, razem z całą swą świtą zniknął w jednym mgnieniu oka.
Śikhandin nie wiedząc nic o rzuconej na Sthunakarnę klątwie przybył do jego domu w umówionym czasie, aby oddać mu jego męskość. Widząc jego uczciwość jaksza był bardzo zadowolony. Rzekł: ‘O królewski synu, Kubera przeklął mnie z twego powodu. Pozostań więc mężczyzną aż do śmierci. Takie musiało być twoje przeznaczenie, przed którym nie można uciec’.
Uradowany biegiem zdarzeń Śikhandin powrócił do Kampilji oddając po drodze cześć bóstwom, sanktuariom i skrzyżowaniom dróg. Król Drupada i wszyscy krewni cieszyli się także z tego, że Śikhandin zrealizował swój cel. Donieśli mi o tym moi szpiedzy przebywający na dworze króla Drupady w przebraniu ślepców lub głupców.
Wraz z upływem czasu syn króla Drupady, który urodził się jako dziewczynka, stał się wielkim wojownikiem. To w nim narodziła się ponownie najstarsza księżniczka Kaśiów Amba, która zaprzysięgła mi śmierć. Jeżeli Śikhandin stanie na mej drodze na polu bitewnym z łukiem gotowym do strzału, nie odpowiem mu moimi strzałami będąc wierny mej przysiędze, że nigdy nie wypuszczę mej strzały przeciw kobiecie. Wolę własną śmierć od złamania mej przysięgi’ ”.
7. Armie Kaurawów i Pandawów ustawiają się na polach Kurukszetry gotowe do walki
Gdy Bhiszma zakończył swe opowiadanie, noc miała się już ku końcowi i zbliżał się świt. Już niedługo miała się rozpocząć budząca grozę bitwa. Durjodhana chcąc raz jeszcze ocenić siłę swych wojsk, zapytał Bhiszmę ile czasu zajmie mu pokonanie wojsk Pandawów.
Bhiszma rzekł: „O Durjodhana, choć dysponuję potężną bronią, będę walczył uczciwie. Tylko czarownik walczy przy pomocy swych magicznych trików. Codziennie zanim słońce znajdzie się w zenicie potrafię zabić dziesięć tysięcy wojowników na rydwanach i dziesięć tysięcy piechurów. Taka jest moja miarka. Używając mych potężnych niebiańskich pocisków kładących trupem setki i tysiące żołnierzy, potrafię ich wszystkich zabić w ciągu miesiąca”.
Durjodhana zapytał o to samo Dronę, Aśwatthamana, Krypę i Karnę.
Drona rzekł ze śmiechem: „O Durjodhana, nie zapominaj, że jestem już starym człowiekiem, któremu brakuje zarówno oddechu jak i energii. Myślę, że przy pomocy ognia moich pocisków potrafię spalić armie Pandawów przez miesiąc”.
Syn bramina Drony i bramin Krypa stwierdzili, że na zniszczenie armii Pandawów potrzebują dwóch miesięcy. Karna natomiast rzekł, że wystarczy mu pięć dni, wywołując tym ironiczny śmiech Bhiszmy.
Podobnie Judhiszthira widząc zbliżający się świt i stojąc w obliczu tego co nieuchronne zapytał Ardżunę o jego prognozy. Ardżuna rzekł: „O królu, po stronie Kaurawów stoją liczni heroiczni i wspaniali wojownicy, którzy będą siać zniszczenie w naszej armii. Nie niepokój się jednak o to. Ja sam z Kryszną Wasudewą na jednym rydwanie mamy moc zniszczenia w mgnieniu oka wszystkich trzech światów razem z ich przeszłością, teraźniejszością i przyszłością. Jednakże choć mam taką moc, wiem, że zabijanie zwykłych ludzi przy pomocy boskich pocisków jest nieuczciwe. Pokonam naszego wroga, walcząc z nim z honorem i według Prawa”.
O świcie armie Kaurawów po złożeniu ofiary do ognia i świeżej kąpieli, ozdobione girlandami i białym suknem, z mieczami w dłoniach ustawiły się w zachodniej części Kurukszetry gotowe do walki. Wszyscy mistrzowie walki znający Wedy i dotrzymujący swych przysiąg po wykonaniu odpowiednich rytów stali ze skoncentrowanych umysłem i z nadzieją na zdobycie lepszych światów. Również po przeciwnej stronie Judhiszthira ponaglał swych herosów do zajęcia odpowiednich pozycji. Mistrzowie walki ubrani w kolorowe zbroje i kolczyki z czystego złota błyszczeli jak ofiarne ognie, w które wlewano oczyszczone masło lub jak błyszczące na nieboskłonie planety. Setki tysięcy mężczyzn tworzyło tysiące różnych bojowych formacji. Słychać było dźwięki tysięcy bębnów i konch. Stojące naprzeciw siebie potężne wojska czekały niecierpliwie aż słońce wzejdzie na bezchmurnym niebie i ich przywódcy dadzą znak do rozpoczęcia wielkiej bitwy-ofiary.