Mahabharata
Opowieść 25:
Bezkarny występek Bhimy
opowiada
Barbara Mikołajewska
na podstawie fragmentów Mahābharāta,
3. The Book of the Forest,
3(33) The Tour of the Sacred Fords (continued), 140-153,
3(34) The Slaying of Jatasura, 154,
3(35) The War of the Yaksas, 155-159,
w angielskim tłumaczeniu z sanskrytu J.A.B. van Buitenen,
The University of Chicago Press.
Spis treści
Patrząc na pałac boga bogactwa Kubery i ciała zabitych przez Bhimę demonów rakszasów, Król Prawa rzekł: „O Bhima, ten obraźliwy czyn, który popełniłeś z głupoty lub dezorientacji nie pasuje do ciebie tak jak kłamstwo nie przystoi pustelnikowi. Ten, kto zna Prawo, wie, ze nie wolno występować przeciw woli króla, jak ty to uczyniłeś, wdzierając się do zakazanego dla stopy ludzkiej miejsca. Ponadto to, co uczyniłeś jest obraźliwe dla trzydziestu bogów. Ten, którego umysł jest nakierowany na czynienie zła i nie branie pod uwagę Prawa i Zysku będzie musiał spożyć owoc swych złych uczynków. Proszę cię, nie zachowuj się w ten sposób nigdy więcej”. (...)
Bóg bogactwa Kubera widząc Bhimę stającego przed nim w tej wojowniczej postawie, rzekł do Króla Prawa: „O Królu Prawa, każda żywa istota wie, że masz zawsze na uwadze dobro wszystkich żywych istot. Przebywaj więc na tym górskim szczycie ze swymi braćmi bez lęku. I nie wolno ci gniewać się na Bhimę za zabicie tych demonów rakszasów, gdyż od dawna były skazane na śmierć przez Czas i Bhima był tu jedynie narzędziem. Nie czuj się zawstydzony z powodu tej przemocy. Bogowie od dawna wiedzieli o tej mającej nastąpić masakrze jakszów i rakszasów i nie odczuwam z jej powodu gniewu. Wręcz przeciwnie, jestem zadowolony, bo już od dawno pogodziłem się z tym mającym nastąpić występnym czynem Bhimy”.
(Mahabharata, 3(35)
The War of the Yaksas, 158.10-15, 40-45)
1. Pandawowie docierają do Himalajów, które są siedzibą bogów oraz różnych innych stworzeń jak demony broniących znajdującego się tam majątku boga bogactwa Kubery
Pandawowie poruszając się w kierunku północnym, gdzie leży góra Meru, dotarli wreszcie w swej wędrówce do Himalajów, gdzie znajdują się miejsca zamieszkałe przez bogów niewidzialne dla zwykłego śmiertelnika, do których może on dotrzeć jedynie dzięki praktyce duchowej. Mędrzec Lomasa rzekł do Judhiszthiry: „O królu, dotarliśmy do siedmiu zakoli Gangesu nieskażonych żadnym zanieczyszczeniem, gdzie zawsze płonie ogień niewidzialny dla śmiertelnych, ale jeżeli potrafisz się wystarczająco skoncentrować, uda ci się dostrzec te święte miejsca. Jeżeli chcesz spotkać swego brata Ardżunę, który przebywa w królestwie Indry, musisz udać się w kierunku góry Śwety i góry Mandary użytej kiedyś przez bogów i demony do ubijania oceanu, gdyż tam znajduje się królestwo Indry. Nie jest to zadanie łatwe, gdyż tam znajdują się także ogrody boga bogactwa i króla jakszów Kubery, na usługach którego jest osiemdziesiąt osiem tysięcy chyżych boskich muzyków gandharwów i cztery razy tyle uzbrojonych kimpuruszów i jakszów przybierających różne formy, poruszających się z szybkością wiatru i posiadających bogactwo bez granic. Są oni tak potężni, że potrafią pozbawić tronu samego króla bogów Indrę. Na usługach Kubery są ponadto zaprzyjaźnione z nim demony rakszasowie, węże, kimnarowie i ptaki Garudy. Góry te są chronione przez magię tych potężnych istot i są trudne do zdobycia. Skoncentruj się więc na swym celu i nie daj się zwieść żadnym pokusom i czarom.
Król bogów Indra i bóg bogactwa Kubera strzegą wschodu, gdzie leży góra Mandara ze swymi dwoma wierzchołkami sięgająca aż po brzeg oceanu. Prorocy, siddhowie, bogowie i wszystkie inne żywe istoty oddają cześć wschodzącemu tam słońcu. Bóg umarłych Jama rządzi południem, gdzie udają się umarli, a bóg oceanu Waruna strzeże zachodu, gdzie na Szczycie Zachodnim ma swe miejsce pobytu słońce. Na północy znajduje się złota góra Meru otoczona trzema strzelistymi szczytami Kailasa, łącząca ze sobą wszystkie trzy światy. W jej kierunku zmierzają wszyscy ci, którzy zdobyli wiedzę. Tam są tereny ofiarne Brahmy i tam mieszka dusza wszystkich żywych istot, Pradżapati, tworząc wszystko, co istnieje. To pomyślne i wolne od wszelkich chorób miejsce jest również miejscem zamieszkania dla synów Brahmy urodzonych z jego woli. Tutaj siedmiu boskich mędrców budzi się rankiem i wieczorem kładzie się na spoczynek.
Na pozbawionym wszelkiego skażenia szczycie góry Meru mieszka dziadek wszechświata Brahma. Ponad jego siedzibą znajduje się wieczne miejsce zamieszkania Narajany, boga bez początku i końca, który jest pierwszą przyczyną wszechświata, przyczyną przyczyn wszelkiej kreacji. Nikt, nawet bogowie i danawowie, nie potrafi swobodnie patrzeć w kierunku miejsca, w którym on mieszka, gdyż jest ono całe zrobione ze wspaniałości i światła jaśniejszego od słońca i ognia. Nawet ciała niebieskie po dotarciu tam przestają świecić, gdyż Pan o duszy bez granic zaćmiewa je swym blaskiem. Docierają tam jedynie asceci, dzięki swemu oddaniu, uprawianiu najsurowszych umartwień i osiągnięciu perfekcji w wykonywaniu swych świętych uczynków, udoskonaleni dzięki jodze, wolni od ciemności i ułudy, uwalniając się w ten sposób od konieczności ponownych narodzin. Przed tym wiecznym i niezniszczalnym miejscem pobytu Pana zawsze trzeba bić pokłony.
Górę Meru okrąża rozpraszające ciemności słońce, ciągnąc za sobą wszystkie gwiazdy. Po osiągnięciu zenitu i dotarciu do Szczytu Zachodniego udaje się ono w kierunku północnym i po okrążeniu góry Meru pojawia się ponownie na wschodzie, unosząc się nad górą Mandarą. Podobnie okrąża górę Meru księżyc razem ze swymi konstelacjami, dzieląc miesiąc na części według swych faz. Słońce niestrudzenie powtarza codziennie tę samą drogę, a jeżeli chce ochłodzić wszechświat, zbacza nieco w kierunku południowym, a gdy stamtąd wraca, swą potężną mocą pozbawia sił wszystko, o zostało stworzone. Wówczas błogosławiony Indra pokrywa jego drogę chmurami, sprowadzając deszcz. I gdy dzięki niemu żywe istoty wracają do życia, słońce pojawia się znowu na swej drodze. Słońce zawsze jest w ruchu, obracając Koło Czasu i ciągnąc za sobą wszystkie żywe istoty, których pozbawia sił, jedynie po to, aby im ich siłę na nowo przywrócić. Odmierzając życie i pracę żywych istot, tworzy ustawicznie dzień i noc, fazy księżyca i momenty czasu”.
2. Uprawiający ascezę Pandawowie docierają dzięki pomocy demonów rakszasów na szczyt Gandhamadany, gdzie leży Badari, pustelnia Nary i Narajany, mając nadzieję na spotkanie tam Ardżuny
Prorok Lomasa kontynuował: „O królu, otaczająca górę Meru góra Kailasa, na której zbierają się bogowie, rozciąga się na tysiące mil i na jednym z jej szczytów zwanym Gandhamadana znajduje się starożytna pustelnia Nary i Narajana, Badari, gdzie Narajana i Nara przybrawszy formę starych pustelników, uprawiali surowe umartwienia i gdzie można dotrzeć jedynie dzięki ascezie. Jeśli chcesz ponownie spotkać swego brata Ardżunę, musisz się tam udać. Strzeż się jednak jakszów i rakszasów, którzy bronią znajdującego się tam bogactwa Kubery. Zanurzając się w ten boski świat i będąc chroniony przeze mnie i swego brata Bhimę, szukaj dodatkowo ochrony w sile swej samokontroli. Niech cię błogosławi bóg oceanu Waruna i bóg umarłych Jama. Niech cię błogosławi Ganges, Jamuna i te potężne góry”.
Po wysłuchaniu tych ostrzeżeń i błogosławieństw proroka Lomasy, Judhiszthira rzekł do swych braci: „O bracia, niepokój Lomasy jest czymś w naszej podróży zupełnie nowym. Uważa on, że wkraczamy na teren bardzo trudny ze względu na obecność demonów rakszasów, lecz że możemy przezeń przejść, niosąc ze sobą ogień, ćwicząc ascezę i przestrzegając ściśle rytów czystości”.
Zwracając się do Bhimy, kontynuował: „O Bhima, tobie chcę powierzyć opiekę nad Draupadi, gdyż teraz, gdy nie ma z nami Ardżuny, na ciebie spada odpowiedzialność za nią. Zastanów się więc, czy potrafisz jej pomóc w pokonywaniu trudności podróży i czy może byłoby lepiej, abyś ty, Sahadewa, Dhaumja i Draupadi, towarzyszący nam bramini i służący zawrócili z drogi, podczas gdy ja sam w towarzystwie Nakuli i proroka Lomasy udamy się dalej na spotkanie z Ardżuną”.
