Opowieść
258:
Ardżuna, podążając za ofiarnym
koniem, zmusza żądnych rewanżu królów do uznania zwierzchnictwa
Króla Prawa
opowiada
Barbara Mikołajewska
na podstawie fragmentów Mahābharāta,
Aśwamedha Parva, Sections LXXI-LXXXIV,
w angielskim tłumaczeniu z sanskrytu Kisari Mohan Ganguli,
URL: http://www.sacred-texts.com/hin/m06/index.htm
Spis treści
1. Król Prawa prosi Wjasę i Krysznę o zgodę na wykonanie Ofiary Konia
4. Ardżuna pokonuje syna króla Bhagadatty, który zginął od jego strzał na polach Kurukszetry
5. Ardżuna pokonuje potomków króla Dżajadrathy, który zginął od jego strzał na polach Kurukszetry
7. Ardżuna pokonuje wnuka króla Dżarasamdhy zabitego przez Bhimę
8. Ardżuna po podporządkowaniu sobie wielu kolejnych królów pokonuje w walce syna Śakuniego8>
Wjasa rzekł:
„O Królu Prawa, masz moje pozwolenie.
Czyń więc to, co należy uczynić. Oddaj cześć
bogom, wykonując Ofiarę Konia i rozdając obfite dary. Ofiara
Konia oczyszcza z wszystkich grzechów. Czcząc bogów tą ofiarą,
zostaniesz oczyszczony. ... niech koń ofiarny zostanie jeszcze
dzisiaj puszczony wolno, aby mógł swobodnie wędrować po
całej ziemi właściwie ochraniany, jak to nakazują pisma.
... niech konia ochrania twój brat
Ardżuna, który przyszedł na świat po Bhimie. Niech
on podąża za tym koniem. On sprawi, ze rumak ten zgodnie z
zaleceniami pism będzie pasł się i wędrował po świecie
według swej woli. Ten potężny książę o ciemnej
skórze i oczach jak płatki lotosu, ten wieki heros i ojciec Abhimanju zdoła
ochronić twego ofiarnego konia przed atakiem wroga. Ten niszczyciel Niwatakawaków zdoła podporządkować twej władzy
całą ziemię.”.
(Mahābharāta,
Aśwamedha Parva, Section LXXI)
1. Król Prawa prosi Wjasę i Krysznę o zgodę na wykonanie Ofiary Konia.
Gdy przebywający w Hastinapurze Kryszna usłyszał, że wracający ze skarbem króla Marutty Pandawowie są blisko, wyszedł im na spotkanie, biorąc ze sobą swoich ministrów. Po wypełnieniu zwykłych powitalnych formalności Pandawowie, jednocząc się z Wriszni, przekroczyli bramy miasta. Szum ich głosów i stukot kół rydwanów zdał się rozprzestrzeniać na całą ziemię, niebo i przestworza. Z radosnymi sercami w otoczeniu swych doradców i przyjaciół wkroczyli do stolicy, umieszczając wozy ze skarbem króla Marutty na czele.
Zgodnie ze zwyczajem udali się najpierw do niewidomego króla Dhritarasztry i chyląc czoła do jego stóp, wypowiadali swoje imiona. Następnie z głębokim szacunkiem powitali królową Gandhari, swoją matkę Kunti, wuja Widurę oraz Jujutsu, który był synem króla Dhritarasztry ze służącą. Czczeni przez wszystkich płonęli swym heroicznym pięknem jak ogień. Słysząc o czynie Kryszny i cudownych narodzinach Parikszita, z sercami wypełnionymi wielką radością i z pobożnym zdumieniem chylili głowy i czcili tego syna Dewaki.
Kilka dni po powrocie Pandawów do Hastinapury przybył tam syn Satjawati, bramin Wjasa o wielkiej energii. Wszyscy herosi Kuru powitali wielkiego riszi zgodnie ze zwyczajem, oddajac mu cześć. Po wymianie uprzejmości i opowieści na różne tematy, syn boga Prawa, Judhiszthira, rzekł: „O największy wśród ascetów, całe to bogactwo, które uzyskałem dzięki twej łasce, chciałbym złożyć w ofierze w wielkim rycie Ofiary Konia. Daj mi na to swoje pozwolenie. W wykonaniu tej ofiary, będziemy iść w ślad za tobą i Kryszną”. Wjasa rzekł: „O Królu Prawa, masz moją zgodę. Czyń więc to, co należy uczynić. Oddaj cześć bogom, wykonując Ofiarę Konia i rozdając obfite dary. Ofiara Konia oczyszcza z wszystkich grzechów. Czcząc bogów tą ofiarą, zostaniesz oczyszczony”.
Judhiszthira o prawej duszy po uzyskaniu zgody Wjasy nastawił serce na uczynienie koniecznych przygotowań do ofiary. Chcąc uzyskać również zgodę Kryszny, zbliżył się do niego i rzekł: „O ty, który przewyższasz wszystkie istnienia, twoja matka bogini Dewaki rodząc ciebie, stała się najszczęśliwszeą na całym świecie matką. O potężny, dzięki twej mocy odzyskaliśmy królestwo i zdobyliśmy całe to bogactwo będące zródłem przyjemności. Cała ziemia została ujarzmiona dzięki twojej waleczności i inteligencji. O potomku rodu Jadu, spełnij to, o co cię proszę. Niech dla ciebie zostaną wykonane ryty inicjacji do tej ofiary. Jesteś naszym największym nauczycielem i Panem. Jeżeli to ty wykonasz tę ofiarę, zostanę oczyszczony z wszystkich grzechów. Ty bowiem jesteś Ofiarą. Jesteś Niezniszczalny. Jesteś Wszystkim. Jesteś Prawością i Pradżapatim. Jesteś Celem dla wszystkich. Taki jest mój niepodważalny wniosek”.
Kryszna Wasudewa rzekł z uśmiechem: „O pogromco wrogów, wypadało ci tak powiedzieć. Jesteś wzorem dla wszystkich żywych istot. Taki jest mój niepodważalny wniosek. Dzięki swej prawości lśnisz dzisiaj wśród herosów swego rodu wielką chwałą. Oślepiasz wszystkich swym światłem. Jesteś naszym królem i jesteś wśród nas najstarszy (Judhiszthira urodził się na ziemi wcześniej niż Kryszna). Za moją niewymuszoną zgodą oddaj cześć bogom w tej ofierze, wyznaczając dla każdego z nas odpowiednie zadania do wykonania. Uroczyście ślubuję, że wykonam wszystko to, do czego mnie zobowiążesz. Twoja ofiara, będzie również ofiarą Bhimy, Ardżuny, Nakuli i Sahadewy”.
2. Król Prawa czyni przygotowania do Ofiary Konia i puszcza ofiarnego konia wolno pod ochroną Ardżuny
Judhiszthira, syn boga Dharmy, usłyszawszy słowa Kryszny, rzekł do Wjasy: „O największy z braminów, skoro taka jest wola Kryszny, zainicjuj mnie do tej ofiary, wybierając właściwą godzinę na rozpoczęcie rytu. Sukces mojej ofiary zależy całkowicie od tej inicjacji”.
Wjasa rzekł: „O Królu Prawa, bramini Paila, Jadżnawalkja i ja wykonamy dla ciebie wymagane ryty inicjacyjne w miesiącu czajtra (marzec /kwiecień) w dniu pełni księżyca. Niech do tego czasu zostanie przygotowane wszystko to, co jest do ofiary potrzebne. Niech sutowie i bramini znający się na koniach wybiorą po dokładnym zbadaniu godnego rytu rumaka, aby zapewnić twej ofierze sukces w jej spełnieniu do końca. Niech koń ten puszczony wolno zgodnie z nakazami pism wędruje swobodnie po całej ziemi aż po opasający ją pierścień oceanu, sławiąc twoje imię”.
Judhiszthira rzekł: „O święty mędrcu, niech tak się stanie”. Gdy Judhiszthira o wielkiej duszy, zdobył wszystkie przedmioty potrzebne do ofiary, poinformował o tym Wjasę. Wjasa rzekł: „O Judhiszthira, jesteśmy gotowi do rozpoczęcia twojej inicjacji. Zadbaj o to, aby drewniany miecz (sphyja), garść trawy kuśa (kurcza) i inne przedmioty, które są potrzebne do ofiary były zrobione ze złota i niech koń ofiarny zostanie jeszcze dzisiaj puszczony wolno właściwie ochraniany, jak to nakazują pisma”.
Judhiszthira rzekł: „O wielki asceto, poczyń ostatnie przygotowania do wykonania rytu inicjacyjnego. Powiedz mi jednak, kto ma ochraniać tego rumaka, gdy będzie wędrować po ziemi tam, gdzie tylko zechce”.
Wjasa rzekł: „O Judhiszthira, niech konia ochrania twój brat Ardżuna, który przyszedł na świat po Bhimie. Niech on podąża za tym koniem. On sprawi, ze rumak ten zgodnie z zaleceniami pism będzie pasł się i wędrował po świecie według swej woli. Ten potężny książę o ciemnej skórze i oczach jak płatki lotosu, ten wieki heros i ojciec Abhimanju zdoła ochronić twego ofiarnego konia przed atakiem wroga. Ten niszczyciel Niwatakawaków zdoła podporządkować twej władzy całą ziemię. Poznał sekrety wszystkich nauk. Jest najlepszy wśród łuczników, cierpliwy i zdolny do pokonania wszelkiego oporu. W nim zamieszkuje każda niebiańska broń. Jego ciało, łuk i kołczany są niebiańskie w swej wytrzymałości. I niech twój brat Bhima, który jest również obdarzony potężną energią i niezmierzoną siłą ochrania królestwo z pomocą Nakuli i niech Sahadewa zatroszczy się odpowiednio o wszystkich krewnych zaproszonych do stolicy”.
Król Prawa wypełnił należycie każdy nakaz Wjasy. Rzekł do Ardżuny: „O herosie, niech mój koń ofiarny będzie przez ciebie ochraniany. Tylko ty potrafisz go obronić przed atakiem wroga. Próbuj jednak unikać wojny z królami, którzy wyjdą ci na spotkanie, wyzywając cię do walki. Staw im czoła, ale równocześnie próbuj ustalić z nimi przyjazne stosunki i zaproś ich na mój ryt ofiarny”. Za zgodą króla Dhritarasztry rozkazał Bhimie i Nakuli, aby ochraniali miasto, a Sahadewie, aby czekał na przybycie zaproszonych gości”. Gdy nadeszła godzina związania zwierząt ofiarnych i inicjacji Króla Prawa do jego Ofiary Konia, wielcy kapłani ofiarni wykonali właściwe ryty, a koń wybrany na ofiarę został zgodnie z nakazami pism puszczony wolno przez samego Wjasę o bezgranicznej energii. Po zakończeniu obrzędu syn Pandu, Judhiszthira o wielkiej energii, stojąc wśród ofiarnych kapłanów z szyją ozdobioną złotą girlandą, jaśniał wielkim blaskiem jak rozpalony ogień. Ten syn Dharmy o wielkim splendorze z berłem w dłoni, odziany w czerwono-pomarańczowy jedwab i skórę czarnej antylopy, był jak drugi Pradżapati siedzący na ołtarzu ofiarnym. Wszyscy jego ofiarni kapłani byli podobnie odziani.
Ardżuna, jaśniejąc również jak płonący ogień, stał na swym rydwanie zaprzężonym w białe konie, czekając na rozkaz Judhiszthiry, aby ruszyć w ślad za puszczonym wolno koniem o maści czarnej antylopy. Osłaniając dłoń rękawicą ze skóry jaszczurki, naciągał wielokrotnie cięciwę swego łuku Gandiwy gotowy do wyruszenia w drogę. Mieszkańcy Hastinapury razem z dziećmi zgromadzili się tłumnie w tym miejscu, chcąc zobaczyć syna Kunti, Ardżunę, w przeddzień jego podróży. Tłum widzów był tak gęsty, że zdawało się, iż ucierając się nawzajem jak kawalki drewna do krzesania ognia, uwolni ogień. Wielki zgiełk zdawał się wypełniać całą przestrzeń, sięgając aż do nieba. Widzowie wołali: „Spójrzcie na syna Kunti i tego wspaniałego konia! Zaiste, ten wielki heros będzie szedł krok w krok za tym koniem uzbrojony w swój słynny łuk”. Takie to słowa dochodziły do uszu Ardżuny. Niektórzy błogosławili go, mówiąc: „O Ardżuna, bogów prosimy o bezpieczną drogę dla ciebie i o twój powrót”. Jeszcze inni mówili :”O Ardżuna, bądź błogosławiony. Choć w tym wielkim tłumie nie możemy cię zobaczyć, słyszymy przeraźliwy dzwięk Gandiwy. Życzymy tobie bezpiecznej drogi i niech lęk nigdy nie zamieszka w twoim sercu. Jesteśmy pewni, że szczęśliwie powrócisz i że będziemy mogli cię znowu zobaczyć”. Takimi miłymi słowami mieszkańcy Hastinapury żegnali Ardżunę.
Wyjazdowi Ardżuny towarzyszył uczeń bramina Jadżnawalkja dobrze zorientowany we wszystkich obrzędach ofiarnych i znawca Wed, wykonując na jego rzecz wszystkie pomyślne ryty. Na rozkaz Judhiszthiry podążało za nim również wielu braminów, wojowników i waiśjów. Puszczony wolno koń wędrował po całej ziemi zdobytej przez Pandawów siłą ich broni. Z północy skierował się ku wschodowi, a za nim powoli podążał wielki wojownik na rydwanie ciągnionym przez białe ogiery. Podczas tej wędrówki Ardżuna stoczył wiele bitew z licznymi królami, którzy pragnąc pomścić śmierć swych krewnych w wielkiej wojnie Kaurawów z Pandawami, rzucali mu wyzwanie do walki w obronie ofiarnego konia. Ardżuna, musiał walczyć z dziesiątkami tysięcy wojowników, licznymi Kiratami, wspaniałymi łucznikami Jawanów oraz rozmaitymi innymi plemionami zamieszkującymi ziemię.
3. Ardżuna pokonuje potomków zabitych przez niego Trigartów, zmuszając ich do uznania panowania Króla Prawa
Bitwę z Ardżuną stoczyli wrodzy w stosunku do Pandawów i żądni zemsty synowie i wnukowie Trigartów, których ojców Ardżuna pozabijał w walce na polach Kurukszetry. Wszyscy oni byli znani jako potężni wojownicy na rydwanach. Dowiedziawszy się, że puszczony wolno koń ofiarny Pandawów przybył do ich królestwa, założyli zbroje i wyszli Ardżunie na spotkanie. Jadąc na rydwanach ciągnionych przez rasowe rumaki, z łukami w dłoni i kołczanami na ramieniu otoczyli ofiarnego konia ze wszystkich stron, próbując go uchwycić. Ardżuna, widząc ich intencje i chcąc zgodnie z rozkazem króla Judhiszthiry unikać zabijania, próbował najpierw powstrzymać ich ugodową mową, lecz oni, ignorując jego wezwanie do pokoju, zasypali go strzałami. Próbując dalej ochłodzić zapał tych wojowników będących we władzy ciemności i namiętności, rzekł ze śmiechem: „O niegodziwcy, przestańcie szukać wojny, życie jest dobrem, którego nie należy zbyt pochopnie porzucać”.
Gdy Trigartowie zlekceważyli również te słowa, Ardżuna, śmiejąc się z pogardą, zasypał niezliczoną ilością strzał ich króla Surjawarmana. W odpowiedzi tłum Trigartów wypełniając sobą całą przestrzeń, ruszył z głośnym stukotem kół rydwanów w kierunku Ardżuny, podczas gdy król Surjawarman, ukazując swą zręczność w operowaniu bronią, zasypał go setkami prostych strzał. Podobnie uczynili inni wielcy wojownicy, chcąc go zabić, jednakże Ardżuna zniszczył ich strzały swoimi celnymi strzałami, powodując, że upadły na ziemię i widząc zbliżającego się do niego młodszego brata Surjawarmany, Ketuwarmana pełnego młodzieńczego wigoru, zabił go swoją ostrą strzałą.