Bhima odpowiedział: „O bracie, to prawda, że Draupadi jest zmęczona i nieszczęśliwa, lecz chce iść dalej, aby móc spotkać się ponownie z Ardżuną. Ty sam, cierpiąc już wystarczająco z powodu rozstania się z Ardżuną, pogłębisz jedynie swój smutek, rozstając się z nami. My sami nie chcemy rozstać się z tobą i zostawić cię samego na tej górze, na której roi się od rakszasów. Odeślij więc z powrotem nasze rydwany, służących i kucharzy, gdyż i tak musimy iść pieszo, lecz nie odsyłaj nas. Gdy teren będzie szczególnie trudny, sam poniosę zarówno Draupadi jak i mych braci bliźniaków. Podróżujmy powoli, lecz wszyscy razem i z radością w sercu, myśląc o spotkaniu z naszym bratem”.
Judhiszthira rzekł: „O bracia, to prawda, że jesteśmy zmęczeni i obolali, lecz nie zaprzestaniemy naszej podróży do pustelni Nary i Narajany, gdyż chcemy ponownie połączyć się z naszym bratem Ardżuną. Cały płonę zarówno na wspomnienie o tym jak Kaurawowie upokorzyli naszą żonę Draupadi jak i z chęci zobaczenia Ardżuny. Odwiedziliśmy już wiele świętych brodów, mając na próżno nadzieję na spotkanie z nim. Już niedługo minie piąty rok od momentu, gdy na mój rozkaz i z powodu mych własnych uczynków wyruszył on w Himalaje, aby terminować u bogów i zdobyć ich broń. Nie widząc go, jestem pogrążony w najgłębszym smutku. O bracia, ruszmy więc dalej pieszo, przestrzegając surowej ascezy, gdyż ten, kto przerywa ascezę, jest okrutny, zachłanny lub niespokojny nie potrafi pokonać trudów tego regionu. Uzbrojeni w naszą broń i ascezę ruszmy śladami Ardżuny, który był tu przed nami”.
I Pandawowie razem z podążającą za nimi Draupadi uzbrojeni w swe miecze, łuki i kołczany, prowadzeni przez wielkich braminów rozpoczęli swą podróż w kierunku szczytu Gandhamadany. Idąc, mijali liczne jeziorka, rzeki, pomniejsze szczyty i grzbiety górskie. Widzieli wielkie drzewa rzucające ożywczy cień i miejsca pełne kwiatów i owoców odwiedzane przez licznych bogów i proroków. Skoncentrowani, żywiąc się jedynie owocami i korzonkami, mijali góry i doliny, spotykając po drodze liczne gatunki zwierząt.
Gdy dotarli wreszcie do góry Gandhamadany, zerwała się nagle dzika zawierucha. Dął przeraźliwy wiatr, rozdmuchując liście i kurz, zakrywając nimi całe niebo i ziemię. Ciemność odebrała im wizję i nie mogli się nawzajem dostrzec, pytając samych siebie, czy to niebiosa spadły na ziemię lub rozpękła się góra? Zdezorientowani szukali dla siebie jakiejś kryjówki i podpory. Bhimie udało się uchwycić Draupadi i schować za drzewem. Judhiszthira i domowy kapłan Pandawów Dhaumja schowali się w lesie. Sahadewa, który niósł ofiarny ogień, schował się na wzgórzu, a Nakula i prorok Lomasa w pustym pniu drzewa. Gdy wiatr nieco ucichł, rozpoczęła się straszliwa ulewa, zalewając wszystko. Wartkie pieniące się potoki gnały w kierunku morza, niosąc ze sobą połamane drzewa.
Wreszcie, gdy burza ucichła i wyjrzało słońce, Pandawowie i towarzyszący im bramini wyszli ze swych kryjówek i wznowili swą wspinaczkę na górę Gandhamadanę. Nie uszli jednak zbyt daleko, gdy wyczerpana burzą i nie przyzwyczajona do pieszej wędrówki Draupadi padła zemdlona na ziemię. Pochwycił ją Nakula, który dostrzegł jej upadek.
Król Prawa rzekł ze smutkiem: „O Draupadi, twe delikatne stopy stworzone zostały do chodzenia po posadzce wspaniałych pałaców, a nie po dzikich górach. To przeze mnie twoja delikatna twarz pociemniała, a twe stopy pokrył kurz. O biada mi za to, co bezmyślnie uczyniłem, ulegając mej namiętności do gry w kości. Gdy twój ojciec Drupada oddawał nam ciebie za żonę, sądził, że będąc żoną potężnych Pandawów, znajdziesz szczęście, a ty tymczasem z powodu mych grzesznych uczynków upadłaś na ziemię wyczerpana zmęczeniem i nieszczęściem”.
Dhaumja w towarzystwie innych braminów podeszli do lamentującego Judhiszthiry i próbując go uspokoić, wypowiadali swe błogosławieństwa, recytowali odpowiednie mantry i wykonywali ryty niszczące rakszasów. W końcu, gdy Draupadi odzyskała przytomność, Bhima rzekł: „O królu, bardzo trudna droga przed nami i nie potrafimy jej sami pokonać. Pozwól, że zawezwę mego syna rakszasę Ghatotkakę, którego urodziła mi demonka Hidimba, gdyż on bez trudu zaniesie Draupadi do pustelni Nary i Narajany”. I gdy Król Prawa wyraził zgodę, Bhima skupił swą myśl na swym synu, który natychmiast się przed nim stawił, godząc się z ochotą na realizację powierzonego mu zadania. Co więcej, zaoferował zwołanie zaprzyjaźnionych z nim rakszasów, którzy mogą ponieść ich wszystkich. Pandawowie i towarzyszący im bramini chętnie się na to zgodzili, jedynie prorok Lomasa dzięki zaletom swej duszy mógł dalej iść pieszo, podążając drogą siddhów.
Pandawowie niesieni przez potężnych rakszasów szybko pokonywali dzielący ich dystans i wkrótce dotarli do pustelni Nary i Narajany porośniętej drzewami wiecznie uginającymi się pod ciężarem owoców i kwiatów. Już z dystansu dostrzegli boskie drzewo Dżudżubi o okrągłym pniu zamieszkałe przez rozbawione ptactwo, rzucające nieprzerwany cień, całe pokryte blaskiem i błyszczącymi miękkimi liśćmi, o gałęziach ciężkich od owoców i miodu, rosnące w miejscu bogatym w wodę, korzonki, owoce i niebieską trawę, na skrawku ziemi doskonale równym i o doskonałych proporcjach, pozbawionym cierni i lekko pokrytym śniegiem, odwiedzanym przez proroków, bogów i gandharwów. Zeszli z ramion niosących ich demonów rakszasów, ciesząc wzrok widokiem tego świętego miejsca, niedostępnego dla tych, co schodzą ze scieżki Prawa, świecącego swym własnym blaskiem, uwalniającego od cierpienia wywołanego głodem lub pragnieniem, zimnem lub gorącem, rozpraszającego wszelki smutek, ozdobionego ofiarowywanymi kwiatami i rozbrzmiewającego dźwiękami Wed nuconych przez tłum proroków i braminów gromadzących się wokół wielu płonących tu ogni ofiarnych, w którym swego czasu znaleźli schronienie Nara z Narajaną i gdzie pragną udać się asceci. To święte miejsce dostarczające schronienia każdej uczciwej żywej istocie i rozpraszające wszelki niepokój umysłu rozbrzmiewało Brahmanem (modlitwą) nuconym przez wielkich proroków i ascetów, którzy odradzali swego ducha i doskonalili swe zmysły, poszukując wyzwolenia, żywiąc się jedynie wodą i korzonkami, stając się równymi słońcu lub ogniowi dzięki mocy swej ascezy.
Judhiszthira, jego bracia, Draupadi i towarzyszący im bramini podeszli do znajdujących się tam mędrców z odpowiednimi powitalnymi rytami, otrzymując w zamian ich błogosławieństwo, czystą wodę do umycia stóp, kwiaty, owoce i korzonki.
3. Draupadi ulega pokusie posiadania złotych kwiatów lotosu z jeziora boga bogactwa Kubery strzeżonego przez jakszów i rakszasów i Bhima obiecuje jej je zdobyć
Pandawowie spędzili w pustelni Nary i Narajany sześć nocy, przestrzegając skrupulatnie wszelkich rytów czystości i żywiąc nadzieję, że wreszcie tutaj połączą się ponownie ze swym bratem Ardżuną. Podczas swego pobytu czerpali radość ze spacerowania po tym zalesionym miejscu przyciągającym serca wszystkich żywych istot i z patrzenia na złotą górę Meru. Przechadzali się razem i oddzielnie wśród drzew pokrytych kwieciem i owocami, które stały w równych rzędach, rzucając chroniący przed słońcem cień i nad jeziorami pokrytymi kwiatami lilii i lotosu, których wodami poruszał lekki wiatr, przynosząc ze sobą słodki zapach.
Pewnego dnia, gdy Draupadi spacerowała po lesie w towarzystwie Bhimy, zerwał się nagle północno–wschodni wiatr i rzucił jej pod nogi niebiański złoty kwiat lotosu o tysiącu płatków rozsiewający boski zapach. Podniosła go z ziemi i rzekła do Bhimy: „O Bhima, spójrz na ten kwiat o nieporównywalnym pięknie. Szkoda, że jest tylko jeden i muszę oferować go Judhiszthirze. Chciałabym mieć ich więcej, aby móc je zabrać ze sobą z powrotem do Lasu Kamjaka. Proszę cię, udaj się w kierunku, skąd zawiał wiatr i przynieś mi ich więcej”.
Bhima chcąc zaspokoić jej pragnienie, uzbrojony w swój łuk i strzały i podobny do zagniewanego króla zwierząt lub słonia w okresie rui ruszył w kierunku półocno-wschodnim, skąd wiatr przywiał niebiański lotus i gdzie znajdował się park Saugandhika należący do boga bogactwa Kubery i jezioro, w którym rosły te złote lotosy. Mając oparcie w sile swych ramion, ruszył bez lęku ku szczytom świętej góry Gandhamadany pokrytej gęstwiną drzew i pnączy, zabarwionej różnymi minerałami i klejnotami, skąd wiał zimny Wiatr, jego ojciec, pozbawiając go zmęczenia. Chcąc sprawić przyjemność Draupadi ruszył w teren nieskalany stopą zwykłego śmiertelnika, należący do jakszów, gandharwów, bogów i proroków.
Żujące trawę jelenie obserwowały z ciekawością i bez lęku jak rozrywając siłą swych ud splątane pnącza, gnał radośnie przed siebie popędzany przez nieodpartą chęć spełnienia życzenia swej ukochanej. Gnał z dzielnością słonia obserwowany z ukrycia przez niewidoczne dla niego towarzyszki jakszów i gandharwów siedzące u boku swych ukochanych. Ożywiało go nie tylko pragnienie sprawienia przyjemności Draupadi, ale również rozmyślanie nad nieszczęściem, które sprowadził na nich Durjodhana. Niepokój o Judhiszthirę, którego pozostawił jedynie z braćmi bliźniakami, podpowiadał mu, że powinien postarać się zdobyć kwiaty szybko, aby móc jak najszybciej wrócić. Pędził więc jak wiatr, powodując swymi stopami drżenie ziemi, odstraszając stada słoni, miażdżąc dumę lwów i tygrysów, wyrywając z korzeniami ogromne drzewa, wlokąc za sobą dzikie pnącza i liany i czyniąc hałas jak burzowa chmura monsunowa. Wywołany przez niego straszliwy ryk i dźwięk jego łuku budziły przerażanie zwierzyny, która rozpierzchała się we wszystkich kierunkach.
Wspinając się wysoko na grzbiet góry Gandhamadany dostrzegł nagle wielki i piękny sad drzew bananowych. Ruszył szybko w jego kierunku i strząsając banany, zniszczył przy okazji wiele drzew, płosząc liczne stada antylop, małp, bawołów i zwierząt wodnych. Rozgniewane słonie, lwy i tygrysy zaatakowały go, rycząc przeraźliwie i otwierając paszcze, lecz on nieustraszony i przekonany o swej sile, pozabijał je, wzbudzając swym straszliwym rykiem przeraźliwy strach w tych, którym udało się uciec. Ryk ten przeraził również ptactwo wodne, które zerwało się do ucieczki, zdradzając mu obecność wody. Podążając śladem ptaków, dotarł do pięknego spokojnego jeziora otoczonego rosnącymi na jego brzegu drzewami obsypanymi bananami. Szybko zanurzył się w wodzie, rozpryskując ją na wszystkie strony, jak wielki słoń, po czym wdrapał się ponownie na brzeg i pobiegł do lasu, dmąc w swą konchę z całą siłą swych potężnych płuc, a jej dźwięk odbijał się po górach potężnym echem.
4. Bhima podejmuje walkę z wielką małpą Hanumanem, która tarasuje mu drogę i zabrania mu iść w taki waleczny sposób dalej, ostrzegając go przed zrywaniem kwiatów, które należą do boga bogactwa Kubery bez jego zgody
Dźwięk konchy Bhimy usłyszała gigantyczna małpa Hanuman, wysoka jak słupek ofiarny Indry, która zdrzemnęła się wśród drzew bananowych i obudzona ziewnęła. Ziewając uderzała swym potężnym ogonem o ziemię z dźwiękiem podobnym do grzmotu, który odbił się po górach potężnym echem. Bhima usłyszawszy ten przeraźliwy dźwięk, zbliżył się odważnie do miejsca, z którego dochodził, choć włosy zjeżyły mu się na głowie i zobaczył tam siedzącą na wielkim kamieniu wielką małpę, która oślepiła go swym blaskiem jak błyskawica. Swiecąc blaskiem swej urody, siedziała wśród szczerozłotych drzew bananowych i patrzyła na Bhimę swymi pozbawionymi lęku oczami o kolorze miodu.
Bhima nie wątpiąc w swą straszliwą moc, zbliżył się do tej gigantycznej małpy tarasującej mu drogę i zaryczał jak lew, aby ją ostrzec. Choć od jego ryku zadrżały ze strachu wszystkie leśne zwierzęta i ptaki, krewki Hanuman rzucił jedynie na niego swe lekceważące i pogardliwe spojrzenie i rzekł: „O marny człowieku, dlaczego swym rykiem przerywasz mi moją leczniczą drzemkę, w którą zapadłem, gdyż poczułem się chory. Dlaczego zapominasz o swym obowiązku okazywania współczucia wszystkim żywym istotom? My zwierzęta nie znamy Prawa, ale wy ludzie obdarzeni rozumem znacie Prawo i współczujecie wszystkim innym żywym stworzeniom. Dlaczego angażujesz się w okrucieństwo, które kala twe ciało, mowę, umysł i niszczy Prawo? Albo nie znasz Prawa, albo nie słuchałeś starszych, skoro tak bezmyślnie przeganiasz zwierzęta z lasu. Wyjaśnij mi, kim jesteś i dlaczego przyszedłeś aż w to miejsce, którego ludzie unikają. Te góry są niedostępne dla zwykłego śmiertelnika i nie wolno ci iść w ten sposób dalej ścieżką, która jest dozwolona jedynie dla wyzwolonych z obciążeń materialnych siddhów. Zatrzymuję cię i ostrzegam życzliwie i po przyjacielsku, uspokój się i nie idź dalej. Skosztuj raczej rosnących tu korzonków i owoców, które smakują jak eliksir nieśmiertelności. Zadowól się nimi i zawróć z drogi”.
Bhima odpowiedział: „O gigantyczna małpo, jak śmiesz przemawiać do mnie w ten sposób? Należę do kasty przewyższanej jedynie przez braminów. Jestem synem króla Pandu z dynastii księżycowej spłodzonym przez Wiatr. Jestem słynnym Bhimą. Wyjaśnij mi, kim ty jesteś i dlaczego przybrałeś formę małpy?”
Hanuman, choć sam był synem Wiatru i w ten sposób bratem Bhimy, przekomarzając się z nim, opowiedział: „O Bhima, jestem zaledwie małpą, lecz nie ustąpię ci z drogi. I dobrze ci radzę, zawróć, jeżeli nie chcesz narazić się na zatracenie”.
Bhima odpowiedział: „O małpo, nie pytam cię o zdanie. Rusz się więc z miejsca i pozwól mi przejść zatarasowaną przez ciebie drogą, bo inaczej sama pójdziesz na zatracenie!”
Hanuman rzekł: „O Bhima, jeżeli naprawdę chcesz iść dalej, musisz przeze mnie przeskoczyć. Jestem chory i nie mam dość siły, żeby wstać!”
Bhima odpowiedział: „O małpo, nie mogę przez ciebie przeskoczyć, gdyż twe ciało przenika Nieskrępowany Duch, którego nie mogę w ten sposób poniżyć. Gdybym dzięki mym studiom nie odnalazł tego Nieskrępowanego Ducha i gdybym nie wiedział, że od niego zależy szczęście każdej żywej istoty, przeskoczyłbym przez ciebie bez wahania tak jak Hanuman przeskoczył ocean”.
Hanuman rzekł: „O Bhima, kim jest ów Hanuman, o którym wspominasz?”
Bhima odpowiedział: „O małpo, Hanuman, choć jest małpą, jest moim bratem spłodzonym przez Wiatr obdarzonym rozumem, odwagą i siłą. Jego uczynki wychwala wielka epika Ramajana. Przeskoczył ocean jednym skokiem, mając na uwadze obronę żony Ramy Sity. Podczas walki dorównuję mu siłą i odwagą. Wstań więc i pozwól mi iść tam, dokąd chcę, gdyż inaczej z łatwością cię pokonam!”
5. Bhima rozpoznaje w Hanumanie swego brata i pełen respektu dla jego siły prosi go o ukazanie mu swej potężnej formy, którą przybrał, służąc Ramie, lecz Hanuman odmawia, twierdząc, że już tej formy nie posiada, bo należała do innego eonu
Hanuman widząc, że świadomość własnej siły pozbawia Bhimę rozumu i pcha go do działania, chcąc dać mu nauczkę, rzekł: „O Bhima, zlituj się nade mną. Jestem stary i chory. Skoro pysznisz się swą siłą, podnieść mój ogon i w ten sposób sam uwolnij od przeszkody drogę, którą wbrew memu ostrzeżeniu chcesz iść dalej”.
Bhima rzuciwszy małpie pogardliwe spojrzenie, uchwycił jej ogon lewą ręką, lecz mimo użycia wielkiej siły nie potrafił go unieść. Uchwycił więc jej ogon w obie dłonie, lecz i w ten sposób nie potrafił go unieść. Zrozumiawszy, że zgrzeszył swą pychą, stanął przed małpą zawstydzony ze zwieszoną głową i złożywszy pobożnie dłonie, rzekł z pokorą: „O gigantyczna małpo, wybacz mi, ze cię obraziłem. Miej nade mną litość i zdradź mi, kim naprawdę jesteś”.