Do walki z Ardżuną ruszył wówczas na swym rydwanie wielki wojownik Dhritawarman, zalewając go deszczem strzał. Ardżuna, widząc zręczność młodzieńca w operowaniu łukiem, patrzył na niego z pochwałą. Młodzieniec ten był tak szybki w wyciąganiu strzał z kołczana i wypuszczaniu ich z łuku w kierunku Ardżuny, że prawie nie dawało się tego zauważyć i widać było jedynie chmurę lecących w powietrzu strzał. Ardżuna przez moment patrzył z szacunkiem na umiejętności wroga, podziwiając jego odwagę i zręczność. Z radością walczył z tym młodzieńcem, który był jak rozgniewany wąż. Widząc jego waleczność, nie chciał go zabijać, lecz gdy walczył z nim łagodnie bez użycia całej swej mocy, Dhritawarman wystrzelił z łuku płonącą strzałę, która trafiła go w dłoń, rozluźniając uchwyt i jego słynny łuk Gandiwa upadł na ziemię, przypominając kształtem łuk Indry (tęczę). Na ten widok Dhritawarman wybuchnął głośnym zwycięskim śmiechem. Śmiech ten rozgniewał Ardżunę, który otarł krew z dłoni i uchwyciwszy ponownie swój łuk, zalał Dhritawarmana deszczem strzał. Na ten widok głośny krzyk uniósł się z ziemi, wypełniając całą przestrzeń i sięgając nieba. W taki to sposób żywe istoty oklaskiwały wyczyn Ardżuny. Trigartowie, widząc, jak Ardżuna rozpalił się gniewem i jest jak sam bóg umarłych Jama na zakończenie jugi, chcąc ratować Dhritawarmana, opuścili swoje stanowiska i otoczyli pośpiesznie Ardżunę z wszystkich stron. Rozgniewany tym Ardżuna wystrzelił z łuku celne, zrobione z twardego żelaza ostrza groźne jak strzały Indry i pozbawił życia osiemnastu największych wojowników Trigartów. Pozostali rzucili się do ucieczki, podczas gdy Ardżuna ścigał ich ze śmiechem swymi strzałami będącymi jak rozdrażnione jadowite węże. Pokonani Trigartowie rzekli do tego zabójcy Samsaptaków: „O Ardżuna, pokonałeś nas i poddajemy się twojej woli. Jesteśmy twoimi sługami i czekamy na twoje rozkazy”. Słysząc te słowa, Ardżuna rzekł: „O królowie, ocalcie swoje życie i zaakceptujcie panowanie króla Judhiszthiry”.
4. Ardżuna pokonuje syna króla Bhagadatty, który zginął od jego strzał na polach Kurukszetry
Następnie koń ofiarny dotarł
do królestwa Pragdżjotiszów, którym
władał Wadżradatta, syn króla Bhagadatty zabitego przez Ardżunę na polach Kurukszetry. Gdy król Wadżradatta dowiedział się, że koń
ofiarny Pandawów zawędrował do jego królestwa, opuścił pospiesznie
stolicę w pogoni za nim. Ardżuna zobaczył go, jak wracał do stolicy ze złapanym koniem
i napinając swój łuk, zalał go deszczem strzał. Heroiczny
syn Bhagadatty, oszołomiony szybkością strzał Ardżuny,
uwolnił rumaka i uciekł. Jednakże po powrocie do stolicy wdział
na siebie zbroję, wsiadł na swego bojowego słonia i ruszył ponownie do
walki z Ardżuną. Ulegając dziecinnemu impulsowi, z białym
parasolem nad głową i mleczno-białym wachlarzem
zrobionym z ogona jaka, ponaglał
do ataku podnieconego walką słonia wielkiego jak góra,
zalewającego ziemię wydzieliną ze skroni i ust, rzucając
wyzwanie wielkiemu wojownikowi Pandawów znanemu ze swych
przeraźliwych bitewnych czynów. Słoń Wadżradatty zdolny do walki z przeciwnikiem swego
gatunku był wyposażony w broń zgodnie z rozporządzeniami
dotyczącymi wojennych słoni. Rozwścieczony i nieodparty w bitwie
zdawał się być poza wszelką kontrolą. Poganiany przez
księcia żelaznym hakiem, zbliżył się do Ardżuny, zdając
się spadać na niego prosto z nieba jak latające wzgórze.
Ardżuna, widząc zbliżającego się do niego księcia na słoniu, rozgniewał się i choć sam zszedł z rydwanu i stał na ziemi, zalał go deszczem strzał. Wadżradatta w odpowiedzi rzucił w kierunku Ardżuny lancami o energii ognia przypominającymi w locie chmurę szarańczy, jednakże Ardżuna zniszczył je jeszcze w locie swymi szybkimi strzałami, przycinając je na dwie lub trzy części. Syn króla Bhagadatty, widząc swe lance zniszczone, natychmiast zalał Ardżunę nieprzerwanym potokiem nowych strzał na co Ardżuna z jeszcze większą szybkością odpowiedział chmurą strzał ze złotymi lotkami. Wadżradatta uderzony tymi strzałami z ogromną siłą upadł na ziemię. Szybko jednak powstał i dosiadł ponownie swego słonia. Gorąco pragnąc zwycięstwa, zalał Ardżune nowym strumieniem strzał. Ardżuna odpowiedział licznymi strzałami przypominającymi płomienie ognia i będącymi jak jadowite węże. Trafiony nimi potężny słoń zalał się krwią, wyglądając jak potężna góra zalana na wiosnę zabarwionymi na czerwono strumieniami.
Bitwa Wadżradatty z Ardżuną trwała trzy dni i była równie zacięta jak bitwa Indry z Wrtrą. Gdy nadszedł czwarty dzień, Wadżradatta rzekł ze śmiechem: „O Ardżuna, nie uda ci się dzisiaj uciec z życiem! Zabiję cię i w ten sposób wykonam ryt lania wody dla ojca. Mój ojciec, Bhagadatta, który był przyjacielem twojego ojca (tj. Indry), został przez ciebie zabity z racji podeszłego wieku. Teraz jednakże walczysz ze mną. Jestem potężny, choć nie osiągnąłem jeszcze dorosłości i jestem ciągle dzieckiem”.
Gniewny król Wadżradatta ruszył ku Ardżunie na swym potężnym słoniu. Ponaglany przez niego słoń zbliżał się do Ardżuny, jakby tańcząc z podniecenia i oblewając go prysznicem soków ze swej trąby, ryczał jak potężny grzmot. Ardżuna widząc tę zbliżającą się bestię, stał nieporuszony i bez lęku pełen wiary w potęgę swego łuku. Widząc w Wadżradacie przeszkodę na drodze do realizacji swego celu i pamiętając o wrogości Pragdżjotiszów do Pandawów, zapłonął strasznym gniewem i deszczem strzał zahamował bestię w biegu, będąc jak skała zatrzymująca fale oceanu. Z ciałem przebitym licznymi strzałami ten król słoni o pięknej formie wyglądał jak jeżozwierz z nastroszonymi kolcami. Wadżradatta, tracąc z gniewu rozum, zasypał Ardżunę mnogością ostrych strzał, jednakże Ardżuna zniszczył je szybko swymi strzałami. Gdy płonący gniewem Wadżradatta raz jeszcze skłonił siłą swego słonia wielkiego jak góra do ataku, Ardżuna, widząc ponownie tę zbliżającą się do niego bestię, wystrzelił w jej kierunku strzałę o sile płomienia. Przebity nią słoń padł nagle na ziemię, jak szczyt górski uderzony piorunem Indry.
Ardżuna, nie chcąc zabijać młodego króla, rzekł: „O królu, choć cię pokonałem, uwolnij się od lęku o swoje życie. Król Judhiszthira o wielkiej energii, przydzielając mi zadanie podążania za jego ofiarnym koniem, rzekł: ‘O Ardżuna, nie powinieneś pozbawiać życia królów, którzy wyzwą cię do walki, gdyż tylko w ten sposób zdołasz wykonać swoje zadanie. Nie wolno tez tobie zabijać wojowników walczących po ich stronie, jak i ich krewnych i przyjaciół. Zamiast tego po pokonaniu ich powinieneś ich wszystkich zaprosić na moją Ofiary Konia’. Powstań więc i bez lęku powróć bezpiecznie do swej stolicy, a gdy nadejdzie dzień pełni księżyca w miesiącu czajtra (marzec/ kwiecień) przybądź na ryt ofiarny Króla Prawa”.
Usłyszwaszy te słowa, syn króla Bhagadatty, Wadżradatta, rzekł: „O synu Pandu, niech tak się stanie”.