Hanuman rzekł: „O Bhima, dowiedz się, że mym ojcem jest Wiatr, który jest oddechem świata. Jestem wspomnianą przez ciebie małpą o imieniu Hanuman i wielkim wielbicielem Ramy, w którego ciele narodził się swego czasu bóg Wisznu. W czasie gdy Rama narodził się na ziemi, ja sam przyjaźniłem się z królem małp Sugriwą spłodzonym przez Słońce, którego brat Walin spłodzony przez Indrę oszukał i pozbawił królestwa. Rama broniąc honoru swego ojca, zrezygnował dobrowolnie z królestwa, które mu się należało i wraz ze swą żoną Sitą i młodszym bratem Lakszmaną udał się na wygnanie do Lasu Dandaka, skąd wielki demon rakszasa o imieniu Rawana, brat boga bogactwa Kubery, porwał jego żonę. Rama poszukując swej żony, spotkał na swej drodze mego przyjaciela Sugriwę i na jego prośbę przywrócił mu jego królestwo, pokonując w walce jego podstępnego brata. Sugriwa z wdzięczności ruszył na czele małp na poszukiwanie Sity, a ja byłem razem z nim. Gdy dowiedzieliśmy się, że Rawana trzyma ją w swym położonym za oceanem królestwie Lance, które odebrał Kuberze, przeskoczyłem ocean jednym skokiem, aby podtrzymać ją na duchu. Po zobaczeniu jej i ujawnieniu przed nią mego imienia wróciłem do Ramy, który w wielkiej bitwie zabił Rawanę i wszystkich służących mu demonów rakszasów i odzyskał swą żonę. Po upływie pewnego czasu Rama porzucił swe śmiertelne ciało i udał się z powrotem do nieba. Jeśli chodzi o mnie, to pozwolił mi żyć na ziemi tak długo, aż sława jego czynów zyska nieśmiertelność. Zrealizowałem mój cel i dziś wszystkie boskie nimfy apsary i boscy muzycy gandharwowie śpiewają pieśni o bohaterskich czynach Ramy”.
Kończąc swą opowieść o Ramie, Hanuman rzekł: „O Bhima, teraz wiesz, kim jestem. Jestem twoim bratem i dowiedz się, że nie przypadkowo stanąłem na twej drodze. Choć jezioro Kubery pełne złotych kwiatów lotosu jest niedaleko stąd, chcę powstrzymać cię od kontynuowania swej podróży tą drogą w twój waleczny sposób, zanim ktoś cię przeklnie lub napadnie, gdyż jest to droga umiłowana przez bogów, po której nie chodzą zwykli śmiertelnicy”.
Rozpromieniony spotkaniem ze swym starszym bratem Bhima rzekł: „O mój bracie, możliwość ujrzenia cię jest dla mnie wielkim szczęściem. Ukaż mi jednak, proszę, tę swoją formę, którą przybrałeś, wykonując swój wielki skok przez ocean, abym mógł być w pełni zaspokojony i abym mógł dać wiarę twym słowom!”
Hanuman roześmiał się i rzekł: „O bracie, ani ty ani nikt inny nie może zobaczyć dzisiaj tej formy, gdyż należy ona do innego Czasu i już jej nie posiadam. Czas jest inny podczas eonu zwycięskiego rzutu kośćmi (kritajuga), inny podczas eonu trójkowego rzutu kośćmi (tretajuga) i inny podczas eonu dwójkowego rzutu kośćmi (dwaparajuga). Czas degeneruje się i ziemia, drzewa, rzeki, góry, siddhowie, bogowie i wielcy prorocy przystosowują się do niego z eonu na eon. To samo dotyczy wszystkich żywych istot. Ich siła, rozmiar i zdolności cyklicznie zmniejszają się, aby następnie na nowo wzrosnąć. Zadowól się więc moją obecną formą, którą widzisz. Ja też dostosowuję się do eonów, gdyż przed Czasem nie można uciec”.
Bhima rzekł: „O bracie, wytłumacz mi, ile jest eonów i jak z eonu na eon zmieniają się formy Prawa, Zysku, Przyjemności, siły, władzy, istnienia i śmierci?”
Hanuman rzekł: „O bracie, eonem zwycięskiego rzutu kośćmi (kritajugą) nazywa się ten okres Czasu, w którym całkowicie rządzi nieśmiertelne Prawo. W tym okresie, który jest najlepszym z eonów, istnieje jasno zdefiniowany podział na cztery kasty i każda z kast realizuje własne zadania. Różne fazy życia, zachowania, wiedzy, inteligencji i mocy są właściwie rozdzielone i każda z kast zdobywa dla siebie swe zasługi płynące z prawości, wykonując przydzielone jej zadania. Wszyscy będąc pod kontrolą jednej niezróżnicowanej Wedy i wykonując wszystkie konieczne ryty przy użyciu jednej i tej samej mantry OM, wykonują swoje różne obowiązki, podążając ścieżką tego samego Prawa i tej samej jednej Wedy. Wszyscy działając zgodnie z wiekiem, dostosowując się do czterech stadiów życia i osiągając owoc działania bez angażowania w to swych osobistych pragnień, realizują najwyższy cel. Obowiązki społeczności podzielonej na cztery kasty są w tej epoce doskonale określone, doskonale się uzupełniają i są nieśmiertelne. W tym okresie wszystko zostaje zrobione i nie ma nic, co pozostawałoby nie zrobione. Prawa nie tracą swej ważności i żywe istoty nie umierają. W tym okresie nie ma jeszcze różnicy między bogami, danawami, gandharwami, jakszami, rakszasami czy wężami. Nie ma też podziału na sprzedawanie i kupowanie, nie ma różnic w dźwiękach i w ludzkiej pracy. Duszą wszystkich istot jest biały Narajana. Aby uzyskać owoc działania nie potrzeba działania, gdyż wystarcza sama myśl. Nie ma chorób, psucia się, niezadowolenia i łez. Nie ma ani dumy, ani zniesławiania. Nie ma zmagań, zmęczenia, wrogości lub lęku. Nie ma cierpienia, zawiści i zazdrości.
W eonie trójkowego rzutu kośćmi zwanym tretajugą wyłania się składanie ofiary, powodując, że różne obowiązki i rytuały zaczynają być motywowane przez swój cel, rodząc owoc działania i dary. Władza Prawa zmniejsza się o jedną czwartą i Narajana będący duszą wszystkich istot staje się czerwony. Ludzie są skłonni do prawdomówności i nie schodzą ze ścieżki Prawa. Przestrzegają swych obowiązków i wykonują rytuały.
W eonie dwójkowego rzutu kośćmi (dwaparajuga) siła Prawa zmniejsza się o połowę, Narajana-Wisznu będący duszą wszystkich przybiera kolor żółty, a Wedy dzielą się na cztery. Niektórzy ludzie znają wszystkie cztery Wedy, inni znają jedynie trzy, a jeszcze inni dwie, jedną lub nie znają ich wcale. Ten podział świętych pism powoduje mnożenie się rytuałów. Żywe istoty, choć ciągle oddane Prawu i czynieniu darów, zaczynają być motywowane przez element namiętności. Ponieważ nie ma już jednej Wedy, która byłaby znana wszystkim, Wedy się mnożą. Prawdomówność upada, niewielu żyje w zgodzie z Prawdą i ci, którzy odstępują od Prawdy, cierpią liczne choroby. Pojawia się żądza i katastrofy przyniesione przez los. Niektórzy ludzie nimi dotknięci ćwiczą ascezę, podczas gdy inni, którzy chcą zdobyć niebo składają ofiary. W tej epoce ludzie psują się z powodu bezprawia.
W eonie przegrywającego rzutu kośćmi zwanego eonem niezgody lub kalijugą, który wkrótce nastąpi, siła Prawa osłabia się do jednej czwartej. Narajana będący duszą wszystkich staje się czarny. Wszystkim porusza ciemność. Wedyjskie zasady życia, Prawo, ofiara i rytuał zamierają. Dominują nieszczęścia, choroby, dolegliwości i występki”.
6. Pod wpływem nalegań Bhimy Hanuman ukazuje mu swą potężną formę i podając mu samego siebie za przykład, poucza go konieczności kontrolowania własnej siły i oferowania jej bogom, których należy czcić
Hanuman kontynuował: „O Bhima, w każdym następnym eonie degeneruje się Prawo, a wraz z Prawem degenerują się ludzie i słabną siły sprzyjające powodzeniu świata, gdyż stworzenia dostosowują się do Czasu, w którym żyją. Po co więc tobie, człowiekowi wiedzy, znajomość mej formy, która należała do innego Czasu? Po co ci znajomość czegoś, co nie ma już obecnie znaczenia?”
Jednakże Bhima stanowczo upierał się, aby Hanuman ukazał się przed nim w formie, w której przeskakiwał ocean i Hanuman chcąc sprawić swemu bratu przyjemność, zaczął rosnąć na jego oczach, coraz bardziej przenikając swym ciałem całą przestrzeń i ukazując się przed nim wielki i potężny jak góra. Bhima patrzył na swego brata w tej formie ze zdziwieniem i zachwytem. Wydał mu się wspaniały jak słońce w swym pełnym splendorze jak góra Meru lub jak przestrzeń wypełniona ogniem. Pełen trwożliwego podziwu aż przymknął oczy. Widząc to, Hanuman rzekł: „O Bhima, ukazałem ci się jedynie w takiej formie, którą potrafisz znieść, patrząc na nią. Nie jest to jednak koniec moich możliwości i mogę stać się jeszcze większy, gdyż w obliczu wroga mogę dzięki mej własnej mocy bezgranicznie rosnąć”.
Bhima patrząc na Hanumana olbrzymiego jak góra Mandara, popadł w zdumienie i drżący, choć z rozradowanym sercem złożył pobożnie dłonie i rzekł: „O synu Wiatru i mój bracie, na własne oczy zobaczyłem rozmiar, który może przybrać twe ciało. Proszę cię, zmniejsz się teraz, gdyż równie trudno mi patrzyć na ciebie w tej formie jak na tarczę słoneczną. Patrząc na twoją siłę, nie mogę jednak przestać się dziwić, dlaczego Rama mając ciebie po swej stronie, sam osobiście zaatakował Rawanę. Jesteś przecież tak potężny, że wyłącznie dzięki sile swych własnych ramion mógłbyś z łatwością zniszczyć zarówno Rawanę jak i jego siedzibę Lankę, razem z jej górami i broniącym jej wojskiem”.