5. Ardżuna pokonuje potomków króla Dżajadrathy, który zginął od jego strzał na polach Kurukszetry
Następnie Ardżuna musiał stoczyć wielką bitwę z setkami Saindhawów, którzy przeżyli rzeź swego klanu na polu Kurukszetry. Wojownicy ci, usłyszawszy o tym, że ten słynny Pandawa na rydwanie ciągnionym przez białe ogiery zbliża się do ich królestwa, nie mogli tego znieść. Przeraźliwi jak jadowite węże nie czując lęku przed Ardżuną, złapali ofiarnego konia, gdy tylko przekroczył ich granice. Zbliżywszy się do ofiarnego konia, zaatakowali z bliska Ardżunę, który stał na ziemi uzbrojony w swój łuk. Pokonani poprzednio przez niego i żądni zwycięstwa otoczyli go ze wszystkich stron. Wypowiadając głośno swe imiona, ród i bohaterskie czyny, zalali Ardżunę deszczem strzał o wielkiej energii zdolnych do zabicia słonia. Z wysokości swych rydwanów zasypywali strzałami tego stojącego na ziemi herosa, który zniszczył Samsaptaków, Niwatakawaków i zabił króla Dżajadrathę. Otoczyli go z wszystkich stron jak zwierzę w klatce, głosząc swój triumf. Mając w pamięci śmierć króla Dżajadrathy, zalewali go ulewą strzał tak jak chmura monsunowa zalewa ziemię deszczem. Ardżuna zatopiony w tym deszczu strzał wyglądał jak słońce przykryte chmurami. Jego widok w tym położeniu wywołał głośne lamenty dochodzące ze wszystkich trzech światów, a słońce straciło cały swój blask. Zaczął wiać przeraźliwy wiatr, a demon Rahu połknął równocześnie zarówno słońce, jak i księżyc. Liczne meteory uderzały w słoneczny dysk, rozsypując się w różnych kierunkach. Królewska góra Kailasa drżała, a siedmiu starożytnych mędrców, jak i wszyscy inni niebiańscy mędrcy przeniknięci lękiem i dotknięci smutkiem głęboko wzdychali. Przeszywające nieboskłon meteory uderzały również w księżyc. Dym wypełnił przestrzeń we wszystkich kierunkach, nadając jej dziwny wygląd. Czerwonawe chmury przecięte łukiem Indry (tęczą) z igrającymi wśród nich błyskawicami pokryły nagle całe niebo, oblewając ziemię krwawym deszczem. Cała przyroda przybrała groźny wygląd, gdy ten wielki heros został zasypany deszczem strzał wroga.
Ardżuna ukryty pod gęstą chmurą strzał stracił orientację. Jego łuk Gandiwa upadł na ziemię z rozluźnionego uścisku jego dłoni, jak i osłaniająca dłoń skóra jaszczurki. Na ten widok atakujący go wojownicy Saindhawów, nie tracąc chwili czasu na namysł, zasypali go ponownie gradem strzał. Przerażeni bogowie, myśląc, że Ardżuna stracił świadomość, mając na uwadze jego dobro, zaczęli recytować błogosławieństwa. Siedmiu starożytnych mędrców, jak i inni niebiańscy mędrcy, pragnąc zapewnić Ardżunie zwycięstwo, oddali się bezgłośnej recytacji Wed. Dzięki tej niebiańskiej interwencji energia Ardżuny rozpaliła się na nowo i ten heros o wielkiej inteligencji znający każdą niebiańską broń stawił czoła swym wrogom nieporuszony jak góra. Dźwięk naciąganej wielokrotnie cięciwy jego niebiańskiego łuku przypominał odgłos jakiejś potężnej maszyny. Nieustraszony zalewał wroga setkami strzał, tak jak Indra zalewa ziemię deszczem. Pod całunem jego strzał wojownicy Saindhawów razem ze swymi przywódcami stali się niewidoczni, tak jak drzewa zaatakowane przez szarańczę. Przerażeni już samym dźwiękiem Gandiwy rzucili się do ucieczki, głośno lamentując. Ardżuna poruszał się w tłumie wroga z szybkością pierścienia ognia, przeszywając wroga swymi strzałami. Tak jak władający piorunem Indra, tak Ardżuna wystrzeliwując swe strzały we wszystkich kierunkach, stwarzał widok prawdziwie magiczny. Rozpraszając wroga strzałami, wyglądał równie olśniewająco jak jesienne słońce rozpraszające chmury swymi promieniami.
Gdy Ardżuna uzbrojony w swój łuk Gandiwę po rozproszeniu wroga stał na polu bitewnym nieporuszony jak król gór Himawat, rozgniewani wojownicy Saindhawów zgrupowali się ponownie i zasypali go gradem strzał. Ardżuna, widząc ten wysiłek wroga znajdującego się już na granicy śmierci, roześmiał się i rzekł: „O wojownicy, walczycie z całą swą mocą, pragnąc mnie zabić. Czy potraficie jednak uchronić się przed moimi strzałami? Spójrzcie, jak walcząc sam jeden z wami wszystkimi, niszczę wasze strzały moimi strzałami. Pohamujcie się lepiej w swym wojennym zapale, gdyż wkrótce zdławię waszą pychę”.
Wypowiedziawszy te słowa w gniewie, przypomniał sobie jednak o słowach swego najstarszego brata Judhiszthiry, który rzekł: „O Ardżuna, powinieneś pokonać tych wojowników, którzy wyzwą cię do walki, ale nie powinieneś ich zabijać”. Pomyślał: „Nie mogę uczynić czegoś, co byłoby niezgodne z poleceniem mojego brata. Muszę postąpić zgodnie z jego słowami”.
Uczyniwszy takie postanowienie, rzekł do tych zapamiętałych wojowników: „O Saindhawowie, posłuchajcie moich słow. Nie chcę was zabijać, choć mnie atakujecie. Podaruję życie każdemu z was, kto przyzna, że został przeze mnie pokonany i jest gotowy poddać się mojej woli. Uczyńcie tak, jak mówię, gdyż jest to dla was najbardziej korzystne. Postępując inaczej, sprowadzicie na siebie jedynie strach i nieszczęście”.
Pomimo tych slów, płonący gniewem Ardżuna podjął z nimi na nowo walkę, podczas gdy oni równie jak on rozjuszeni, pragnąc zwycięstwa, zasypali go setkami tysięcy prostych strzał z lotkami zrobionymi z pióra ptaka kanki, groźnymi jak jadowite węże. Ardżuna w odpowiedzi po zniszczeniu ich strzał przeszył każdego z nich swoją ostrą strzałą, na co oni, pamiętając o tym, że to Ardżuna zabił ich króla Dżajadrathę, rzucili w niego oszczepami z ogromną siłą, które on zniszczył jeszcze w locie i gdy ruszyli z impetem w jego kierunku z głośnym pomrukiem gniewu i żalu przypominającym ryk oceanu, swymi strzałami o szerokich ostrzach obciął głowy wielu z nich. Część Saindhawów rzuciła się do ucieczki, inni kontynuowali atak, a jeszcze inni stali osłupiali bez ruchu. Zabijani przez Ardżunę walczyli z nim z całą mocą swych sił i umiejętności. Podczas tej bitwy Ardżuna swymi ostrymi strzałami pozbawił zmysłów wielu wojowników.
Żona króla Dżajadrathy o imieniu Duhśala, która była córką króla Dhritarasztry i stąd siostrą Ardżuny, usłyszwszy o tym pogromie i mając na uwadze dobro Saindhawów, kazała się zawieść na pole bitewne, trzymając w ramionach swego wnuka, którego ojcem był syn Dżajadrathy. Stnęła przed Ardżuną, zalewając się łzami. Na jej widok Ardżuna odłożył łuk i powitawszy ją właściwie, zapytał, co może dla niej uczynić.
Królowa rzekła: „O Ardżuna, ten chłopiec, którego trzymam w ramionach, jest moim wnukiem i kłania się tobie. Spójrz na niego”.
Ardżuna, spojrzawszy na chłopca, zapytał: „O Duhśala, gdzie jest ojciec tego chłopca?”
Duhśala rzekła: „O Ardżuna, bohaterski ojciec tego chłopca i mój syn zmarł w wielkim moralnym cierpieniu. Gdy usłyszał, że przybywasz do jego królestwa, podążając za ofiarnym koniem, upadł na ziemię, oddając ostatnie tchnienie. Cierpiąc głęboko z powodu śmierci swego ojca króla Dżajadrathy, na wieść o twoim przybyciu, wolał pożegnać się z życiem niz walczyć z tobą, który jest zarówno zabójca jego ojca, jak i jego bliskim krewnym. Widząc go leżącego bez ducha na ziemi, wzięłam w ramiona jego syna i przybyłam tutaj przed twoje oblicze, aby prosić cię o jego ochronę”.
Wypowiedziawszy te słowa, głęboko zatopiona w cierpieniu, zaczęła lamentować. Ardżuna stał przed nią ze spuszczonym ku ziemi wzrokiem i bolejącym sercem. Duhśala rzekła: „O Ardżuna, spójrz na mnie, twoją siostrę i na tego chłopca, wnuka twojej siostry. Znasz doskonale całe Prawo i wiesz, ze należy ochraniać swoich krewnych. Miej litość dla tego dziecka, zapominając o grzechach niegodziwego Durjodhany i podłego Dżajadrathy. Tak jak Parikszit jest synem twojego syna Abhimanju, tak ten chłopiec jest synem mojego syna Surathy. Biorąc go w ramiona, przyszłam tu do ciebie z myślą o bezpieczeństwie wszystkich wojowników. Posłuchaj moich słów. To dziecko syna twojego wroga pragnie cię zadowolić i chyląc przed tobą głowę, prosi cię o pokój. Ukaż mu swoje współczucie! Ulituj sie nad tym chłopcem, którego krewni i przyjaciele zostali zabici, i który sam jest zbyt mały, żeby wiedzieć o tym, co się wydarzyło. Pohamuj swój gniew. Ukaż swoją łaskę temu chłopcu, zapominając o jego haniebnym i okrutnym dziadku, który tak ciężko was obraził”.
Ardżuna, myśląc o królu Dhritarasztrze i królowej Gandhari opłakujących śmierć swoich synów, rzekł do Duhśali ze smutkiem, krytykując przez chwilę postępowanie wojowników: „O Duhśala, hańba Durjodhanie, tej podłej istocie zazdrosnej o królestwo i pełnej próżności! To z powodu jego działań zostałem zmuszony do wysłania wszystkich naszych krewnych do królestwa boga umarłych, Jamy”.
Skłonny do pokoju próbował pocieszyć siostrę na różne sposoby. Serdecznie ją uściskał i poprosił o powrót do pałacu. Duhśala o pięknej twarzy nakazała swym wojownikom zaprzestanie walki i oddając cześć Ardżunie, powróciła do pałacu. Ardżuna z kolei po pokonaniu heroicznych wojowników Saindhawów i zawarciu z nimi pokoju ruszył w dalszą drogę, podążając śladem ofiarnego konia, tak jak ongiś Mahadewa po zniszczeniu ofiary Dakszy podążał śladem ofiary, która przybrała formę jelenia. Puszczony wolno koń ofiarny wędrował dalej po całej ziemi ochraniany przez Ardżunę.
6. Ardżuna i walczy ze swym synem Babhruwahaną, królem Manalury,
oczyszczając się z grzechu zabicia Bhiszmy
Po upływie pewnego czasu
koń ofiarny Pandawów zawędrował do królestwa Manalury.
Jego władca król Babhruwahana, wnuk
króla Citrawahany, syn jego córki Citrangady z Ardżuną (zob. Mahabharata, księga I, Adi Parva, opow. 10, p. 4), słysząc o tym, że jego ojciec
Ardżuna przebył do jego królestwa, pełen pokory wyszedł mu
na spotkanie, biorąc ze sobą grupę braminów i wioząc
powitalne dary. Ardżuna nie był jednak z tego zadowolony. Rzekł
z gniewem do syna: ”O królu, twoje postępowanie jest niezgodne z dharmą wojownika. Przybyłem do
twojego królestwa jako obrońca konia ofiarnego króla Judhiszthiry,
powinieneś więc podjąć ze mną walkę, widząc
że przekroczyłem granice twojego kraju. Hańba tobie, twoje
rozumowanie jest błędne. Twoje postępowanie byłoby
słuszne tylko wtedy, gdybym przybył do ciebie nieuzbrojony. Hańba
tobie, który witasz mnie pokojem, gdy przybywam do ciebie z intencją
walki. W ten sposób zachowujesz się jak kobieta”.
Inna żona Ardżuny,
Ulupi, córka króla wężów (zob. Mahabharata,
księga I, Adi Parva, opow. 10,
p. 3), usłyszawszy te słowa Ardżuny i widząc, jak
przygnębiły jego syna stojącego ze spuszczoną głową,
przebiła się z zamieszkiwanych przez węże podziemnych
regionów na powierzchnię ziemi. Ta córka węża o pięknych
kończynach znająca doskonale obowiązki wojownika rzekła do
prawego króla Babhruwahany: „O królu, jestem córką króla
wężów i jako jedna z żon Ardżuny jestem jedną z twoich matek. Podejmij walkę ze
swym ojcem, gdyż tylko w ten sposób go zadowolisz.
Posłuchaj mnie i postąp zgodnie z moimi słowami, gdyż w ten
sposób zdobędziesz najwyższe zasługi”.
Pod wpływem słów swej
matki król Babhruwahana ubrał
zbroję z jasnego złota oraz królewskie nakrycie głowy i wsiadł
do swego rydwanu o wspaniałych kołach ozdobionego licznymi
ornamentami i proporcem z wizerunkiem złotego lwa, wyposażonego w setki kołczanów pełnych
strzał i ciągnionego przez rumaki o szybkość umysłu. Rozkazując znawcom koni, aby pochwycili
ofiarnego konia ochranianego przez Ardżunę, ruszył do walki ze
swym ojcem. Widok ten
ucieszył Ardżunę, który, stojąc na ziemi, zaczął
stawiać opór zbliżającemu się ku niemu na swym rydwanie
synowi, który zasypał go ostrymi strzałami groźnymi jak jadowite
węże. Ta wielka bitwa ojca z synem nie miała sobie równych, przywodząc
na myśl walkę bogów z asurami. Każdy z nich był
zadowolony, mając drugiego za przeciwnika. W ferworze walki król Babhruwahana, śmiejąc się, przeszył
ramię Ardżuny ostrą strzałą.
Wyposażona w pióra strzała zagłębiła się w jego ciele
jak wąż w mrowisku i przebijając syna Kunti, zakopała
się głęboko w ziemi. Ardżuna pod wpływem silnego bólu stał
przez chwilę nieruchomo, wspierając się na swym słynnym
łuku. Szukając oparcia w swej niebiańskiej energii, zdawał
się być bez życia. Odzyskawszy po chwili zmysły, ten
syn Indry o wielkim splendorze rzekł do króla Babhruwahany: „O synu Citrangady, widząc twój
wojenny wyczyn, jestem z ciebie bardzo zadowolony. Wspaniale, wspaniale! Broń się teraz przed moimi strzałami! Walcz!”
Ardżuna zasypał go strzałami groźnymi jak piorun Indry, lecz waleczny Babhruwahana natychmiast je zniszczył, przecinając
je swymi strzałami na dwie lub trzy części. Ardżuna w
odpowiedzi swą ostrą strzałą zniszczył ozdobiony złotem proporzec na
jego rydwanie, a następnie śmiejąc się, zabił jego konie
wyróżniające się rozmiarem i szybkością. Rozpalony
gniewem król porzucił bezużyteczny
rydwan i kontynuował walkę z ojcem, stojąc na ziemi. Ardżuna
zadowolony z męstwa syna, zasypał go strzałami, uważając jednak na to, aby go nadmiernie nie udręczać. Babhruwahana
myśląc, że Ardżuna nie jest już w stanie stawiać
mu dłużej czoła, zalał go setkami strzał groźnych
jak jadowite węże i kierując się chłopięcą pychą z wielką siłą przebił
pierś ojca ostrą strzałą wyposażoną w
lotki. Strzała, przeszywając jego ciało, sprawiła
mu ogromny ból i Ardżuna, tracąc zmysły, upadł na
ziemię. I gdy ten wielki heros leżał na ziemi, jego syn Babhruwahana z ciałem poranionym jego strzałami, myśląc,
że go zabił, zachwiał się pod ciężarem żalu
i również upadł w objęcia ziemi, tracąc zmysły.
Królowa Citrangada, usłyszawszy, że zarówno jej mąż
Ardżuna, jak i jej syn Babhruwahana
leżą na ziemi bez ducha, łkając żałośnie i drżąc na
całym ciele, udała się na pole
bitewne gnana niepokojem. Zobaczyła tam swego męża zabitego przez swego syna.
Tonąc w żalu i lamentując, padła obok niego na ziemię bez
zmysłów. Gdy po chwili odzyskała świadomość, zobaczyła
przybyłą tam córkę króla wężów Ulupi o
niebiańskiej urodzie. Rzekła do niej: „O córko króla wężów,
spójrz na naszego zawsze zwycięskiego męża, który został za
twoją namową zabity przez mojego syna o czułych oczach. Spójrz na to,
co uczyniłaś, zachęcając go do walki. To z powodu
twojego uczynku, nasz mąż leży teraz na ziemi martwy. Dlaczego więc po zachęceniu
mego syna do zabicia naszego męża, nie zasmuca cię jego
śmierć? Czyż
nie należysz do ludzi godnych szacunku? Czyż nie znasz Prawa (dharmy)? Czyż nie jesteś
oddaną mężowi żoną? Błagam cię, wybacz
mu wszystkie uchybienia i zwróć mu życie. Wiesz
przecież, czym jest pobożność i jesteś znana we
wszystkich trzech światach ze swych cnót. Nie opłakuję śmierci syna,
płaczę nad śmiercią mojego męża, którego mój syn
w ten sposób ugościł”.