Hanuman odpowiedział: „O bracie, masz całkowitą rację. Z łatwością mógłbym pokonać tego zdegenerowanego demona Rawanę. Jednakże zabijając go, umniejszyłbym chwałę Ramy. Powstrzymałem się od tego, aby Rama po zabiciu Rawany i jego hordy mógł wrócić ze swą żoną Sitą do swego królestwa, ugruntowując w świecie swą królewską władzę i sławę”.
Hanuman kontynuował: „O mój mądry i oddany mi bracie, krocz dalej bezpieczną i pewną drogą, chroniony przez wiatr. Zaprowadzi cię ona do lasu Saugandhika, gdzie znajdziesz ogród należący do boga bogactwa Kubery, strzeżony przez jakszów i rakszasów. Nie wolno ci jednak rzucić się porywczo na te kwiaty, gdyż człowiek musi oddawać specjalne honory bogom.
Bogowie obdarzają swą łaską tych, którzy wlewają do ognia oczyszczone masło, deklarują im swe oddanie, składają ofiary i nucą święte sylaby. Chroń ścieżkę, którą biegnie twoje Prawo, lecz strzeż się przed rozniecaniem przemocy! Upierając się przy własnym Prawie, musisz nauczyć się sprawdzać, czy nie wchodzisz w konflikt z Najwyższym Prawem i w każdym przypadku musisz upewnić się, czy bezprawie nie uchodzi przypadkiem za Prawo i czy przypadkiem Prawo nie jest nazywane bezprawiem. Prawo rodzi się z zachowania, a Wedy rodzą się z Prawa. Z Wed rodzi się składanie ofiary, a ono ustanawia bogów. Bogowie są utrzymywani przy życiu dzięki ofierze ustanowionej poprzez nakazy wedyjskich reguł życia, a ludzie dzięki handlowi, hodowli, uprawie ziemi. Cały świat istnieje dzięki istnieniu handlu, obowiązków i braminów. Mędrzec musi zdobyć wiedzę Wed oraz umiejętności w swym zawodzie i zarządzaniu, aby w ten sposób zabezpieczyć istnienie państwa. Bez realizacji obowiązków oraz bez wedyjskiego Prawa i państwowej administracji świat rozpadłby się w chaosie. Bez handlu i wedyjskiego Prawa żywe istoty zginęłyby. Prawo właściwe dla danej kasty jest jak eliksir nieśmiertelności zapewniający światu trwanie. Składanie ofiar, uczenie się i rozdzielanie darów są celami, do których powinni dążyć wszyscy niezależnie od tego, do której należą kasty. Wykonywanie rytuałów i nauczanie jest celem braminów, ochrona jest celem wojownika, a dostarczanie pożywienia jest celem plebsu. Posłuszeństwo braminom jest obowiązkiem służących i uczniów, choć służący tym się różni od ucznia, że zabrania mu się żebractwa, wrzucania ofiary do ognia i składania przysiąg, co wolno czynić uczniowi”.
Hanuman kontynuował: „O Bhima, ty podlegasz Prawu magnatów i twym celem jest obrona Prawa. Służ więc swemu własnemu Prawu, będąc powściągliwy zarówno w zachowaniu jak i namiętnościach. Naprawdę rządzi ten, kto bierze przykład ze starszych, mędrców i ascetów. Zdeprawowany przegrywa. Bramin zdobywa niebo dzięki umartwieniom, samokontroli i wykonywaniu rytuałów, człowiek z pospólstwa dzięki darom, gościnności i odpowiednim rytom, podczas gdy magnat i wojownik zdobywa je dzięki stosowaniu zarówno represji jak i ochrony i ten z nich, który używa poprawnie swego berła, oczyszczony zarówno z miłości jak i nienawiści, pobawiony zarówno żądzy jak i gniewu idzie ścieżką najlepszych”.
Pouczywszy w ten sposób swego brata, Hanuman zmniejszył swe ciało i uściskał go serdecznie, uwalniając jego ciało od zmęczenia. Rzekł głosem przepełnionym uczuciem: „O bracie, nie zapominaj nigdy o mnie podczas swych rozmów z innymi. Spotkanie z tobą sprawiło mi wielką przyjemność, gdyż mogłem znowu dotknąć ludzkiego ciała i wrócić pamięcią do Ramy, który choć był bogiem, narodził się na ziemi człowiekiem. Chcę, aby spotkanie ze mną przyniosło także tobie jakąś korzyść. Powiedz mi swą prośbę, którą mógłbym spełnić?”
Bhima odpowiedział: „O bracie, niech będzie ci chwała. Miej dla mnie łaskę i wybacz mi moje zaślepienie. Przez samo spotkanie z tobą odniosłem już wielką korzyść. Niech wszyscy Pandawowie znajdą w tobie ochronę, gdyż mając tak wspaniałego obrońcę, zdołamy pokonać naszych wrogów”.
Hanuman rzekł: „O bracie, pozwól, ze motywowany mą braterską miłością oddam ci braterską przysługę i że siedząc na fladze rydwanu Ardżuny wzmocnię swoim rykiem twój lwi ryk, gdy podczas bitwy wedrzesz się w szeregi wroga”. Wypowiedziawszy te słowa Hanuman zniknął.
7. Bhima kontynuuje swój marsz w kierunku jeziora Kubery i zrywa rosnące tam kwiaty, prowokując tym do walki rakszasów i jakszów, lecz sam Kubera nie angażuje się w walkę, wierząc, że występek Bhimy jest zgodny z tajemniczym planem Kryszny
Bhima gnany nieodpartą chęcią sprawienia przyjemności Draupadi ruszył dalej we wskazanym mu przez Hanumana kierunku, gdzie znajdował się park Kubery i gdzie rosły złote lotosy, rozmyślając nad potężną formą swego brata, którą zobaczył i nad wspaniałością Ramy, który pokonał brata boga bogactwa Kubery demona Rawanę. Wreszcie zobaczył szeroką rzekę przepływającą przez las, w którym pasły się stada jeleni, przybraną złotymi kwiatami lotosu i opasującą górę jak świeża girlanda. W zakolu rzeki dostrzegł z radością jasny jak poranne słońce las Saugandhika i zrozumiał, że osiągnął to, czego pragnął. Na zalesionej grani dostrzegł przepiękne jezioro powstałe z wód górskich wodospadów, znajdujących się niedaleko pałacu Kubery, wypełnione żółtymi liliami i szczerozłotymi kwiatami lotosu, o czystej wodzie mającej smak eliksiru nieśmiertelności, której starczyłoby na oczyszczenie całego świata. Był to teren zabaw króla jakszów Kubery, do którego z szacunkiem odnosili się bogowie, gandharwowie i apsary, odwiedzany przez proroków, jakszów, rakszasów i kimpuruszów i chroniony przez Kuberę.
Już samo spojrzenie na to niebiańskie jezioro wypełniło serce Bhimy wielką radością. Dostrzegł jednak również tysiące uzbrojonych demonów rakszasów broniących doń dostępu i czekających na rozkazy Kubery. Demony dostrzegły również zbliżającego się bez lęku do jeziora uzbrojonego, choć ubranego w skórę jelenia Bhimę. Podeszły do niego i zapytały: „O uzbrojony człowieku ubrany w strój pustelnika, powiedz nam, kim jesteś i w jakim celu tu przybywasz?”
Bhima odpowiedział: „O demony, nazywam się Bhima i jestem młodszym bratem Króla Prawa, którego ojcem jest sam bóg Prawa Dharma. Razem z moimi braćmi przebyłem długą drogę, aby dotrzeć do pustelni Nary i Narajany, Badari. Gdy tam się znaleźliśmy wiatr przyniósł ze sobą złoty kwiat lotosu, który zobaczyła nasza żona Draupadi i zapragnęła mieć ich więcej. Chcąc sprawić jej przyjemność, udałem się w kierunku wskazanym przez wiatr i przybyłem aż tutaj, aby zerwać dla niej te kwiaty”.
Rakszasowie odpowiedzieli: „O człowieku, poszukując tych kwiatów, dotarłeś do miejsca, które jest ulubionym miejscem zabaw boga bogactwa Kubery. Zwykły śmiertelnik nie może szukać tu rozrywki. Nawet prorocy, bogowie, jakszowie, gandharwowie i apsary muszą prosić Kuberę o pozwolenie, zanim przyjdą tutaj zabawiać się i pić wodę. Każdy, kto przychodzi tutaj bezprawnie, lekceważąc Pana Bogactwa jest niegodziwcem i zginie. Jak więc śmiesz nazywać sam siebie bratem Króla Prawa, skoro lekceważysz Pana Bogactwa i chcesz przemocą zerwać rosnące tu i należące do niego kwiaty?”
Bhima odpowiedział: „O demony, nie widzę tutaj nigdzie Pana Bogactwa Kubery, abym mógł go poprosić o te kwiaty, a nawet, gdyby go widział, nie poprosiłbym go o nie, gdyż będąc magnatem kroczę ścieżką mojego Prawa, które zabrania mi żebrać. To piękne jezioro pełne złotych lotosów powstało z wód spadających z gór i nie jest własnością wyłącznie Kubery, lecz należy do wszystkich żywych istot”.