Po wypowiedzeniu tych słów skierowanych do córki króla
wężów, Citrangada zbliżyła się do miejsca,
gdzie leżał Ardżuna i zwracając się do niego,
rzekła: „O mężu, powstań! Zajmujesz pierwsze miejsce
w sercu Judhiszthiry, nie zaniedbuj więc jego ofiarnego
konia, którego puściłam wolno. Powinieneś za nim podążać.
Dlaczego więc leżysz tutaj bez ruchu na ziemi? Mój życiowy
oddech zależy od ciebie. Jakże mogłeś więc porzucić dzisiaj swój żyviowy oddech, którym
obdarzasz innych?”
Citrangada, zwracając się ponownie do Ulupi, kontynuowała: „O
Ulupi, spójrz na naszego męża leżącego bez ducha na ziemi! Jak
możesz nie rozpaczać, spowodowawszy jego śmierć swymi
słowami skierowanymi do mojego syna, który również zamiast spać
spokojnym snem, leży teraz martwy na ziemi obok ojca. Niech on zwany
Ardżuną-łucznikiem (Gudakesza) powróci
do życia! Ardżuna miał kilka żon. Posiadanie wielu żon
nie jest grzechem. Tylko kobietom nie wolno mieć więcej niż
jednego męża. Nie bądź więc zazdrosna i mściwa. Małżeństwo
zostało zarządzone przez Najwyższego i jest wieczne i
niezmienne. Oddaj się więc w pełni temu związkowi i niech
twoje małżeństwo z Ardżuną będzie spełnione.
Jeżeli jeszcze dzisiaj nie przywrócisz życia naszemu mężowi
zabitemu przez mojego syna, wyrzeknę się życiowych
oddechów. Pozbawiona zarówno męża,
jak i syna i pogrążona w rozpaczy jeszcze dzisiaj na twoich oczach rozpocznę prowadzący do
śmierci wielki post praja”
. Wypowiedziawszy te słowa, zamilkła i siedząc bez
ruchu, rozpoczęła post. Wzięła na kolana stopy męża i ciężko wzdychając, modliła się również
o życie syna.
Chwilę później król Babhruwahana odzyskał świadomość i widząc matkę siedzącą w ten sposób, rzekł: „O matko, sprawiasz
mi ból swoim widokiem! Czy może być dla mnie coś bardziej bolesnego
od widoku mojej przywykłej do luksusu matki siedzącej na nagiej
ziemi obok martwego ciała swego heroicznego męża? Zrobiona z białego złota zbroja tego największego herosa Kuru zabitego
świadomie przeze mnie, jego syna, zsunęła się z jego
ciała przebita moją strzałą. O biada mi,
ten niepokonany pogromca wroga i największy wśród wojowników
został przeze mnie zabity! Człowiek nie może widać umrzeć,
zanim nie nadejdzie właściwy na to czas, skoro ani moja matka, ani ja
sam nie padliśmy martwi na ten widok. Serce mojej matki musi być z
kamienia, skoro nie pękło na widok jej walecznego męża o
potężnych ramionach leżącego bez ducha na ziemi. O bramini, spójrzcie na mojego heroicznego ojca
leżącego na swym łożu herosa. Choć
podążał za ofiarnym koniem żegnany
błogosławieństwami, leży teraz martwy na ziemi zabity
przeze mnie, jego syna. Wyznaczcie pokutę dla okrutnego i grzesznego
nieszczęśnika takiego jak ja. Zasługuję
na największe cierpienie, wędrując po ziemi z zakrytą
twarzą i czaszką mego ojca na głowie, praktykując
najsurowszą ascezę. Po zabiciu ojca nie ma dla mnie
łagodniejszej pokuty. O Ulupi, córko króla wężów! Spójrz na swojego męża,
który został przeze mnie zabity! Zaiste, zabijając go, dokonałem
tego, czego chciałaś, namawiając mnie do walki z nim. Jeszcze dziś pójdę jego śladem do królestwa Jamy, nie
potrafię bowiem znaleźć dla siebie pocieszenia. Ciesz się
więc, widząc dziś mnie i mego ojca w uścisku śmierci. Przysięgam, że jeszcze dziś wyrzeknę się swego życiowego
oddechu”.
Głęboko zasmucony dotknął
wody i zawołał w rozpaczy: „O wszystkie ruchome i nieruchome
istnienia oraz ty matko, córko króla wężów, posłuchajcie mnie! To,
co powiem, spełni się. Jeżeli ten najlepszy wśród ludzi,
Ardżuna, mój ojciec, nie powstanie, wysuszę swe ciało postem, siedząc
na polu bitewnym bez ruchu. Dotknięty grzechem zabicia ojca, nie ucieknę przed piekłem. Z grzechu
zabójstwa herosa oczyszcza dar setki krów, lecz mój grzech zabicia
ojca jest tak straszny, że nie ma dla mnie ratunku. Ardżuna,
syn Pandu, był herosem o wielkiej energii i prawej duszy. Dał mi
życie. Nic nie może mnie uratować po spowodowaniu
jego śmierci?” Wypowiedziawszy te słowa,
zamilkł, ślubując surowy post aż do utraty życia.
Gdy król Manalury i jego matka porażeni
smutkiem siedzieli bez ruchu na ziemi z intencją zagłodzenia się
na śmierć, córka króla wężów Ulupi przywoływała w myśli
klejnot samdżiwanam,
który ma zdolność ożywienia zmarłego. Klejnot ten lojalny
w stosunku do wężów natychmiast się przed nią pojawił.
Ulupi uchwyciła go w dłonie i rzekła słowa, które sprawiły
radość wszystkim zgromadzonym na polu bitewnym wojownikom: „O królu Manalury, powstań i przestań rozpaczać. Twój ojciec, syn
Pandu, nie został przez ciebie zabity. Tego herosa nie zdołają
pokonać ani ludzie, ani bogowie. Uległeś iluzji
zwodzącej twoje zmysły, której użyłam, chcąc zadowolić
twego ojca, który przybył tutaj, aby wyzwać cię do walki
i w ten sposób poddać testowi twoją odwagę. Z tego też
powodu zachęcałam cię do podjęcia walki z nim. Nie przypisuj
więc sobie żadnej winy z racji tego, że podjąłeś
jego wyzwanie. Twój ojciec jest starożytnym riszim (Narą) o wielkiej
energii, wiecznym i niezniszczalnym. Nawet król bogów Indra nie zdołałby go pokonać.
Spójrz na ten przywołany tutaj przeze mnie niebiański klejnot, który
podobnie jak napój nieśmiertelności przywraca do życia
węże. Umieść ten klejnot na piersi swego ojca. Zobaczysz go
wówczas powracającego do życia”.
Bezgrzeszny Babhruwahana przepełniony miłością
do ojca położył niebiański klejnot na piersi syna
Pandu o niezmierzonej energii. Jak tylko klejnot dotknął jego piersi,
Ardżuna otworzył oczy i powstał jak osoba obudzona ze snu. Król Babhruwahana, widząc, jak jego ojciec obudził się z
głębokiego snu śmierci, ukazując wszystkie pomyślne
symptomy życia,
oddał mu cześć. Indra oblał ziemię deszczem kwiatów, a niebiańskie bębny wydawały z siebie dźwięki
przypominające ryk chmur burzowych, choć nikt w nie nie uderzał. Z niebios dochodził pełen
zachwytu wielogłosowy krzyk: „Wspaniale, wspaniale!”
Potężny Ardżuna powstał z ziemi, objął syna, wdychając
z radością jego zapach. Gdy zobaczył jego zasmuconą matkę siedzącą razem z Ulupi na ziemi w pewnej
odległości od nich, zapytał: „O synu, dlaczego wszystko
to, co jest na tym polu bitewnym obecne, zdaje się wyrażać zarówno
smutek, jak i pobożne zdumienie i wielką radość.
Jeżeli znasz tego przyczynę, wytłumacz mi to. Dlaczego
przybyły tutaj twoja matka i córka króla wężów, Ulupi?