Ignorując wysiłki rakszasów, aby mu w tym przeszkodzić, wszedł do jeziora i rozpoczął zrywanie kwiatów. Demony rzuciły się nań tłumnie, grożąc mu, że ugotują go i zjedzą. Jednakże Bhima, choć był sam jeden przeciw tłumowi demonów, bez trudu odpierał ich atak przy pomocy swej maczugi. W końcu pokonane przez jego odwagę, siłę i wiedzę, utraciwszy swych dowódców, mimo swej liczebnej przewagi wycofały się w pośpiechu i chaosie. Całkowicie pokonane i odrętwiałe wzbiły się w przestworza i odleciały, podczas gdy Bhima dalej zrywał złote lotosy i pił wodę z jeziora, która przywracała mu utracone siły. Zamroczone jego siłą udały się wprost do pałacu Kubery i bardzo przygnębione opowiedziały mu o jego sile i waleczności. Jednakże Kubera po wysłuchaniu ich słów nie rozgniewał się, lecz wybuchnął gromkim śmiechem i rzekł: „O demony, niech Bhima weźmie tyle kwiatów ile chce, gdyż dobrze znam cel, który przyświeca Krysznie”. Powiedziawszy to pozwolił im odejść i demony oczyszczone z gniewu udały się z powrotem nad niebiańskie jezioro i obserwowały jak Bhima samotnie pluskał się w wodzie.
8. Król Prawa obserwując burzę piaskową, domyśla się, że Bhima podjął walkę ze strażnikami majątku Kubery i wraz ze swymi towarzyszami udaje się do parku Kubery
W czasie, gdy nieustraszony Bhima kontynuował zrywanie drogocennych, niebiańskich, wolnych od kurzu kwiatów z jeziora należącego do Kubery, zerwał się potężny rozdmuchujący żwir i piasek wiatr, jakby przewidując walkę. W uścisku trąby powietrznej spadł na ziemię wielki płonący meteor, a słońce straciło swój blask. Gromadził się potężny sztorm, powodując drżenie ziemi. Niebo poczerwieniało, a zwierzęta podniosły przeraźliwy wrzask. Wszystko pokrywała coraz większa ciemność.
Widząc nadchodzącą burzę piaskową, Król Prawa rzekł: „O bracia marzący o walce, któż to próbuje nas zmiażdżyć? Znaki wskazują, że wkrótce będziemy mogli odzyskać naszą utraconą pozycję w świecie dzięki naszej waleczności”. Nie dostrzegając wśród swych braci Bhimy, niezastąpionego podczas bitwy, zapytał Draupadi, czy wie, gdzie on się podział, niepokojąc się o to, czy przypadkiem nie popełnił już jakiejś przemocy, do której się od dawna wyrywał, gdyż wszystkie widoczne znaki zdawały się zapowiadać bitwę i wielkie zagrożenie. Draupadi odpowiedziała: „O królu, zawładnął mną dziś miłosny nastrój i gdy zobaczyłam złoty kwiat lotosu przyniesiony przez wiatr, poprosiłam Bhimę, aby udał się do parku Saugandhika, placu zabaw boga bogactwa Kubery i zerwał ich więcej”.
Król Prawa postanowił wyruszyć natychmiast w tym samym kierunku, w którym udał się Bhima, aby dotrzeć nad jezioro Kubery, zanim jego brat Bhima zdoła popełnić jakiś grzech przeciw wędrującym tą drogą siddhom. Wiedząc, że Bhima musiał już zajść daleko, gdyż poruszał się z szybkością wiatru jak ptak Garuda, poprosił towarzyszących im rakszasów, aby poniosły braminów, a syna Bhimy Ghatotkakę poprosił, aby poniósł Draupadi. Dzięki pomocy demonów szybko wznieśli się na wysokość, gdzie znajdowało się jezioro Kubery i ujrzeli na jego brzegu ciała leżących pokotem martwych jakszów i rakszasów oraz Bhimę jak wznosił w górę swą potężną maczugę, przypominając swym wyglądem samą śmierć, która wznosi swe berło, gdy nadchodzi czas zagłady. Król Prawa podszedł do swego potężnego brata i ściskając go serdecznie, rzekł łagodnym głosem: „O bracie, dokonałeś aktu przemocy, który jest wbrew woli bogów. Proszę cię, nie czyń tego nigdy więcej”.
Po tym jak Król Prawa upomniał go w ten sposób, wszyscy razem zebrali zerwane przez niego złote kwiaty lotosu i zażyli kąpieli w jeziorze należącym do boga bogactwa Kubery, ciesząc się jak nieśmiertelni. Podczas ich kąpieli nad brzeg jeziora nadciągnęły nowe zastępy strażników, niosąc w swych dłoniach potężne kamienie, lecz gdy rozpoznali Króla Prawa, jego braci, towarzyszącego im mędrca Lomasę i innych braminów, gniew ich opuścił i zamiast rozpocząć z nimi walkę, pokłonili się im w pokorze, oddając im cześć. Na ich pobyt nad jeziorem wyraził także zgodę bóg bogactwa Kubera i w ten sposób Król Prawa i jego towarzysze mogli spędzić tam pewien okres czasu.
9. Bhima zabija rakszasę Dżatasurę, który zazdrosny o ich broń podstępnie kradnie ją, udając bramina i uprowadza do lasu Draupadi i jego braci
Pewnego dnia, gdy Bhima udał się na polowanie, Król Prawa, bliźniacy i Draupadi zostali porwani przez demona Dżatasurę, który, płonąc żądzą ukradzenia im ich broni, której posiadania im zazdrościł, udawał bramina. Jednemu z bliźniaków, Sahadewie, udało się jednak uciec i zwerbować do pomocy Bhimę.
Gdy demon powróciwszy do swej demonicznej formy, unosił swe ofiary w las, Judhiszthira rzekł: „O głupcze, co czynisz? Porywając nas, niszczysz wszystkie swoje zasługi, gdyż grzeszysz. Czyżbyś nie wiedział, że wszystkie żywe istoty utrzymują się przy życiu dzięki człowiekowi i że powodzenie tego świata zależy od powodzenia naszego świata? Gdy się człowiekowi nie powodzi, cierpią na tym bogowie, gdyż ich dobrobyt zależy od rytualnych ofiar i od oddawania czci przodkom. My sami, będąc magnatami, jesteśmy strażnikami królestwa, a czy wyobrażasz sobie szczęście i powodzenie w świecie bez królestwa? Demon żywiący się ludzkim mięsem nigdy nie powinien atakować króla, jeżeli jest on niewinny. Miałem cię poza tym za bramina, bo taką przybrałeś formę. Czyżbyś nie wiedział, że jest grzechem wykorzystywanie zaufania przyjaciół, których jedzeniem się żywiłeś i u których znalazłeś schronienie? Zgrzeszyłeś, zachowując się fałszywie i myśląc fałszywie i nie zasługujesz na uczciwą śmierć. Twój umysł musi być całkowicie wyprany z uczciwości i opanowany przez zło, skoro nie podjąłeś z nami uczciwej walki o przedmioty, których pożądałeś. Twoje bezprawie nie przyniesie nic poza mnożeniem bezprawia. Strzeż się, gdyż dziś ośmieliłeś się położyć swe wstrętne łapy na należącej do ludzkiego gatunku kobiecie i w ten sposób wyprodukowałeś truciznę, którą sam będziesz musiał wypić!”
Przemawiając tak do demona, Judhiszthira stawał się coraz cięższy i obciążony swym ładunkiem demon poruszał się coraz wolniej i wkrótce dogonił go Sahadewa i podążający za nim Bhima. Sahadewa wyzwał go do walki, krzycząc: „O demonie, podejmij ze mną walkę, gdyż dla wojownika nie ma większego szczęścia niż zginąć lub pokonać wroga w otwartej bitwie i zdobyć w ten sposób niebo. Przestanę nazywać się magnatem, jeżeli nie zabiję cię przed zachodem słońca!”
Bhima słysząc wyzywające słowa Sahadewy i widząc swych braci i Draupadi niesionych przez demona, którego umysł już dawno zniszczył Czas i który straciwszy orientację, błądził tu i tam, popychany bezwładnie przez los, krzyknął: „O demonie, doskonale cię rozpoznaję. Już raz cię widziałem, jak przyglądałeś się zazdrośnie naszej broni, ale nie zabiłem cię wtedy, bo ukrywałeś się pod przebraniem bramina i w tej formie nie wyrzekłeś nigdy złego słowa. Każdy, kto by cię wówczas zabił, nawet wiedząc, że jesteś rakszasą, poszedłby do piekła. Czas nie dojrzał jeszcze wówczas do tego, aby cię zabić. Ale teraz, porywając Draupadi, sam wyznaczyłeś moment swej śmierci, bo połknąłeś haczyk, który zarzucił na ciebie Czas”.
Demon rakszasa, ponaglany przez Czas, postawił na ziemi swój ładunek i podchodząc do Bhimy z dolną wargą drżącą z gniewu, wrzasnął: „O marny człowieku, wcale nie straciłem orientacji, lecz porywając twych braci zastawiłem na ciebie pułapkę. Nie mogę bowiem zapomnieć o tych licznych rakszasach, których dotychczas zabiłeś i dziś chcę pomścić ich śmierć, oferując im wodę pogrzebową zmieszaną z twoją krwią”. Na te prowokacyjne słowa Bhima rzucił się na niego z pięściami, na co demon odpowiedział kontratakiem. Nakula i Sahadewa ruszyli mu gniewnie na pomoc, lecz Bhima ich powstrzymał, mówiąc: „O bracia, pozwólcie mi samemu rozprawić się z tym wstrętnym rakszasą. Przysięgam, że nie dożyje on wieczora”.
W ferworze walki zaczęli wyrywać jedno po drugim drzewa, rzucając nimi w siebie nawzajem, rycząc jak chmury monsunowe. Gdy ogołocili już z drzew całą okolicę, zaczęli wyrywać i rzucać w siebie nawzajem potężnymi skałami. Wreszcie, pyszniąc się swą siłą, uchwycili się za ramiona, ciągnąc jeden drugiego za sobą jak walczące słonie i grzmocąc się zaciśniętymi pięściami. W końcu Bhima dostrzegając zmęczenie rakszasy, zacisnął swą potężną pięść wyglądającą jak pięciogłowy wąż i uderzył nią w kark demona, który aż zachwiał się od mocy tego uderzenia. Bhima uchwycił go i podniósłszy go wysoko, uderzył nim z całej siły o ziemię, aby następnie połamać mu jego kończyny i silnym uderzeniem łokcia oderwać od ciała jego głowę, która upadała na ziemię skropioną krwią z głośnym klaśnięciem ust, wytrzeszczonymi oczami i zaciśniętymi zębami.
10. Pandawowie udają się na górę Śwetę i docierają do pustelni proroka Arstiseny leżącej na granicy z królestwem Kubery bronionym przez rakszasów, gdzie człowiek nie ma wstępu i czekają tam na powrót Ardżuny
Gdy Pandawowie wrócili z powrotem do pustelni Nary i Narajany, Król Prawa rzekł: „O bracia, musimy udać się na szczyt góry Śwety i tam czekać na naszego brata Ardżunę, gdyż obiecał on, że po pięciu latach terminowania u bogów tam właśnie zstąpi z boskiego świata, przynosząc ze sobą zdobytą boską broń”. Po zaciągnięciu w tej sprawie rady u braminów i ascetów i po uzyskaniu ich błogosławieństwa Pandawowie okrążyli ich pobożnie i prowadzeni przez mędrca Lomasę wyruszyli w drogę, mając u swego boku swą żonę Draupadi i garstkę braminów. Za nimi podążał syn Bhimy Ghatotkaka i inni rakszasowie gotowi do przeniesienia ich przez góry, gdy poczują się zbyt zmęczeni. Szli w kierunku północnym, gdzie grasują lwy, tygrysy i słonie, mając przed sobą szczyty góry Kailasa i górę Meru. Po siedemnastu dniach dotarli do świętej grani Himalajów, gdzie znajdowała się pustelnia króla i mędrca o imieniu Wrszaparwan porośnięta drzewami ożywianymi krystaliczną wodą wijących się strumieni. Spędzili u niego siedem nocy, po czym po otrzymaniu od niego błogosławieństwa oraz wskazówek, co do dalszej drogi, ruszyli pieszo w dalszą podróż, pozostawiając pod jego opieką towarzyszących im dotychczas braminów i wszystkie swoje królewskie szaty i złote ozdoby.
Przedzierając się z łatwością przez wiele niedostępnych miejsc porośniętych bogatą roślinnością, pełnych dzikich zwierząt i różnych nieziemskich istot i mijając wiele jezior wypełnionych krystalicznie czystą wodą i różnokolorowymi kwiatami lotosu, po czterech dniach wędrówki dotarli do bogatej w wodę i minerały góry Śwety. Król Prawa rzekł do Bhimy: „O Bhima, spójrz na to wspaniałe otoczenie, które jest terenem gier i zabaw bogów. Dotarłszy aż tutaj, podążamy najwyższą ścieżką, dzięki czemu doskonalimy się”. I tak krocząc tą najwyższą ścieżką i sycąc wzrok widokiem świętych gór, dotarli do pustelni króla i proroka Arstiseny uprawiającego bardzo surowe umartwienia.
Pandawowie podeszli do tego wielkiego ascety, który oczyścił się całkowicie z wszelkich grzechów dzięki swej ascezie, schylając w pokłonie swe czoła. Arstisena rozpoznał Pandawów, poprosił ich, aby usiedli i rzekł: „O Judhiszthira, tutaj wasza droga się kończy. Nie powinniście iść dalej ku szczytowi gór. Zostańcie tutaj i tutaj czekajcie na powrót Ardżuny. Stąd możecie dostrzec jak podczas różnych faz księżyca szczyty tych gór odwiedzają unoszący się w przestworzach asceci żywiący się jedynie wodą i powietrzem oraz kimpuruszowie ze swymi ukochanymi i jak gromadzą się tam tłumy boskich muzyków gandharwów oraz nimf apsar ubranych w swe jedwabne szaty, do których nie przywiera kurz. Gromadzą się tam także tłumy wężów, ptaków Garudów i żmij. Ze szczytów tych gór aż tutaj dochodzą boskie dźwięki bębnów, cymbałów i konch. Stąd można nawet zobaczyć samego boga bogactwa Kuberę, ukazującego się na szczycie jak wschodzące słońce w otoczeniu apsar i rakszasów i całego swego bogactwa. Przebywając w mej pustelni, będziecie mogli wszystkim tym nacieszyć swój wzrok. Nie ważcie się jednak podchodzić bliżej, gdyż szczyt ten jest ogrodem bogów, danawów, siddhów i Kubery, do którego śmiertelnemu człowiekowi wstęp jest zabroniony. Żyjące tam istoty nieziemskie nienawidzą człowieka, gdyż on ciągle grzeszy w swej znikomości. Miejsce to jest dostępne jedynie dla boskich proroków oczyszczonych z grzechów. Zwykły śmiertelnik, który ośmieli się lekkomyślnie kontynuować swą podróż na szczyt, zginie zabity przez rakszasów uzbrojonych w swe żelazne haki”.
Prorok Arstisena kontynuował: „O królu, zamieszkajcie tutaj w mej pustelni i czekajcie na powrót Ardżuny. Skoro doszliście aż tak daleko, musicie być zdecydowani i nie wolno wam poddawać się pokusie lekkomyślnego przekroczenia granicy dzielącej świat ludzki od świata bogów”.
11. Bhima sprowokowany przez Draupadi do walki z demonami udaje się po raz drugi do królestwa Kubery i po zmasakrowaniu armii rakszasów broniących ludziom dostępu do królestwa zabija przyjaciela Kubery, rakszasę Manimata
Judhiszthira zaakceptował zaproszenie ascety Arstiseny i powstrzymując się od dalszej wędrówki na szczyt góry Śwety, pozostał razem ze swymi braćmi do końca piątego roku swego wygnania na grzbiecie Himalajów w jego pustelni, żywiąc się owocami i leśną zwierzyną zabitą oczyszczonymi strzałami, podczas gdy pomagające im dotychczas w podróży demony rakszasowie i syn Bhimy Ghatotkaka udali się do swych własnych światów, obiecując pojawić się ponownie na ich wezwanie.
Pewnego dnia nad znajdujące się niedaleko pustelni jeziorko przyleciał ze szczytów gór boski ptak Garuda i gdy złapał żyjącego w jeziorze potężnego węża, góry zadrżały, a na ziemię zaczęły padać powalone potężne drzewa, a wiatr powstały od uderzenia jego skrzydeł przyniósł ze sobą niebiańskie kwiaty o pięciu kolorach. Gdy wszyscy z podziwem obserwowali ten cud, Draupadi rzekła do Bhimy, który siedział samotnie w zacisznym górskim zakątku: „O Bhima, czy pamiętasz jak twój brat Ardżuna rzucił wyzwanie samemu królowi bogów Indrze, pomagając Ogniowi spalić Las Khandawa i dzięki temu zdobył swój łuk Gandiwę? W tobie samym jest równa mu wspaniałość pozwalająca na rzucenie wyzwania bogom. Dzięki sile swych ramion z całą pewnością potrafiłbyś przegnać wszystkich rakszasów broniących majątku Kubery na szczytach tych gór i w ten sposób pozwoliłbyś nam na odwiedzenie bez lęku i dezorientacji tych sprzyjających szczęściu szczytów i na ucieszenie wzroku widokiem rosnących tam niebiańskich kwiatów. Od dawna tęsknię za tym, aby dzięki ochronie twych silnych ramion móc zobaczyć te niebiańskie szczyty”.
Bhima, sprowokowany w ten sposób przez Draupadi, uchwycił swój łuk, miecz i kołczany pełne strzał i obserwowany przez kimnarów, wielkie węże, gandharwów i rakszasów, dumny jak lew lub słoń podczas rui ruszył bez lęku i wątpliwości dziką ścieżką ku zakazanym wierzchołkom gór, gdzie znajdowało się wypełnione złotymi i krystalicznymi domami królestwo Kubery. Wkrótce dotarł do pałacu Kubery otoczonego murem wybijanym drogimi kamieniami i ogrodem wspaniałych kwiatów i stanął przed nim w pozycji gotowej do walki, nieruchomy jak góra, zbrojony w łuk, maczugę i miecz, gotowy, aby poświęcić swe życie. Zadął w swą konchę, uderzył w cięciwę swego łuku i zaklaskał w dłonie, wyzywając do walki wszystkich broniących pałacu jakszów, rakszasów i gandharwów, których wielki tłum rzucił się wkrótce do ataku, mając przeciw sobie samotnego śmiertelnego człowieka. Bhima odpierał ich atak przy pomocy swych strzał i zalewający go strumień krwi i martwych ciał demonów czynił go podobnym do słońca zakrywanego przez chmury. I tak jak słońce przedziera się przez chmury tak Bhima przedzierał się przez tłum swych wrogów przy pomocy swych strzał. I choć demony robiły, co mogły, aby go przestraszyć swą bronią i straszliwym rykiem, nie potrafiły złamać jego koncentracji i zaczęły się w popłochu wycofywać na południe gdzie znajduje się królestwo boga umarłych Jamy, porzucając na polu bitewnym swe miecze, maczugi, dzidy i bojowe siekiery, przerażone walecznością tego silnego człowieka uzbrojonego w swój łuk.