Pamiętam, że walczyłeś ze mną na mój rozkaz, lecz
dlaczego przyszły tutaj te kobiety?” Babhruwahana,
schylając pobożne przed ojcem głowę, rzekł: „O Ojcze,
zapytaj o to Ulupi”.
Ardżuna, zwracając się do Ulupi, rzekł: „O córko króla
wężów o pięknych kończynach, co cię tutaj sprowadza
i co jest przyczyną przybycia na pole bitewne matki króla Babhruwahany? Czy jesteś przyjaźnie nastawiona do jej syna?
Czy masz na uwadze moje dobro? Mam nadzieję, że ani on, ani ja nie zraniliśmy cię nieświadomie i że Citrangada, córka króla Citrawahany i jedna
z moich żon, nie wyrządziła tobie przypadkowo jakiejś krzywdy?”
Ulupi odpowiedziała z uśmiechem: „O potężny, ani ty
mnie nie obraziłeś, ani król Babhruwahana,
ani jego matka, która będąc twoją młodszą
żoną, zawsze mi służy jako pokojówka. Posłuchaj, co się wydarzyło i jak
do tego doszło. Nie powinieneś się na
mnie gniewać z powodu tego, że przybyłam tutaj na pole bitewne i że skłaniałam twego syna do podjęcia walki z tobą. Zaiste, chyląc przed tobą z czcią głowę,
pragnę cię zadowolić. Wszystko to uczyniłam dla twojego
dobra. Posłuchaj mojego wyjaśnienia.
W wielkiej bitwie z Kaurawami na polach Kurukszetry zabiłeś syna
króla Śamtanu, Bhiszmę, w występny sposób. Nie pokonałeś Bhiszmy w
uczciwej walce. Zabiłeś go podstępnie, gdy był
zaangażowany w walkę z Śikhandinem (zob. Mahabharata, księga VI Bhiszma
Parva, opow. 76, p. 9). Zabiłeś go, bazując na pomocy
Śikhandina. Gdybyś umarł przed odpokutowaniem za ten grzech, bez
wątpienia udałbyś się do piekła. Jednakże dzięki walce
ze swym synem i jego celnym strzałom oczyściłeś się z
tego grzechu. Wiedziałam, że tak sie stanie, bo usłyszałam kiedyś, jak bogowie Wasu podczas
rozmowy z boginią Gangą ogłosili, że odpokutujesz za swój grzech dzięki walce ze swoim synem. Dlatego też skłaiałam go do walki z tobą. Posłuchaj mojej opowieści o tym wydarzeniu.
Po zasypaniu przez ciebie Bhiszmy strzałami i spowodowaniu, że uadł na ziemię, bogowie Wasu,
kąpiąc się w świętych wodach Gangesu, wezwali
boginię tej rzeki Gangę (Bhagirathi) i rzekli do niej te straszne słowa: ‘O bogini, twój syn Bhiszma
został występnie zabity przez Ardżunę w momencie, gdy odłożył
broń, odmawiając podjęcia walki z Śikhandinem, który
urodził się jako kobieta. (Bhiszma przysięgał, że nie
użyje broni przeciw kobiecie.) Z powodu jego niegodziwego czynu, jeszcze
dziś rzucimy klątwę na Ardżunę’. Bogini
rzekła: ‘O bogowie, niech tak się stanie!’ Zaniepokojona tymi
słowami przebiłam się w głąb ziemi do królestwa
wężów, aby opowiedzieć o tym mojemu ojcu. Mój ojciec zmartwiony
tą złą wiadomością udał się do bogów Wasu i mając
na uwadze twoje dobro, próbował ich zadowolić na wszystkie możliwe
sposoby będące w jego mocy. Wasu rzekli do niego: ‘O królu
wężów, nie możemy odwołać naszej klątwy, ale powiemy
tobie o sytuacji, w której Ardżuna uwolni się od niej. Ma on młodego
i dzielnego syna, który jest królem Manalury. Jezeli król
ten podejmie z nim walkę i swymi strzałami powali go na ziemię, Ardżuna uwolni się od naszej klątwy’. Mój
ojciec usłyszawszy to, powrócił do swego pałacu i
poinformował mnie o tym. Wiedząc
o tym, gdy zobaczyłam, że twój koń ofiary dotarł do królestwa Manalury, zachęciłam twego syna Babhruwahanę do podjęcia walki z tobą i w ten
sposób uwolniłam cię od klątwy bogów Wasu. Mówi się, że dla ojca syn jest jak
on sam. Będąc pokonanym przez syna, jest się więc tak
jakby pokonanym się przez samego siebie. Skłaniając twego syna
do walki z tobą, nie popełniłam więc żadnego grzechu.
Czy możesz mnie za mój czyn obwiniać?”
Ardżuna z radosnym sercem rzekł do Ulupi: „O córko króla
wężów, wszystko to, co uczyniłeś, bardzo mnie zadowala”.
Następnie Ardżuna, zwracając się do króla Manalury, rzekł na tyle głośno, aby jego
matka Citrangada mogła go też
usłyszeć: „O królu, w miesiącu czajtra podczas pełni
księżyca Król Prawa, Judhiszthira, spełni swą ofiarę,
wykonując ryt Ofiary Konia. Przybądź w tym dniu razem ze
swoją matką i doradcami do Hastinapury, aby uczestniczyć w tym
rycie”.
Król Babhruwahana ze łzami w oczach rzekł do ojca: „O niezwyciężony, na twój rozkaz z całą
pewnością przybędę na wielką Ofiarę Konia Króla
Prawa i wezmę na siebie obowiązek ofiarowania braminom jedzenia.
Ukaż mi jednak swoją łaskę i razem ze swoimi
dwiema żonami, Citrangadą i Ulupi, przybądź
z wizytą do stolicy mojego kraju. O ty,
który znasz wszystkie obowiązki, nie wahaj się w tej sprawie. Spędź w szczęściu
jedną noc we własnym pałacu i dopiero o poranku rusz ponownie w
drogę, podążając za ofiarnym koniem”.
Ardżuna rzekł: „O synu, bądź błogosławiony! Nie
mogę udać się do twej stolicy z wizytą, zanim nie
zrealizuję swej przysięgi, że będę szedł krok w krok za puszczonym wolno ofiarnym koniem. Muszę iść dalej. Dopóki nie
zrealizuję swej przysięgi, nie ma dla mnie miejsca, gdzie
mógłbym choć przez chwilę odpocząć”.
7. Ardżuna pokonuje wnuka króla Dżarasamdhy zabitego przez Bhimę
Ofiarny koń Króla Prawa, przewędrowawszy całą ziemi aż po brzegi otaczającego ją oceanu, ruszył z powrotem w kierunku Hastinapury. Podążający za nim Ardżuna również zawrócił w tym kierunku. Zanim dotarli do Hastinapury, zawędrowali do królestwa Magadhy, którym. władał król Meghasandhi, wnuk króla Dżarasamdhy zabitego ongiś przez Bhimę i syn króla Sahadewy, który zginął na polach Kurukszetry. Gdy król Meghasandhi zobaczył tego konia w swoim królestwie, postąpił zgodnie z dharmą wojownika i rzucił mu wyzwanie. Uzbrojony w łuk i strzały opuścił stolicę jadąc na rydwanie i ruszył w kierunku Ardżuny, który powitał go, stojąc na ziemi. Zawołał: „O Ardżuna, twój koń ofiarny biega wolno ochraniany jedynie przez kobiety! Zaraz go złapię. Spróbuj go uwolnić! Moi ojcowie walcząc z tobą nie potraktowali cię właściwie, ja jednakże zgotuję tobie odpowiednią gościnę i na twój atak odpowiem atakiem!”
Ardżuna roześmiał się i odpowiedział: „O królu, nie jestem na ciebie rozgniewany. Walka z tym, kto stanie mi na drodze, jest obowiązkiem nałożonym na mnie przez mojego starszego brata. Na pewno o tym wiesz. Walcz więc ze mną najlepiej jak potrafisz, odpowiem ci tym samym”.