Gdy tłumy rakszasów rozpierzchały się w panice, potężny demon rakszasa o imieniu Manimat, przyjaciel Kubery, zawołał za nimi: „O demony, jak możecie dać się pokonać jednemu śmiertelnikowi. Jak wytłumaczycie swą ucieczkę, gdy staniecie przed obliczem boga bogactwa Kubery?” I sam jeden uzbrojony w dzidę i maczugę ruszył w kierunku Bhimy jak potężny słoń, na co Bhima odpowiedział strzałami, dosięgając nimi jego boku i wybijając mu z dłoni potężną maczugę. Waleczny rakszasa uchwycił swój oszczep i rzucił nim w kierunku Bhimy, raniąc go w prawe ramię. Bhima z kolei uchwycił swą maczugę i wymachując nią, rzucił się na Manimata, który wymachując swym potężnym bojowym hakiem i głośno rycząc, natarł na Bhimę. Bhima jednak swą pałką złamał jego hak i powalił go martwym na ziemię. Widzące to pozostające na polu bitwy oddziały rakszasów boleśnie zawyły i w panice rozbiegły się w kierunku wschodnim.
12. Król Prawa potępia czyn Bhimy, lecz Kubera jest zadowolony, twierdząc, że masakrując jego armię i zabijając jego przyjaciela, zrealizował on jedynie klątwę mędrca Agastji i uwolnił go od jego grzechu
Król Prawa i jego towarzysze usłyszeli rozbrzmiewające w górach echo bitwy i zauważywszy, że Bhima zniknął, zostawili Draupadi pod opieką mędrca Arstiseny i ruszyli w pośpiechu w kierunku zakazanych szczytów górskich, gdzie znajdowało się królestwo Kubery. Dotarłszy na szczyt zobaczyli Bhimę, od którego bił blask jak od Indry po zabiciu wszystkich danawów i otaczające go martwe ciała leżących na ziemi gigantycznych i przeraźliwych rakszasów. Przekroczyli ciała zabitych i podchodząc do Bhimy, wzięli go w ramiona i obecność tych czterech łuczników rozświetlała wierzchołek góry jak obecność czterech strażników świata na niebie.
Król Prawa rzekł do Bhimy: „O Bhima, ten obraźliwy czyn, który popełniłeś z głupoty lub dezorientacji nie pasuje do ciebie tak jak kłamstwo nie przystoi pustelnikowi. Ten, kto zna Prawo, wie, ze nie wolno występować przeciw woli króla, jak ty uczyniłeś, wdzierając się do zakazanego dla stopy ludzkiej miejsca. Ponadto to, co uczyniłeś jest obraźliwe dla trzydziestu bogów. Ten, którego umysł jest nakierowany na czynienie zła i nie branie pod uwagę Prawa i Zysku, będzie musiał spożyć owoc swych złych uczynków. Proszę cię, nie zachowuj się w ten sposób nigdy więcej”.
Tymczasem rakszasowie, którym udało się przeżyć masakrę spowodowaną przez Bhimę, zalani krwią, z włosami rozwichrzonymi, wydając z siebie okrzyki przerażenia i porzucając swą broń, pognali pospiesznie do pałacu Kubery. Rzekli: „O Panie, wszystkie najpotężniejsze demony zostały zabite przez jednego samotnego śmiertelnego człowieka, który bezmyślnie wdarł się przemocą na szczyty gór i wziął je w posiadanie. Twój przyjaciel Manimat leży martwy na polu bitewnym!”
Wiadomość o tym drugim już występku Bhimy doprowadziła króla wszystkich jakszów do wściekłości i z oczami poczerwieniałymi z gniewu, zawołał: „Jak to jest możliwe!” Kazał natychmiast zaprząc do swego potężnego jak chmura i wysokiego jak góra rydwanu najwspanialsze konie gandharwów, szybkie jak strzała i wychwalany przez bogów i gandharwów, stanął na czele tłumu uzbrojonych jakszów i wyruszył na spotkanie z Bhimą.
Pandawowie widząc zbliżającego się do nich boga bogactwa, zadrżeli z podniecenia, podczas gdy Kubera poczuł nagle, że gniew go opuszcza. Podążający za nim jakszowie zwinni jak ptaki wzlecieli na szczyty góry, otaczając stojącego na ich czele boga, lecz gdy zobaczyli zmianę jego nastroju i przyjazne ustosunkowanie się do Pandawów, ich gniew również osłabł.
Król Prawa i bliźniacy złożyli bogowi bogactwa pokłon i czując swą winę, stali przed nim pokornie ze złożonymi rękami. Tylko Bhima trzymając w dłoniach swój łuk, strzały i miecz i nie odczuwając zmęczenia mimo otrzymanych ran, stał w wojowniczej postawie, spoglądając bez lęku na Pana Bogactwa. Widząc to, Kubera rzekł do Judhiszthiry: „O Królu Prawa, każda żywa istota wie, że masz zawsze na uwadze dobro wszystkich żywych istot. Przebywaj więc na tym górskim szczycie ze swymi braćmi bez lęku. I nie wolno ci gniewać się na Bhimę za zabicie tych demonów rakszasów, gdyż one od dawna były już skazane na śmierć przez Czas i Bhima był tu jedynie narzędziem. Nie czuj się zawstydzony z powodu tej przemocy. Bogowie od dawna wiedzieli o tej mającej nastąpić masakrze jakszów i rakszasów i nie odczuwam z jej powodu gniewu. Wręcz przeciwnie, jestem zadowolony, bo już od dawno pogodziłem się z tym mającym nastąpić występnym czynem Bhimy”.
Kubera zwrócił się do Bhimy: „O Bhima, nie chcę obciążać twego umysłu winą za to, że chcąc zaspokoić zachciankę Draupadi, popełniłeś tę zuchwałość i nie zważając ani na mnie ani na bogów, zabiłeś tych jakszów i rakszasów, polegając jedynie na sile swych własnych ramion. Jestem zadowolony, żeś to uczynił, gdyż dzięki twemu czynowi zostałem uwolniony od przeraźliwej klątwy proroka Agastji i oczyściłem sie z mego grzechu. I ponieważ od dawna na to czekałem, ty sam jesteś oczyszczony ze swej winy”.
Kubera kontynuował, zwracając się do Judhiszthiry: „O królu, pewnego dnia, gdy zwołano radę bogów, udałem się tam na czele trzech setek uzbrojonych po zęby jakszów. Po drodze nad brzegiem Jamuny dostrzegłem proroka Agastję pogrążonego w bardzo surowych umartwieniach, stojącego z rękami wzniesionymi w górę, z twarzą zwróconą w kierunku słońca. Dostrzegł go również mój przyjaciel rakszasa Manimat i dla kaprysu, z braku wiedzy, z zuchwalstwa lub z głupoty napluł z góry na wielką głowę mędrca. Rozgniewany mędrzec płonąc ogniem swych umartwień, rzekł: ‘O Panie Bogactwa, z powodu tej zniewagi, której dopuścił się ten niegodziwiec i na którą ty spokojnie patrzyłeś, zginie on razem ze swą armią z rąk zwykłego śmiertelnika. Jego śmierć będzie także twoim nieszczęściem, bo stracisz nie tylko swego przyjaciela, ale razem z nim całą swą armię. Twój grzech przeciw mnie zostanie jednak wymazany i nie przyniesie niekończącej się wendety, gdyż gniew twój minie, gdy na własne oczy zobaczysz tego człowieka, który zmasakrował twą armię. W ten sposób moja klątwa nie będzie miała wpływu na synów i wnuków tej pokonanej armii, a człowiek, który ją zniszczył nigdy więcej nie naruszy twych dóbr i będzie ci od tego momentu posłuszny’. Dziś zrealizowało się to, czego od dawana oczekiwałem. Nie będę się na nim mścić, gdyż widok Bhimy oczyścił mnie z mojego grzechu”.
Kubera kontynuował: „O królu, poucz jednak Bhimę o ograniczeniach działania, aby już więcej nie popełnił podobnego występku, bo nie ujdzie mu to na sucho. Aby w tym świecie dobrze funkcjonować konieczne jest pięć czynników: wytrwałość, wprawa, odpowiednie miejsce i czas i męstwo. Człowiek, który jest motywowany przez zło i nie zna tych pięciu ograniczeń działania, gnie zarówno za życia jak i po śmierci. Głupiec, który nie zna swego czasu i nie zna różnicy między działaniami, nie realizuje tego, czego pragnie, lecz ginie. Niegodziwe są postanowienia tych, którzy działają agresywnie i sądzą, że mogą mieć wszystko, czego zechcą. Miej wiec czujne oko na Bhimę, aby nie pozwolił sobie już więcej na podejmowanie w tych górach jakichś niemądrych działań”.
Wysłuchawszy tych słów boga bogactwa, Bhima odłożył swą maczugę, miecz i łuk i pokłonił się przed nim. Kubera rzekł: „O wielki wojowniku, łam dumę swych wrogów i zwiększaj radość swych przyjaciół. Po spędzeniu nocy w mym królestwie wrócicie do pustelni proroka Arstiseny i mieszkajcie tam bez obaw, gdyż na mój rozkaz będziecie pod ochroną wszystkich jakszów, rakszasów i innych mieszkańców tych gór. Będziecie też pod moją osobistą ochroną. Niedługo Indra da Ardżunie rozkaz odejścia i wasz brat ponownie się z wami połączy. Zdobył wiedzę na temat działań przynoszących zysk i poznał subtelności różnych obowiązków, pobierając nauki w niebie. Jego ognisty temperament został odziany w opanowanie, szczodrość, siłę, ducha, skromność i wytrwałość. Nigdy nie zaangażuje się bezmyślnie w działania, które są potępiane i nigdy nie skłamie”.
Pouczywszy w ten sposób Pandawów, Kubera ruszył w drogę powrotną do swego pałacu na szczytach gór. Za nim ruszyli rakszasowie i jakszowie, wsiadając do wagonów ozdobionych drogimi kamieniami. Ciała martwych rakszasów zostały na rozkaz boga bogactwa usunięte, a Pandawowie chronieni przez pozostałych przy życiu rakszasów spędzili w królestwie Kubery noc spokojnie i bez lęku.