Król Magadhów pierwszy rozpoczął walkę, zalewając Ardżunę strzałami. Ardżuna natychmiast je zniszczył celnymi strzałami ze swego niebiańskiego łuku i zasypał wroga strzałami groźnymi jak jadowite węże, niszcząc maszt flagowy na jego rydwanie i uprząż. Choć był w pełni zdolny do wystrzeliwania strzał zarówno prawą, jak i lewą ręką, rozmyślnie oszczędził życie jeźdźca i woźnicy. Król Magadhów jednakże sądząc, że zachował życie dzięki swej waleczności, w odpowiedzi na strzały Ardżuny przeszył go swymi ostrymi strzałami. Głęboko zraniony Ardżuna jaśniał jak potężne drzewo palasza ozdobione na wiosnę krwisto-czerwonymi kwiatami. Choc Ardżuna nie miał zamiaru zabijać króla Magadhów, jego strzały go rozgniewały i naciągając cięciwę swego łuku zabił jego konie i uciął głowę woźnicy, a następnie ostrą jak brzytwa strzałą zniszczył jego piękny łuk i skórzaną osłonę dłoni. Kolejną strzałą obciął jego proporzec. Gdy król Meghasandhi uchwycił w dłoń swą maczugę ozdobioną złotem i klejnotami i ruszył w kierunku Ardżuny, Ardżuna swymi licznymi strzałami z piórami sępa rozbił ją na drobne kawałki. Upadła jak bezsilna samica węża rzucona przez kogoś na ziemię.
Ardżuna, widząc wroga bez rydwanu i broni, nie chciał atakować go dalej. Rzekł: „O królu, odejdź w pokoju. Wystarczająco dowiodłeś swej wierności obowiązkom wojownika. Choć jesteś bardzo młody, dokonałeś wielkich czynów, wykazując się wielką odwagą i umiejętnościami. Teraz jednak odejdź. Na rozkaz Judhiszthiry, nie wolno mi zabijać królów, którzy stawili mi opór. Dlatego ciągle żyjesz, choć obraziłeś mnie w walce, wywołując mój gniew”.
Król Magadhów, któremu Ardżuna podarował życie, słysząc jego słowa, uznał się za pokonanego. Stanął przed Ardżuną ze złożonymi pobożnie dłońmi i oddając mu cześć, rzekł: „O Ardżuna, bądź błogosławiony. Zostałem przez ciebie pokonany i nie mam odwagi kontynuować z tobą walki. Powiedz mi, co mogę dla ciebie zrobić? Każde swoje życzenie uważaj z góry za spełnione”. Ardżuna rzekł uspakajająco: „O królu, jeżeli chcesz mnie zadowolić, przybądź do naszego królestwa podczas pełni księżyca w miesiącu czajtra, aby uczestniczyć w Ofierze Konia króla Judhiszthiry”. Król Magadhów rzekł: „O Ardżuna, niech tak się stanie”.
8. Ardżuna po podporządkowaniu sobie wielu kolejnych królów pokonuje w walce syna Śakuniego
Syn Pandu, Ardżuna, czczony przez króla Magadhów wsiadł ponownie do swego rydwanu i ruszył dalej, idąc w ślad za ofiarnym koniem. Puszczony wolno koń z piękną grzywą kontynuował wędrówkę wzdłuż morskiego brzegu i gdy dotarł do królestw Bangów, Pundrów i Kosalów, Ardżuna walcząc w jego obronie pokonał ich liczne armie mlekkhów (osób spoza podziału kastowego). Pokonał również króla Czediów Sarabhę o wielkiej mocy, syna Sziśupali, którego Kryszna zabił podczas ofiary koronacyjnej Judhiszthiry, oraz królów Kasiów, Angów, Kosalów, Kiratów i Tanganów. Czczony przez nich podążał dalej za koniem ofiarnym, który zmienił kierunek i dotarł do kraju Dasanów. Władający nim król Citrangada był wielkim wojownikiem o potężnej mocy. Walka między nimi była przeraźliwa. Po pokonaniu go Ardżuna, jadąc dalej śladem ofiarnego konia, dotarł do królestwa Niszadów, gdzie został wyzwany do walki przez syna Ekalawji i choć bitwa między nimi była zaciekła, niezwyciężony Ardżuna pokonał króla Niszadów, który stanowił przeszkodę w pokojowej ofierze Króla Prawa i czczony przez niego skierował się za koniem na południe. Przebywając w tym regionie pokonał walecznych Drawidów, Andhaków, Mihiszaków i zamieszkujących góry Kolwów. Podporządkowawszy sobie bez trudu te plemiona, jadąc dalej za koniem, dotarł do królestw Śurasztrów, Gokartów i Prabhasów. Następnie koń ofiarny ruszył w kierunku Dwaraki ochranianej przez herosów Wrisznich. Gdy tam dotarł, młodzi Jadawowie wystąpili przeciw niemu zbrojnie, jednakże Ugrasena, król Wrisznich i Andhaków, zabronił im ataku i razem z ojcem Kryszny Wasudewą wyszedł Ardżunie naprzeciw, witając go odpowiednimi rytami i oddając mu cześć. Za ich zgodą Ardżuna ruszył dalej za puszczonym wolno koniem, który wędrując wzdłuż brzegu zachodniego oceanu dotarł do kraju pięciu rzek, gesto zaludnionego i cieszącego się dobrobytem. Stamtąd koń zawędrował do królestwa Gandharów, gdzie Ardżuna stoczył wielką bitwę z królem Gandharów, synem Śakuniego, który swą oszukańczą grą w kości sprowadził na Pandawów nieszczęście.
Syn Śakuniego, który był wielkim wojownikiem, chcąc pomścić śmierć ojca, ruszył do walki z Ardżuną na czele wielkiej armii bogatej w słonie, konie i rydwany ozdobione proporcami i flagami, i choć niepokonany Ardżuna o prawej duszy przekazał mu słowa pokoju od Judhiszthiry, syn Śakuniego nie był zdolny do zaakceptowania jego dobroczynnych słów i żądny zemsty otoczył ofiarnego konia ze wszystkich stron. Rozgniewany atakiem Gandharów Ardżuna zasypał ich licznymi strzałami ostrymi jak brzytwa, ucinając głowy wielu z nich. Głęboko dotknięci i przerażeni puścili wolno ofiarnego konia, podczas gdy Ardżuna atakowany ciągle przez tych, co go otoczyli z wszystkich stron, ucinał im głowy. Gdy syn Śakuniego, widząc pogrom swej armii, sam ruszył do walki z Ardżuną, Ardżuna zawołał: „O herosie, zaprzestań walki! Na rozkaz Króla Prawa, Judhiszthiry, nie mam intencji zabijania królów podejmujących ze mną walkę”. Syn Śakuniego jednakże będąc pod wpływem ignorancji zlekceważył słowa tego wielkiego herosa, który dorównywał Indrze i zasypał go gradem szybkich strzał. Ardżuna w odpowiedzi swą celną strzałą pozbawił go jego królewskiego nakrycia głowy, unosząc je na równie daleki dystans, jak to uczynił kiedyś z uciętą głowę króla Dżajadrathy. Wojownicy Gandharów zrozumieli, że Ardżuna, mierząc w nakrycie głowy, rozmyślnie oszczędził życie ich króla i patrzyli na ten jego wyczyn z podziwem, lecz gdy król Gandharów rzucił się do ucieczki, pognali za nim jak stado przerażonych jeleni. Wielu z nich z przerażenia potraciło zmysły i błądziło po polu bitewnym tracąc zdolność do ucieczki. Ardżuna ścigał ich gradem swych strzał o szerokich ostrzach, ucinając im głowy i ramiona.
Zaiste, armia Gandharów ucierpiała wielce od tych strzał Ardżuny. Rozgromiona i zachowująca się jak chaotyczny motłoch błąkała się po polu bitewnym, krążąc w kółko. Nie było nikogo, kto odważyłby się stawić Ardżunie czoła. Wiekowa już matka króla Gandharów, słysząc o tym pogromie, udała się na pole bitewne w towarzystwie swoich starszych wiekiem ministrów, niosąc powitalne dary. Zabroniła swemu odważnemu synowi kontynuowania walki, czym zadowolila Ardżunę o uczynkach bez skazy. Ardżuna oddał jej cześć i skłonny do okazania życzliwości rzekł uspakajająco do króla Garndharów: „O potężny herosie, swoją wrogością nie sprawiłeś mi przyjemności. Jesteś synem Śakuniego, który był bratem żony króla Dhritarasztry, Gandhari, jednej z moich matek. Jesteś więc dla mnie moim bratem. To ze względu na pamięć o mojej matce Gandhari i królu Dhritarasztrze nie pozbawiłem cię życia. Temu zawdzięczasz to, że jeszcze żyjesz, choć wielu twoich żołnierzy straciło życie. Zaprzestań ze mną wojny. Nie pozwól swemu rozumieniu na ponowne zbłądzenie, a gdy w miesiącu czajtra nadejdzie pełnia księżyca, przybądź w pokoju do Hastinapury, aby uczestniczyć w wielkiej Ofierze Konia króla Judhiszthiry”.